Funkcjonariusze lubelskiej policji od dłuższego czasu rozpracowywali temat kradzieży przedmiotów i gotówki z aut. Historie najczęściej były bardzo podobne - zostawiłem torbę z pieniędzmi w samochodzie, wyszedłem na chwilę do sklepu - relacjonowali ludzie. Po powrocie do pojazdu okazywało się, że jest on otwarty, a ze środka zniknęły wartościowe przedmioty. Kolejne zgłoszenia wykazywały jeszcze jedną cechę wspólną - najczęściej utracone pieniądze pochodziły z kantoru. To mogło wskazywać, że lokale tego typu są przez przestępców bacznie obserwowane. Sprawa była trudna, bo złodzieje nie zostawiali właściwie żadnych śladów. Lubelskie środowisko przestępcze jest infiltrowane dość szczegółowo i wiadomo było, że sprawa może dotyczyć kogoś "z zewnątrz". W końcu, po kolejnej kradzieży udało się ustalić sprawców, którzy zastosowali ten sam schemat, czyli obserwacja okolic kantoru i typowanie ofiar, oraz oczekiwanie na nadarzającą się okazję. Kryminalni, którzy byli świadomi metody prowadzili więc obserwację tego typu miejsc i w końcu natrafili na kradzież. Sprawców zatrzymano w jednym z lubelskich hoteli, więc funkcjonariusze policji najprawdopodobniej zorganizowali coś w rodzaju "ustawki". W pokoju hotelowym znaleziono część skradzionej gotówki oraz wspomniany wcześniej "kluczyk", czyli urządzenie uniemożliwiające prawidłowe zamknięcie auta oraz zapamiętujące rodzaj sygnału z oryginalnego pilota. Ważny w tym przypadku jest moment, w którym właściciel naciska przycisk na pilocie odpowiadający za zamknięcie pojazdu. Sprawcy robią to samo na swoim "kluczyku", czym zagłuszają oryginalny proces. Przestępcy podchodzili więc do pojazdu i otwierali go bez najmniejszego problemu, sprawiając wrażenie, jakby to było ich auto, czym nie wzbudzali podejrzeń. Jest to ewolucja metody "na walizkę", a różnica polega na tym, że znacząco zmniejszył się rozmiar urządzeń, które są używane do tego typu oszustwa. Lublin. Policja nie wyklucza, że szajka jest większa Straty wstępnie oszacowano na 100 tys. zł, natomiast wiadomo, że w tej sprawie trwają dalsze czynności. Policja nie wyklucza, że szajka jest większa, a straty dużo poważniejsze. - Mężczyźni zostali aresztowani na trzy miesiące, teraz o ich losie zdecyduje sąd. - dodaje mł. asp. Małgorzata Skowrońska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Usłyszeli oni zarzut z artykułu 279 par. 1 Kodeksu Karnego, czyli kradzieży z włamaniem. Grozi za to nawet dziesięć lat pozbawienia wolności. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuł!