Wjechał w pieszą i dziecko na pasach. Ratownikom powiedział, że zemdlała

Oprac.: Aleksandra Cieślik
Dwóch mężczyzn trafiło do policyjnej celi po tym, jak na przejściu dla pieszych w Lublinie potrącona została kobieta z dzieckiem. Kierowca dostawczego samochodu zaczął cofać. To właśnie wtedy doszło do wypadku. "Syn ma się dobrze, ale niania walczy o życie. Sprawca był wątpliwej trzeźwości. Ratownikom przekazał, że był świadkiem omdlenia na ulicy" - napisał na Twitterze Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej, którego dotyczy sprawa.

Do zdarzenia doszło w środę przy ulicy Szeligowskiego w Lublinie.
Jak podaje portal Lublin 112, kierujący dostawczym renault pomylił adres i wjechał pod niewłaściwy blok. Kiedy zorientował się, że popełnił błąd, nagle zaczął dynamicznie cofać. Nie zauważył kobiety z dziecięcym wózkiem przechodzącej przez przejście dla pieszych.
Na miejscu pojawiło się pogotowie ratunkowe. Przybyłym na miejsce ratownikom kierowca przekazał, że kobieta zemdlała i wraz z wózkiem upadła na jezdnię. Nieprzytomną zabrano do szpitala. Dwulatek ma się dobrze.
"Niania walczy o życie"
Okazało się, że chodzi o dziecko lubelskiego lekarza Jakuba Kosikowskiego oraz jego opiekunkę. Rezydent onkologii klinicznej opisał zajście na Twitterze.
"Kierowca wątpliwej trzeźwości na wstecznym zmiótł z przejścia mojego syna z opiekunką. Ruszył, gdy byli w połowie pasów. Jak wchodzili, stał. Syn ok, pasy i wózek go uratowały. Niania walczy o życie" - relacjonował.
Dodał, że ratownicy medyczni - bazując na zeznaniach sprawy - zabrali kobietę do szpitala z podejrzeniem omdlenia.
"Z teorią upadku nie zgadzały mi się jej obrażenia. Tak samo stan wózka. Sprawdziłem więc monitoring i wezwałem policję dwie godziny po wypadku. Ukłony dla mundurowych, bo bardzo sprawnie zabezpieczyli ślady" - napisał lekarz.
Sprawca - tego samego dnia wieczorem - zgłosił się na komendę. Podał, że czekał na miejscu wypadku na funkcjonariuszy. Z racji, że ci jednak nie przyjechali, postanowił odjechać.
Renault podróżowały dwie osoby. Badanie alkomatem wykazało, że jeden z nich był nietrzeźwy. Do czasu wyjaśnienia sprawy mężczyzn osadzono w policyjnej celi.
Kosikowski zaapelował, by zapinać dzieci w wózkach. "Uratowało to życie i zdrowie mojego syna, wózek wziął na siebie całe obrażenia" - zakończył.