Zakroczym to miasto położone nieopodal lotniska Modlin w województwie mazowieckim. Mieszka tu nieco ponad 3 tys. osób. Mają śmierdzący problem. Chodzi o fetor wydobywający się z miejscowego składowiska odpadów "innych niż obojętne i niebezpieczne". Czyli, co do zasady, przetworzonych odpadów budowlanych i komunalnych, ale bez biodegradowalnych. - Ten smród unoszący się już od kilku lat nad naszym miastem jest bardzo uciążliwy - mówi Interii Iwona. Mieszka dwa kilometry od składowiska. - Nie sposób otworzyć okno, a co dopiero przebywać na podwórku - dodaje kobieta. Przyznaje, że fetor nie jest odczuwalny codziennie, ale w ostatnim czasie jest coraz intensywniejszy i pojawia się częściej. - Najgorzej jest w weekendy i wieczorami, a teraz również w ciągu dnia - wskazuje. Ostatnio po wyjściu na zewnątrz czuła się bardzo źle, wymiotowała. - Do tego dochodzą silne bóle głowy. Moje dzieci też się tak czują. Najmłodsze, kilkumiesięczne dziecko, jest do tego bardzo rozdrażnione - opowiada Iwona. I dodaje, że jej mama też miewała podobne problemy zdrowotne, które w jej ocenie przypominały zatrucie. Pokazała nam też komentarze mieszkańców Zakroczymia i okolicy. "Jesteśmy systematycznie zatruwani" - pisze jedna z kobiet. Narzeka też na duszący kaszel. "Współczuję, wystarczy tylko przejechać obok i nie można wytrzymać" - dodaje internauta. "Ciężko przejechać obok, a jak tam mieszkać?" - wskazuje inny mieszkaniec okolicy. Wymioty, bóle głowy, problemy żołądkowe Kamila już w Zakroczymiu nie mieszka, ale doskonale pamięta ten "zapach". - On jest nie do wytrzymania. Smród ze śmietnika to jest przy tym luksus. Czuć, że to jest gaz. Jakby zgniła, stara, sfermentowana cebula. Duszący fetor. Jej najbliższa rodzina z miasta się nie wyprowadziła. - Od kiedy pojawiło się dziecko, w ogóle się tam nie pchamy, boimy się, że się zatrujemy. Ostatnio jedna z bliskich mi osób bardzo źle się poczuła. W nocy wybudził ją fetor, a miała zamknięte okna. Nie mogła oddychać, miała mdłości, wymioty. Na tym się nie skończyło. Przez kolejne kilka dni miała objawy zatrucia. Dolegliwości żołądkowe, ból głowy się utrzymywał - opowiada. Kobieta stara się nie kupować warzyw i owoców z tych rejonów. - Czasami ciężko to zweryfikować, ale zwracam na to uwagę. Obawiam się, że ten gaz jest nie tylko w powietrzu, ale też osadza się na polach, drzewach i roślinach. Nie zweryfikuję tego, ale lepiej chuchać na zimne - wskazuje. - Ludzie płaczą z bezradności - dodaje. Burmistrz: Rozumiem emocje Burmistrz Zakroczymia Artur Ciecierski absolutnie rozumie emocje mieszkańców. - Jestem po ich stronie, zawsze byłem i będę. Sam też przecież czuję ten uciążliwy odór. Są dni, wieczory, kiedy fetor jest nie do wytrzymania. Często osobiście wieczorami, kiedy mogę, kontroluję sytuację - przyznaje w rozmowie z Interią. I tłumaczy: - Wcześniej w tym miejscu znajdowało się gminne wysypisko, a teren wydzierżawiła firma PG INWEST. Tak powstało składowisko odpadów "innych niż obojętne i niebezpieczne" w Zakroczymiu. Przebudowano kwatery do składowania odpadów, niestety nie zmodernizowano systemu odgazowania i odcieków. Po pewnym czasie zaczęło zapewne dochodzić do nieszczelności. Przez to wytwarzają się gazy, które ujście znajdują w atmosferze. - My lata temu zaczęliśmy z tym walkę - podkreśla burmistrz. Powiadamiał WIOŚ, GIOŚ, ministra środowiska, marszałka województwa mazowieckiego, a nawet prokuraturę. - Proszę zapytać te organy, co zrobiły w tej sprawie. To gmina zleciła audyt za pieniądze mieszkańców i to gmina złożyła go do wszystkich instytucji - dodaje. Starania nie poszły na marne. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wydał decyzję: instalacja odgazowania musi zostać zmodernizowana. Co ważne, miał to zrobić nie zarządca, a firma, która zajmowała się odzyskiem biogazu ze składowiska. Ale cały czas od decyzji się odwoływała. Trwało to latami. Ostatecznie sprawą postanowił zająć się sam zarządca składowiska. "Taki obiekt z założenia jest uciążliwy" Skontaktowaliśmy się z PG INWEST. Prezes zarządu spółki Piotr Gołęgowski powiedział Interii, że ze smutkiem przyjmuje fakt nagłaśniana sprawy akurat teraz. - Nikt nie protestował wiele lat temu, kiedy nie zarządzaliśmy jeszcze obiektem, a okolica była naprawdę zaniedbana, biegały szczury, latały folie. Dzieje się to dopiero w momencie, gdy trwa modernizacja i robimy wszystko, by problem z fetorem zmniejszyć - komentuje. - Taki obiekt z założenia wpisuje się w pewną uciążliwość. To nie jest też tak, że każdego dnia czuć fetor. Faktycznie teraz, kiedy były upały, mógł być bardziej odczuwalny, szczególnie późnym wieczorem i nocą - dodaje. Potwierdza to, co mówił nam burmistrz: wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, podjęto decyzję o wybudowaniu nowego systemu odgazowania składowiska na koszt firmy, bez dofinansowań. Wszystko po to, aby sprawę przyspieszyć. Instalacja jest już wybudowana. Działa też tak zwana pochodnia do awaryjnego spalania biogazu, a także przepompownia kontenerowa. Ale to nie wystarcza, aby zmniejszyć problem z uciążliwym zapachem. Aby tak się stało, należy uruchomić całość instalacji, a przede wszystkim generator. - Dzięki temu dojdzie do unieszkodliwienia biogazu poprzez spalanie w agregacie biogazowym, a produktem ubocznym będzie prąd. Muszą zakończyć się odbiory techniczne, potrzebujemy też zgody Urzędu Regulacji Energetyki. Wszelkie wnioski zostały złożone, czekamy na ich rozpatrzenie - wyjaśnia prezes spółki. - Podchodzimy do sprawy bardzo poważnie - podsumowuje. - Wierzę, że jesteśmy z całym tym problemem na końcu drogi. Założenia są takie, że temat zakończy się najpóźniej w połowie października - przekazuje nam na koniec burmistrz. Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.