W poniedziałek (23 listopada) przed Ministerstwem Edukacji Narodowej odbył się protest pod hasłem "Wolna aborcja i wolna edukacja!". Protestujący domagali się m.in. dymisji szefa resortu Przemysława Czarnka. Kilka osób przykuło się do kraty, a jedna z kobiet przykleiła do niej dłoń. Pomocy udzielili jej ratownicy medyczni. Pod MEN doszło też do zatrzymań. Jak wyjaśniła policja, osoby, które podczas legitymowania odmówiły podania swoich danych, były przewożone do jednostek policji w celu weryfikacji ich tożsamości oraz wykonania niezbędnych czynności w związku z popełnionym wykroczeniem. - Jedna osoba została zatrzymana za naruszenie nietykalności policjanta - przekazała policja. Pytany o to zatrzymanie rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak, powiedział, że "osoba, która została zatrzymana w związku z naruszeniem nietykalności, to fotoreporterka". Chodziło o fotoreporterkę "Gazety Wyborczej" Agatę Grzybowską, której postawiono zarzut naruszenia nietykalności policjanta. Została zwolniona po przesłuchaniu. - Funkcjonariusze nie wiedzieli, że jest dziennikarką - powiedział rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Ciarka. Zatrzymani pod budynkiem MEN zostali przewiezieni do komendy przy ul. Wilczej, gdzie miała miejsce kolejna demonstracja. Grzybowska, a także inna zatrzymana osoba, opuściły komisariat wieczorem. Po wyjściu z budynku policji fotoreporterka nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Późnym wieczorem opublikowała na Facebooku oświadczenie. Jak twierdzi, "została zaatakowana przez policjanta". "Dziś została przekroczona kolejna granica. Kiedy wykonywałam swoją pracę, fotografując protest pod Ministerstwem Edukacji Narodowej, zostałam zaatakowana przez policjanta (tylko dlatego, że robiąc zdjęcie, błysnęłam mu w twarz fleszem), a następnie mimo okazania legitymacji prasowej, siłą wrzucona do radiowozu, gdzie próbowano mi wmówić, że to ja byłam agresywna" - napisała. Jak informuje, po przewiezieniu na komendę̨ na ulicy Wilczej "oskarżono ją o naruszenie nietykalności osobistej policjanta". "Usiłowano mnie 'podejść', żebym przyznała się do winy" - oświadczyła, zaznaczając, że "absolutnie nie przyznaje się do stawianych zarzutów".