"Ojej, coś się stało z mamą". "Ja mam pracę, mam swoje życie, chcę odpocząć". "To wasza decyzja. Albo ją zabierzecie, albo umrze w domu. My wyjeżdżamy". *** Tomasz Karauda już jako młody lekarz dyżurujący w oddziale ratunkowym zauważył, że przed świętami Bożego Narodzenia następuje wzmożenie hospitalizacji starszych osób. - To mnie zaskoczyło, na początku zastanawiałem się, z czym jest to związane. Dowiedziałem się, że to mogą być osoby, których bliscy chcą pozbyć się na święta. Takich pacjentów nazywa się "świątecznymi babkami" - opowiada Interii lekarz, specjalista chorób wewnętrznych z Łodzi. Tacy pacjenci pojawiają się w szpitalach przez cały rok, ale kumulacja przypada na tydzień przed Wigilią i Bożym Narodzeniem. - Rodziny pozbywają się starszych osób z domu. Chcą mieć kilka, kilkanaście dni wolnego w tym czasie. I robią tak zwane podrzuty do szpitala - dodaje pielęgniarz Tomasz Komorowski, pracujący w jednym z warszawskich SOR-ów. Nie dają pić, odstawiają leki - W momencie, w którym rozmawiamy, karetka przywiozła nam na SOR pacjentkę, osobę leżącą. Rodzina wezwała lekarza rodzinnego, ten postawił diagnozę: udar. Zadzwonił po pogotowie, medycy przywieźli starszą panią do nas. Co się okazało? Udar to nie jest, a co się stało pacjentce? To rodzina musiała doprowadzić ją do takiego stanu poprzez brak odpowiedniego nawodnienia, czyli po prostu nie dając pić - opowiada pielęgniarz. I tłumaczy: - Osoby starsze często mają problemy naczyniowe, co wpływa na perfuzję krwi w mózgu. Jeżeli takiemu pacjentowi, zazwyczaj na stałe leżącemu, rodzina nie będzie dostarczać odpowiedniej ilości płynów i doprowadzi do odwodnienia, ta perfuzja wskutek zaburzeń ciśnienia tętniczego krwi znacząco spadnie. Płuca również będą gorzej się wentylować, przez co saturacja będzie niższa. W konsekwencji, po zwykłym odwodnieniu, pacjent będzie prezentować zaburzenia poznawcze podobne do udaru. Efekt? Trzeba wzywać karetkę i kierować na SOR. To właśnie najprostszy przepis na "babkę świąteczną" - nie dawanie osobie starszej pić. Inny sposób? - Odstawienie stałych leków. Na przykład kardiologicznych, po czym dochodzi do nagłego skoku ciśnienia. Zamierzony efekt gwarantowany - mówi. "Czy mamusia zostanie na święta w szpitalu?" Lekarz Tomasz Karauda mówi, że takie osoby mają też objawy infekcji - zakażenia układu moczowego lub dróg oddechowych - tak rozwinięte, że wymagają hospitalizacji. - W takich przypadkach my nie możemy nie przyjąć ich do szpitala. Trudno jest jednak rozstrzygnąć, czy ktoś "pomógł" doprowadzić każdego z tych pacjentów do takiego stanu. - Osoby starsze są podatne na infekcje ze względu na wiek, ale mogą one wynikać z zaniedbania higienicznego, braku przekładania pacjenta, oklepywania, jeśli zalega im wydzielina w drogach oddechowych. Wnioski można wyciągnąć po zachowaniu rodziny. - Jeśli bliscy pojawili się w poczekalni oddziału ratunkowego, oczekują, wypytują o stan, to znaczy, że faktycznie martwią się o zdrowie tej starszej osoby i dbają o nią. Jednak często te "babki świąteczne" są pozostawione same sobie. Nikt nie czeka na wyniki badań, nie dzwoni, aby dopytać, co się dzieje z mamą, czy tatą. To już o czymś świadczy. Jest też grupa pośrednia - czekająca, ale ze smutkiem podszytym nadzieją pytająca, "czy mamusia zostanie na święta w szpitalu?" - zauważa Karauda. Raz, schowany za kotarą, usłyszał rozmowę małżeństwa. - Kobieta była niezadowolona, bo mąż niedostatecznie starał się przekonać lekarzy, że ich mama powinna być hospitalizowana. I wraca do domu, "a miała zostać" - relacjonuje lekarz. "Mama nie chce pić". Wypiła butelkę napoju duszkiem Tomasz Komorowski zanim został pielęgniarzem pracował w pogotowiu. Mówi, że już po adresie potrafił ocenić, czy jedzie do "babki świątecznej". - Bywało i tak, że to były co roku te same twarze. Mamy też w karcie informację, kiedy do pacjenta było wzywane pogotowie. Dziwnym trafem u niektórych zdarzało się to tylko tuż przed świętami - mówi. Z tym, jak zachowuje się rodzina "świątecznej babki", zderzył się więc wiele razy. Wspomina, że czasami osoby, do których przyjeżdżał, były już spakowane. - Bliscy zakładali, że mama lub tata zostaną zabrani na kilka dni - dodaje. - Nie zapomnę nigdy jednej sytuacji. Dostaliśmy wezwanie do starszej pani chwilę przed świętami. Na miejscu była rodzina, zapewniali, że ma dobrą opiekę, ale "mama nie chce pić, nie chce jeść". Nalegali, abyśmy zabrali ją do szpitala. Powiedzieliśmy: dobrze, to proszę pokazać, jak "mama nie chce pić". Na komodzie, bardzo wysoko, stał napój. Jak go staruszka dostała, to wypiła całą półlitrową butelkę duszkiem. Kazaliśmy zrobić kobiecie kanapki. Ostrzegliśmy, że zgłosimy sprawę opiece społecznej. Nagle rodzina złagodniała, zobaczyli, że my wiemy, co się wydarzyło. I zapewniali, że się kobietą zaopiekują - opowiada. Więcej tego dnia zgłoszeń do niej nie miał. - Ale nie wiem, czy w kolejnych dniach jakiś inny zespół do niej nie przyjechał - zaznacza. "Albo zabierzecie, albo umrze w domu" - Ci ludzie zazwyczaj udają głupich. Mówią: "Ojej, coś się stało z mamą". Czasami też wypalają wprost: "Ja mam pracę, mam swoje życie, chcę odpocząć, wyjechać na święta". Raz miałem taką sytuację, że rodzina postawiła ultimatum: to nasza decyzja, czy starszą osobę zabierzemy, czy umrze w domu, bo oni wyjeżdżają - wspomina Tomasz Komorowski. Zaznacza, że ci pacjenci ze względu na swój stan mają mniejszą świadomość. - Ale w mojej ocenie wiedzą, co się dzieje. Jak udawało nam się porozmawiać, to po prostu przytakiwali. Co mieli zrobić innego, kiedy są wyrzucani z domu. Czują się ciężarem. Nie protestują. Godzą się na to - dodaje. Opowiada o jednym skrajnym przypadku. - Raz jechaliśmy do pani, którą rodzina zamknęła w domu i wyjechała na święta. I ta pani nie mogła sobie jedzenia ani picia kupić. Dopiero walenie w drzwi zaniepokoiło sąsiadów, którzy wezwali służby. W mojej ocenie to już było celowe działanie. Ich intencją było to, żeby ten człowiek tam umarł - mówi. "Babka świąteczna" zostaje w szpitalu. Rodzina jej nie chce, lub nie ma z nią kontaktu Kiedy tacy pacjenci trafiają z SOR na dalsze oddziały, Tomasz Karauda się z nimi styka. Pracuje zarówno w oddziale chorób płuc, jak i na internie, czyli oddziale chorób wewnętrznych. - Nierzadko się zdarza, że ci starsi ludzie nie mają gdzie wrócić ze szpitala - mówi lekarz. - Rodzina zazwyczaj nie ubiera jednak tego w słowa "nie chcę", "nie jestem zainteresowany". Częściej mówią: "Ja pracuję, nie mogę zajmować się mamą cały dzień". Zdarza się też tak: "Mama była dla mnie zła, nie będę się nią zajmowała". Zazwyczaj lekarze nie są w stanie rozstrzygnąć, czy rodzina nie może się zająć taką osobą, bo nie chce, czy faktycznie nie ma takiej możliwości - dodaje lekarz. Tomasz Komorowski, pielęgniarz, dodaje: - Rodzina nie odbiera telefonu, czasami numeru kontaktowego nie podaje do karty. To są przecież z reguły osoby leżące, niechodzące. Schorowane, po 80. roku życia. Takie, które same przy sobie już nic nie zrobią. One, bez rodziny, do domu nie wrócą. Szpital w takich sytuacjach organizuje dom pomocy społecznej lub zespół opieki leczniczej. - Niestety miejsc w takich placówkach jest za mało, nie da się przekazać pacjenta z dnia na dzień. Bywa, że osoba starsza, w trakcie oczekiwania na miejsce, umiera. Oddychając szpitalnym powietrzem dostaje infekcji, wywołanej bakterią dużo bardziej zjadliwą, trudniejszą w leczeniu, oporną na antybiotyki. Odchodzi nie doczekawszy miejsca - mówi Karauda. Lekarz: Patrzą przez pryzmat własnych potrzeb Tomasz Karauda na koniec wskazuje: - Mamy osobę starszą, która nie kontaktuje, ma rozwinięty zespół otępienny. A szykujemy święta, chcemy kogoś zaprosić. Taka osoba jest dodatkowym obowiązkiem, dla niektórych być może przeszkodą. Chcemy posprzątać, dać gościom miejsce do przenocowania. To jest smutne, bo ta osoba zmieniała nam od małego pieluchy, kiedy sami byliśmy bezbronni i potrzebowaliśmy opieki. Dbała o to, żeby nam niczego nie brakowało. I może liczy, że ta miłość będzie później na starość oddana. - Zbyt często okazuje się, że niektórzy na okres świąt Bożego Narodzenia patrzą przez pryzmat własnych potrzeb - podsumowuje.