Ziobrze zabrakło miejsc w celach
Jeszcze nigdy polskie więzienia nie były tak przepełnione, jak pod rządami Zbigniewa Ziobry. Brakuje 15 tysięcy miejsc dla skazanych. Od kiedy Ziobro został ministrem sprawiedliwości przybyło 1700 więźniów.
W sumie w Polsce mamy 86 tysięcy skazanych, miejsc za kratkami nieco ponad 70 tysięcy. Ale minister Ziobro zapewnia, że będzie lepiej, m.in. za sprawą prywatnych więzień i wykorzystania pracy samych więźniów.
Jeszcze nigdy nie było tak źle
Jak pisze "Rzeczpospolita", od 2000 roku nie ma w Polsce więzienia, którego nie dotyczyłby problem przeludnienia. Teraz jednak sytuacja robi się dramatyczna. - Bez pieniędzy na inwestycje nie da się już zwiększać liczby miejsc w więzieniach - twierdzą przedstawiciele ministerstwa sprawiedliwości. Skazani zaś coraz częściej piszą pozwy, w których domagają się odszkodowań za ciasnotę w celach.
Większość zakładów karnych i aresztów nie ma już świetlic, a gdzieniegdzie nawet kaplic. Na 70 192 miejsca przypada dziś aż 85 715 więźniów (skazanych, tymczasowo aresztowanych i ukaranych). To największa liczba od pięciu lat.
Są w kraju jednostki, głównie w okręgu katowickim, w których przebywa o połowę więcej osadzonych, niż jest tam miejsc, np. w areszcie śledczym w Sosnowcu (149 proc.) lub w Częstochowie (143 proc.). Nieco lepiej jest w okręgu warszawskim - w Białołęce (131,3 proc.) i na Służewcu (137,8 proc.). Liczby te oznaczają, że np. w celi trzyosobowej przebywa pięć osób.
Sytuacja naszego więziennictwa nie podoba się instytucjom międzynarodowym. Już w listopadzie 2004 r. komitety ONZ: Praw Człowieka i do spraw Zapobiegania Torturom, Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu i Karaniu, wytykały Polsce przeludnienie więzień i zalecały rządowi szybkie uporanie się z tym problemem. Sprawą zajmie się też niebawem Trybunał Konstytucyjny - pisze "Rzeczpospolita".
Ziobro ma plan
Tymczasem minister Ziobro ma nowe pomysły na polskie więziennictwo. Zapowiada, że zadba o to, by skazańcy nie siedzieli bezczynnie. Przewiduje też powstanie czterech prywatnych więzień już za cztery lata. Takie wnioski zawarto w dokumencie "Program pozyskania nowych miejsc zakwaterowania w jednostkach penitencjarnych w latach 2006 - 2009", do którego dotarło "Życie Warszawy".
Resort będzie dążył, by skazańcy sami budowali nowe zakłady karne lub przerabiali na nie jednostki wojskowe. "Zatrudnienie 3 tys. skazanych dałoby oszczędności rzędu 16 mln zł. Praca więźniów jest o połowę tańsza od innych pracowników" - napisał autor raportu gen. Andrzej Popiołek.
Przerabianie na więzienia jednostek wojskowych pozwala na znaczne oszczędności sięgające nawet powyżej połowy kosztów budowy nowych zakładów karnych.
Czy nie należy się obawiać, że skoro kryminały zbudują jego przyszli pensjonariusze, to mogą przygotować podkopy czy osłabić mocowania krat? - zapytał dziennik dyrektora Okręgowej Służby Więziennej w Białymstoku płk Krzysztofa Kellera. - Nie. Prace związane z zabezpieczeniami wykonują specjalistyczne firmy. Osadzonym nie opłaca się uciekać, bo budują zakłady półotwarte, czyli o złagodzonym rygorze - tłumaczy.
Pomysł cieszy się poparciem władz więziennictwa. - To świetna metoda resocjalizacji tych ludzi. Oni chcą pracować, bo nie marnują czasu w celi i mogą zarobić, np. na koszty komornicze czy sądowe nawiązki. Dzięki temu państwo oszczędza też na zapomogach dla wychodzących na wolność - tłumaczy dyrektor placówki w Czerwonym Borze, jedynego w Polsce więzienia przerobionego rękami więźniów z wojskowych koszar, mjr Piotr Kondraciuk.
W tym roku osadzeni skończą remont byłej jednostki wojskowej w Dobrowie koło Tychowa, gdzie wyroki będzie mogło odsiadywać 600 osób. Za trzy lata więźniowie wprowadzą się do koszar w Emowie koło Warszawy.
INTERIA.PL/PAP