Wróciła ze szpitala z krwiakiem na twarzy. Zdjęcia powstanki warszawskiej obiegły sieć

Magdalena Raducha

Magdalena Raducha

Aktualizacja
emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Zły
angry
834
Udostępnij

Hanna Arendt-Wisłocka ps. "Kluska" 2 stycznia trafiła do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Oławie z powodu złego samopoczucia i podwyższonego ciśnienia. Dwa dni później wróciła do domu z krwiakiem po prawej stronie twarzy. - Gdy zobaczyłem, jak wygląda, przeraziłem się. Była nie do poznana. Jej szczupła twarz zmieniła się w balon - relacjonuje Marek Arendt, syn powstanki. Sprawa pani Hanny poruszyła tysiące internautów. Ta historia jednak nie jest czarno-biała. Według dyrekcji szpitala do wypadku w ogóle by nie doszło, gdyby syn pacjentki odebrał ją w dniu, w którym trafiła do SOR. Ten napisał jednak: "odmawiam przyjęcia Mamy do domu". Jak mówi Interii, miał swoje powody.

Hanna Arendt-Wisłocka ps. "Kluska" trafiła do SOR w Oławie. W trakcie pobytu miała potknąć się i doznać urazu głowy
Hanna Arendt-Wisłocka ps. "Kluska" trafiła do SOR w Oławie. W trakcie pobytu miała potknąć się i doznać urazu głowyarchiwum prywatne

Ta historia poruszyła tysiące osób. Na facebookowym profilu BohaterON, czyli ogólnopolskiej kampanii mającej na celu upamiętnienie i uhonorowanie uczestników Powstania Warszawskiego, zamieszczono w piątek post o Hannie Arendt-Wisłockiej ps. "Kluska". To łączniczka z Powstania Warszawskiego, była pielęgniarka i dyrektorka PCK we Wrocławiu. Do wpisu załączono zdjęcie powstanki - jedno sprzed pobytu w SOR w Oławie, drugie po.

Ze sprawą zgłosił się do organizacji Marek Arendt, 72-letni syn kobiety.

- 2 stycznia mama miała bardzo wysokie ciśnienie, 191/110. Zadzwoniłem na numer 112, przyjechało pogotowie i zabrano ją do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Oławie - opowiada w rozmowie z Interią.

I dodaje, że tego samego dnia szpital poinformował go, że mamę można już odebrać. - Wyraziłem wątpliwość, czy mamę na pewno wyleczono w tak krótkim czasie, bo widziałem, w jakim stanie została zabrana. Odmówiłem przyjęcia mamy. Poproszono, abym wysłał maila z taką informacją, tak zrobiłem. Fatalnie się też czułem - tłumaczy mężczyzna.

"Jej twarz zmieniła się w balon"

Następnego dnia, 3 stycznia, pan Marek ponownie odebrał telefon ze szpitala i usłyszał, że mamę można odebrać z SOR w Oławie. - Nie było mnie w domu, byłem we Wrocławiu i załatwiałem ważne sprawy. Nie mogłem więc tego zrobić. Po powrocie miałem mroczki przed oczami, szum w głowie, również wysokie ciśnienie, a ponieważ sam jestem po zawale, zaniepokoiłem się i wezwałem karetkę pogotowia. Przyjechali do mnie ratownicy z Wrocławia. W związku z tym wszystkim najwcześniej mogłem odebrać mamę kolejnego dnia. 4 stycznia zadzwonił już sam dyrektor i powiedział, że wysyła transport medyczny z mamą, bo w jego ocenie pacjentka nie wymaga dalszego leczenia. Powiedziałem, żeby przyjechali - relacjonuje mężczyzna.

- Mama została przywieziona do domu. Gdy zobaczyłem, jak wygląda, przeraziłem się. Była nie do poznana. Jej szczupła twarz zmieniła się w balon, miała ogromnego krwiaka. Zauważyłem też, że nie ma górnych zębów. Spytałem, co się stało, ale panowie zajmowali się jedynie transportem medycznym i nie znali szczegółów. Przekazali mi jednak, że kiedy ją odbierali usłyszeli, że pacjentka dzień wcześniej, a więc 3 stycznia, wypadła z łóżka - mówi syn powstanki.

Zaznacza, że w dokumentacji medycznej ze szpitala nic o dodatkowym urazie nie mógł znaleźć. - Dlaczego więc szpital stwierdził, że ona może wrócić do domu? - pyta mężczyzna.

W karcie informacyjnej, którą pokazał nam pan Marek, napisano: "Rozpoznanie: złe samopoczucie, zmęczenie, inne zaburzenia równowagi elektrolitowej i płynowej oraz stłuczenie twarzy st. pr. krwiak podskórny". Wywiad: "Pacjentka przywieziona do SOR przez ZRM z powodu kołatania serca. W wywiadzie choroba Alzheimera, utrwalone migotanie przedsionków". Przeprowadzono badania fizykalne i laboratoryjne, a 3 stycznia diagnostykę: tomografię komputerową głowy. W opisie tego badania czytamy o "wąskiej szczelinie złamania ściany bocznej oczodołu prawego".

W podsumowaniu lekarz napisał: "W SOR wykonano badania laboratoryjne - hipernatremia, poza tym bez istotnych odchyleń. Po zastosowanym leczeniu uzyskano poprawę. W stanie stabilnym wypisana do leczenia w lecznictwie otwartym. Przekazanie do domu uzgodniono z synem". Zalecenia lekarskie to przyjmowanie leków jak dotychczas, odpowiednie nawodnienie, kontrola ciśnienia w domu i kontrola w POZ u lekarza rodzinnego.

- Nie ma jednego zdania, że uległa jakiemuś wypadkowi - komentuje Marek Arendt.

Szpital: Syn odmówił przyjęcia do domu

O sprawę spytaliśmy dyrekcję Zespołu Opieki Zdrowotnej w Oławie. Otrzymaliśmy oświadczenie szpitala, który potwierdził, że 2 stycznia pani Hanna trafiła do SOR w Oławie z powodu złego samopoczucia i podwyższonego ciśnienia.

"Po diagnostyce i leczeniu uzyskano poprawę stanu pacjentki i nie stwierdzono konieczności hospitalizacji. W godzinach popołudniowych tego dnia, po rozmowie telefonicznej z synem, pacjentkę wypisano i przewieziono transportem szpitalnym do domu, w którym nie zastano nikogo. Syn pacjentki, który do tej pory opiekował się swoją mamą, odmówił przyjęcia jej do domu" - informuje dyrektor ZOZ lek. med. Andrzej Dronsejko.

Przytacza fragment maila, o którym wspominał nam również pan Marek. "Przekażcie Hannę do szpitala, gdzie przy obecnym stanie zdrowia fizycznym i psychicznym jest jej miejsce. Ja odmawiam przyjęcia Mamy do domu". W tej wiadomości syn powstanki podał również, jak informuje szpital, że "sam jest chory i nie może dalej opiekować się mamą".

"O tym zdarzeniu powiadomiono policję, która nie podjęła interwencji w tej sprawie" - dodaje dyrektor ZOZ. Pacjentka wróciła do SOR w Oławie.

Według szpitala nie udało się rozwiązać sytuacji również następnego dnia. "Syn nadal kategorycznie odmawiał przyjęcia mamy do domu. Próby kontaktu z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Czernicy również się nie powiodły".

"Potknęła się, upadła i doznała urazu głowy"

Hanna Arendt-Wisłocka przebywała więc nadal na oddziale ratunkowym. Szpital podaje, że pacjentka nie zgłaszała dolegliwości, a kontakt z nią był zachowany, choć nie zawsze logiczny. "Wstawała i chodziła samodzielnie, wykonywała proste polecenia, ale często błądziła, nie była zorientowana co do miejsca i czasu. Obserwowano objawy otępienia, być może również choroby Alzheimera, na którą powoływał się jej syn" - czytamy.

