Wybory prezydenckie 2015: Co zrobią obrażeni wyborcy Platformy?
- Andrzej Duda miał kampanię niemal idealną. Jego obecne sondaże pokazują, że udało się przekroczyć naturalny poziom poparcia dla PiS-u - mówi Interii dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak to zachowanie potencjalnego elektoratu Bronisława Komorowskiego zadecyduje o wyniku niedzielnych wyborów.
Zdaniem dr Chwedoruka czwartkowa debata kandydatów, jeśli komuś pomogła, to Andrzejowi Dudzie.
- W tej pierwszej debacie Andrzej Duda pozostał w tym miejscu, w którym był przed debatą, a Bronisław Komorowski poszedł do przodu. Swoją bojowością zmobilizował przede wszystkim własne zaplecze, a bez tego trudno byłoby prowadzić dalej sensowną kampanię. Myślę, że wczoraj nastąpiło odwrócenie ról. Bronisław Komorowski po debacie jest dokładnie w tym samym miejscu, w którym był przed, natomiast Andrzej Duda poszedł do przodu - mówi Interii Rafał Chwedoruk.
Politolog uważa, że Duda dobrze punktował urzędującego prezydenta.
- W warstwie retorycznej przypomnienie VAT-u na ubranka dziecięce było mocnym zagraniem. To jest sytuacja jednoznaczna: mówimy o polityce prorodzinnej i nakładamy VAT na ubranka dziecięce. To musi rodzić wątpliwości.
Natomiast Bronisław Komorowski konsekwentnie przypominał rządy Prawa i Sprawiedliwości, co stało się jego strategią po przegranej pierwszej turze wyborów.
- Widać wyraźnie, że to pierwsza tura wyreżyserowała tę debatę. Bronisław Komorowski wielokrotnie powracał do czasów rządów PiS-u, a więc do rzeczywistości sprzed dekady. Tak samo puenta w wykonaniu Bronisława Komorowskiego, odwołanie się do, skądinąd dosyć abstrakcyjnego, pojęcia średniowiecza, było tego przykładem. Chodziło o to, żeby zmobilizować niszę modernizacyjno-antyklerykalną, która nie jest zbyt liczna, która nie rozstrzyga o wyborach, ale która jest komponentem wielkomiejskiego elektoratu - uważa nasz rozmówca.
Co przeważy szalę w niedzielę?
Rafał Chwedoruk przekonuje, że wynik niedzielnych wyborów rozstrzygnie zachowanie wyborców, którzy do tej pory warunkowo udzielali poparcia Platformie Obywatelskiej i Bronisławowi Komorowskiemu.
- Myślę, że zadecydują kwestie zdolności mobilizacyjnych obozu obecnego prezydenta. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ci, którzy są zdecydowani na wybór Andrzeja Dudy, ziszczą swój wybór, stawiając się przy urnach. Natomiast Platforma Obywatelska jako partia, a w konsekwencji jej kandydat, od lat boryka się z problemem nowych zdolności mobilizacyjnych - mówi nam politolog.
- Im wyższa frekwencja, tym większe prawdopodobieństwo, że zmobilizują się także w istotnym procencie ci, którzy mogą zagłosować na Bronisława Komorowskiego. Problem z dotarciem do tych wyborców polegał na tym, że istotna część z nich nie utożsamiała się z Platformą czy jej kandydatem. Głosowała warunkowo, sytuacyjnie. Głosowała w imię owej ciepłej wody w kranie czy partii, która będzie gwarantowała ciągłość, stabilizację, nie będzie zbytnio ingerowała w naturalny bieg życia społecznego - przekonuje dr Chwedoruk.
- Z reguły Platforma w ostatniej chwili mobilizowała zróżnicowany i sytuacyjny elektorat przekazem negatywnym. To zresztą widzieliśmy wczoraj na debacie - dodaje.
Absolutnie nieprzypadkowy jest fakt, że Bronisław Komorowski kończy swoją kampanię w Gdańsku.
- Bronisław Komorowski musi cały czas wysyłać bardzo mocny sygnał w stronę swoich zwolenników. Kończenie kampanii w Gdańsku jest bardzo znamienne. To jest takie miasto, w którym ponad wszelką wątpliwość Bronisław Komorowski z bardzo dużą przewagą wygra. To jest miasto, w którym Platforma niejednokrotnie zdobywała ponad połowę wszystkich oddanych głosów - zauważa Rafał Chwedoruk.
Kampanię Andrzeja Dudy nasz rozmówca ocenia jako nader zręczną.
- Andrzej Duda miał kampanię, może poza samym początkiem i pierwszą debatą z Bronisławem Komorowskim, niemal idealną. Jego obecne sondaże pokazują, że udało się przekroczyć naturalny poziom poparcia dla PiS-u.
W sondażach widać również, że po tym jak Duda wyszedł na prowadzenie, teraz kandydaci idą łeb w łeb. Niewykluczone, że w niedzielę o 21 wciąż nie będziemy wiedzieć, kto obejmie urząd na następne pięć lat.