Klaudia Stępnik i jej mąż kupili mieszkanie w bloku przy ul. Altanowej w Bydgoszczy trzy lata temu. 37 metrów kwadrantowych, w starym budownictwie, ale tuż po remoncie. - Wszystko pięknie odświeżone, pomalowane na biało ściany, nowe panele. Myśleliśmy, że to będzie nasze miejsce na ziemi - opowiada Interii. Pierwsza noc. Mąż Klaudii poszedł do pracy, ona została w domu sama. Była wtedy w ciąży. - Zobaczyłam, że po ścianie w kuchni coś idzie. To były karaluchy, normalnie rządkiem pełzały jeden za drugim. Zaczęłam na nie pryskać środkiem na owady. Nie uciekły, a kolejne wyszły z kratki wentylacyjnej. Miałam dosłownie tapetę karaluchów. Byłam przerażona - relacjonuje. Zaczęła obserwować, co dzieje się na klatce schodowej. Karaluchy i prusaki faktycznie się tam pojawiały. Podpytywała też sąsiadów, jak to wygląda u nich. - Jedni, być może przez wstyd, zaprzeczali, by cokolwiek się u nich działo. Inni mówili od razu: tak, karaluchy są od zawsze. I prusaki, na zmianę - usłyszała kobieta. Codziennie dobitnie się o tym przekonuje. Walczy, aby przypadkiem nie weszły z klatki do mieszkania. - Jak mój mąż wychodzi do pracy, to stoję z klapkiem przy drzwiach i poluję. Wiem, jak to brzmi, ale już mieliśmy nalot karaluchów, które przyszły z korytarza - przyznaje kobieta. Problem z czystością. "Na piętro nawet nie wchodzili" Klaudia narzeka na poziom czystości w częściach wspólnych. - Kiedy się wprowadzaliśmy, nie było w naszym bloku osoby sprzątającej. A jeśli była, to ja jej nie widziałam i nie wykonywała swoich obowiązków właściwie, bo wszędzie było brudno. - Pół roku później w końcu pojawiła się ekipa sprzątająca, a ja łapałam się za głowę. To było dwóch panów, w mojej ocenie, z problemem alkoholowym. Popijali i palili w piwnicy. Parter zamietli i tyle było z ich sprzątania, a my mieszkamy na drugim piętrze - opowiada. Przyznaje, że sama kilka razy posprzątała klatkę schodową na swoim piętrze. - Nie tak to powinno wyglądać - dodaje. W jej ocenie to, że części wspólne nie są właściwie sprzątane, przyczynia się do rozprzestrzeniania się karaluchów. - I owszem, dezynsekcja była robiona po moich zgłoszeniach, ale nie wiem czym, bo pracownik był bez maski, rękawiczek i w niczym ten oprysk nie pomógł - opowiada. Co pół roku sama zatrudnia fachowca do oprysku w mieszkaniu. - Mimo dbania o czystość wychodzi nam w mieszkaniu kilka sztuk dziennie tych karaluchów. Strach w nocy wyjść do łazienki - komentuje. W bloku naprzeciwko zobaczyła ostatnio martwe już robaki, między szybą od drzwi do klatki schodowej a przyklejonym do niej ogłoszeniem. - Nie wiem, czy to karaluchy czy prusaki, już ich nie rozróżniam. To był moment, w którym postanowiłam sprawę nagłośnić - przyznaje Klaudia. - Płacimy wysoki czynsz, bo za nasze 37 metrów aż 700 zł, a warunki mamy spartańskie. To niedopuszczalne - komentuje. Karaluchy i prusaki. "Wychodzą grupami" Na tym samym osiedlu, przy tej samej ulicy, od ośmiu lat mieszka Katarzyna Nowak. Od początku widziała jakieś owady chodzące na klatce schodowej. Liczyła jednak, że w mieszkaniu się nie pojawią, bo również było po remoncie. - Nigdy nie miałam do czynienia z prusakami i karaluchami. Jak zaczęły pojawiać się w mieszkaniu, popytałam sąsiadów i okazało, że to jest właśnie to - opowiada Interii. Za każdym razem, jak tylko je widziała, dzwoniła do zarządcy budynku. - Po takim telefonie zanim dochodziło do dezynsekcji, mijało od trzech tygodni do ponad miesiąca. Ale i tak ten oprysk w niczym nie pomaga. Ja oprócz tego sama stosuję różne środki, ale to też zbyt wiele nie daje. - Od pół roku są codziennie. Duże, małe, brązowe, czarne. Wychodzą grupami, nawet po kilkanaście naraz - opowiada. O porządku w częściach wspólnych mówi tak: - To prawda, jest z tym problem. Sama w zeszłym roku składałam skargę na panią, która wzięła sobie do pomocy chyba osoby bezdomne, na pewno pijące, które myły klatki. Dała im też klucze do piwnicy i oni tam spali. Nie muszę mówić, jaki był smród na klatce. Dopiero groźba wezwania policji przyniosła zmianę ekipy sprzątającej. Już na szczęście nie pracują. Rozmawiamy jeszcze z kobietą, której mama mieszka przy ul. Pielęgniarskiej, na tym samym osiedlu. - U niej też jest problem. Mimo dezynsekcji karaluchy dalej się pojawiają. Mama korzystała nawet z usług firmy zatrudnianej przez spółdzielnię, pryskali jej w mieszkaniu miejsca, gdzie najczęściej karaczany wychodzą. To było na początku października, nic się nie zmieniło. Boimy się, że w kuchni pozakładają gniazda, tam jest ich najwięcej - mówi Interii. Odpowiedź zarządcy nieruchomości Zdaniem zarządu Fordońskiej Spółdzielni Mieszkaniowej problem karaluchów pojawia się nie tylko na tym osiedlu i nie tylko w tej spółdzielni. "Czasami wystarczy jeden zaniedbany lokal mieszkalny, który jest początkiem inwazji karaczanów dla całego bloku. Jest to bardzo uciążliwe dla wszystkich sąsiadów" - pisze FSM w odpowiedzi na podesłane przez nas pytania. I podkreśla: "Jako zarządca nieruchomości jesteśmy bezsilni i nie mamy możliwości prawnych, by skutecznie pomóc mieszkańcom". Spółdzielnia zapewnia, że przeprowadza dezynsekcję części wspólnych nieruchomości takich jak korytarze piwniczne, pomieszczenia pralni, suszarni oraz wentylacji. "Bez zgody mieszkańców nie możemy wejść do ich mieszkań, by na przykład skutecznie zdezynfekować przewody wentylacyjne, będące przecież również częścią wspólną nieruchomości" - zaznacza FSM. Jak czytamy, za dezynsekcję mieszkań odpowiadają ich właściciele. Mogą też - za wniesieniem dodatkowej opłaty w wysokości 20 zł - skorzystać z firmy zatrudnianej przez spółdzielnię, która rozszerzy dezynsekcję "o kluczowe miejsca w mieszkaniu". "Niestety niewielu mieszkańców decyduje się na podobne rozwiązanie, stąd problemy z insektami w niektórych budynkach mogą wracać" - zaznacza spółdzielnia. "Tylko połączony wysiłek zarówno spółdzielni jak i mieszkańców może skutkować całkowitym wyeliminowaniem insektów" - pisze FSM. Co z czystością części wspólnych? Na pytanie, czy jest problem z czystością części wspólnych na osiedlu, Fordońska Spółdzielnia Mieszkaniowa odpowiada tak: "Nie zatrudniamy na etacie osób do sprzątania części wspólnych nieruchomości. Zawieramy umowy z firmami świadczącymi usługę utrzymania czystości w częściach wspólnych budynków oraz na terenach zewnętrznych nieruchomości". FSM zapewnia, że pracownicy spółdzielni sprawdzają, czy firmy wywiązują się ze swoich obowiązków. Dodatkowe kontrole są też przeprowadzane po zgłoszeniach mieszkańców. "Bywają sytuacje, gdy firma sprzątająca części wspólne rzeczywiście nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, wówczas rozwiązujemy umowę i powierzamy usługę innej firmie" - przyznaje FSM. I jednocześnie zachęca do sprzątania samych mieszkańców. "Czystość w częściach wspólnych zależy również od mieszkańców danej nieruchomości. Od tego, czy podniosą papierek, który im wypadł z kieszeni przy wyciąganiu kluczy do mieszkania czy zetrą rozlany płyn, czy zmiotą naniesiony przez siebie piasek, gdzie wyrzucą niedopałek papierosa, czy sprzątną klatkę po remoncie mieszkania". "W budownictwie wielorodzinnym nie tylko administrowanie i zarządzanie nieruchomością przez spółdzielnię, ale również wzajemne zrozumienie, życzliwość i uważność sąsiadów ma wpływ na komfort zamieszkiwania" - podsumowuje Fordońska Spółdzielnia Mieszkaniowa.