Mimo zaleceń personelu, aby nie opuszczała samodzielnie łóżka, miała co jakiś czas wstawać i krążyć po oddziale. "Personel wielokrotnie odprowadzał panią Hannę do łóżka, jednak mimo to pacjentka próbowała wychodzić przez barierki oraz w części łóżka nieobjętej barierkami. Barierki zabezpieczające były opuszczane wyłącznie w obecności personelu" - dodano. Szpital podkreśla też, że personel nie miał prawa do stosowania u pani Hanny innych środków, które miałyby ją unieruchomić.

"Około godz. 16 w dniu 3 stycznia pani Hanna wbrew zaleceniom personelu wstała z łóżka i, idąc, potknęła się, upadła i doznała urazu głowy po stronie prawej. Nie doszło natomiast, jak insynuuje syn pacjentki, do upadku z łóżka" - informuje dyrektor. Dodaje, że uraz nie dotyczył zębów pacjentki.

Po upadku, według relacji szpitala, natychmiast udzielono pacjentce pomocy: zbadano ją i zrobiono zimny okład w miejscu urazu. Wykonano również pełną diagnostykę obrazową wraz z tomografią komputerową. "Nie stwierdzono obrażeń wymagających leczenia szpitalnego. Ze względu na przyjmowane leki przeciwzakrzepowe w miejscu urazu powstał krwiak podskórny" - tłumaczy szpital.

I dodaje: "Jest nam bardzo przykro z powodu urazu, jakiego doznała pacjentka podczas pobytu w naszym szpitalu. Z pewnością do takiego zdarzenia nie doszłoby, gdyby w dniu 2 stycznia po leczeniu i wypisaniu z SOR, pacjentka została przyjęta przez syna do domu. Nie wymagała ona bowiem już w tym dniu hospitalizacji, a opieki ze strony najbliższej rodziny, na którą niestety nie mogła liczyć". Ponadto, według dyrektora, nie doszłoby również do wypadku, gdyby pani Hanna stosowała się do zaleceń i próśb personelu.

Drugi pobyt na SOR-ze. "Mama fatalnie się czuła"

Gdy 4 stycznia pani Hanna była już w domu, po jakimś czasie pan Marek ponownie wezwał pogotowie. - Widziałem, że mama fatalnie się czuje, próbuje coś powiedzieć, ale wydaje tylko z siebie nieartykułowane dźwięki. Pogotowie przyjechało, znowu z Oławy. Zabrano ją do szpitala i na następny dzień zdecydowano wysłać mamę do Wrocławia na konsultację chirurgiczną i okulistyczną - relacjonuje syn powstanki.

Okulista nie stwierdził wskazań do leczenia w trybie ostrodyżurowym. Lekarz chirurgii szczękowo-twarzowej w opisie konsultacji napisał: "W dokumentacji medycznej brak informacji o okolicznościach, charakterze oraz momencie urazu". Potwierdził, że w badaniu tomografii komputerowej wykazano wąską szczelinę złamania ściany bocznej oczodołu prawego oraz obrzęk tkanek miękkich i krwiaka w okolicy bocznej części oczodołu prawego. Nie stwierdził cech patologii wewnątrzoczodołowej. "Brak wskazań do interwencji chirurgicznej z zakresu twarzoczaszki" - dodał.

Hanna Arendt-Wisłocka wróciła do SOR w Oławie, gdzie przebywała do 9 stycznia.

Dyrekcja szpitala w oświadczeniu podkreśla jeszcze, że starsi ludzie źle znoszą zmiany miejsca przebywania. Czują się zagubieni, błądzą i są niespokojni. Dlatego szpital stara się pobyty starszych ludzi ograniczyć do niezbędnych sytuacji wynikających z zagrożenia życia. "Trudno nam też przeciwdziałać sytuacjom, w których do szpitala trafiają pacjenci, z którymi kontakt z uwagi na wiek i choroby współistniejące jest mocno utrudniony. W tym przypadku personel medyczny podejmował wszelkie starania, celem zapewnienia właściwej opieki nad pacjentką. Niestety, nawet najwyższa staranność nie zawsze gwarantuje pełne bezpieczeństwo pacjentów" - podkreślono.

Zdaniem dyrektora szpitala, co w oświadczeniu podkreślono kilkukrotnie, "syn pacjentki nie interesował się stanem zdrowia mamy". Miał również "zachowywać się arogancko i momentami wulgarnie w stosunku do personelu medycznego SOR w Oławie". "Jego działania nie miały na celu zapewnienia matce możliwie najlepszej opieki, a jedynie przerzucenie odpowiedzialności za opiekę nad matką i jej aktualny stan na personel ZOZ w Oławie" - czytamy.

Syn zawiadamia policję i inne instytucje

Pan Marek komentuje: - To kłamstwo. Gwałtowna reakcja nastąpiła tylko w momencie, kiedy mama 4 stycznia wróciła do domu. Wtedy zadzwoniłem do dyrektora, który dwie godziny wcześniej zapewniał mnie, że mama nie wymaga hospitalizacji. Podniesionym głosem zapytałem, w jakim stanie ją wysłał, dlaczego nikt nie powiedział mi, że uległa wypadkowi.

- Nieprawdą jest również to, że nie interesowałem się mamą. Próbowałem ją odwiedzić podczas drugiego pobytu w szpitalu, ale powiedziano mi, że odwiedzin na oddziałach nie ma - dodaje.

Jak pani Hanna czuje się teraz? - Mama dalej jest opuchnięta, ale już nieco mniej. Nabiera pomału życia. Muszę jednak stale się nią opiekować - mówi pan Marek.

- Mam nadzieję, że ta sprawa nie ucichnie i zostanie wyjaśniona. Wystosowałem pismo do dyrekcji szpitala i starosty, na razie bez odzewu, a minął ponad tydzień od wysłania. Nikt nie zaproponował rekompensaty za te urazy - dodaje. - Zgłosiłem się też do Ministerstwa Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta i złożyłem w Komendzie Powiatowej Policji w Oławie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Ktoś musi ponieść za tę sytuację konsekwencje. Z kobiety radosnej, otoczonej ludźmi, którzy ją kochają, zrobiono wrak człowieka - podsumowuje syn powstanki.

Biuro komunikacji Ministerstwa Zdrowia przekazało nam, że zgłoszenie od syna pacjentki wpłynęło do resortu 16 stycznia. Tego samego dnia sprawa została przekazana do Prokuratury Rejonowej w Oławie, Rzecznika Praw Pacjenta z powiadomieniem Starostwa Powiatowego w Oławie. Wiemy też, że Rzecznik Praw Pacjenta wszczął już postępowanie wyjaśniające.

Ponadto w Komendzie Powiatowej Policji w Oławie dowiedzieliśmy się, że 5 stycznia, a więc po pierwszym pobycie w szpitalu, funkcjonariusze przyjęli zawiadomienie w kierunku art. 160 kk, dotyczące narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. - Policjanci wystąpili do Prokuratury Rejonowej w Oławie z wnioskiem o zwolnienie z tajemnicy lekarskiej oraz zabezpieczenie dokumentacji medycznej - informuje asp. szt. Wioletta Polerowicz z KPP w Oławie.

Zbiórka na pobyt w ośrodku opieki

BohaterON również zajmuje się wyjaśnianiem sprawy. "Zaoferowaliśmy pomoc w zakresie wynajmu łóżka rehabilitacyjnego, zakupu materaca przeciwodleżynowego i wózka, pokryjemy także koszty niezbędnych wizyt lekarskich oraz prawników. Jednak pani Hanna wymaga w obecnym stanie całodobowej opieki w ośrodku, co wymaga sporych regularnych nakładów finansowych" - informuje organizacja.

Założono na ten cel zbiórkę pieniędzy. Jak się dowiedzieliśmy, z tych środków organizacja będzie sama, bezpośrednio opłacać potrzeby pani Hanny.

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Henryk Kowalczyk: Problem sprowadzania ukraińskiego zboża jest realny
      Henryk Kowalczyk: Problem sprowadzania ukraińskiego zboża jest realnyRMF FMRMF
      emptyLike
      Lubię to
      Lubię to
      like
      471
      Super
      relevant
      86
      Hahaha
      haha
      60
      Szok
      shock
      58
      Smutny
      sad
      30
      Zły
      angry
      129
      Lubię to
      like
      Zły
      angry
      834
      Udostępnij
      Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
      Przejdź na