"We wtorek po zakończeniu lotów bojowych w jednym ze śmigłowców realizujących patrol w rejonie granicy stwierdzono brak zapalnika w jednym z pocisków. Lot realizowany był wzdłuż pasa granicznego i nie odbywał się nad terenem zabudowanym" - podało DG RSZ. A dalej: "Z uwagi na to, iż dotychczasowe poszukiwania urządzenia nie przyniosły rezultatu informujemy, iż zapalnik ma wbudowane zabezpieczenia i nie stanowi zagrożenia dla otoczenia". Wojsko podkreśla, że "podczas operacji wojskowych tego rodzaju takie sytuacje się zdarzają", a zapalnik nie stanowi zagrożenia dla otoczenia. Jak podano w komunikacie Dowództwa Generalnego, podobne zdarzenia odnotowywano chociażby w Afganistanie. Generał Tomasz Drewniak: Może znajdzie go kiedyś jakiś grzybiarz Z informacji RMF FM wynika, że śmigłowce miały startować z lotniska w Krywlanach pod Białymstokiem. Jak ustaliła redakcja Polsat News, chodzi o maszynę Mi-24. Sam zapalnik, również zgodnie z ustaleniami Polsat News, ma 11 cm długości. Nie da się wykluczyć, że śmigłowiec był wyposażony w pociski rakietowe S-5. To jeden z nich najprawdopodobniej stracił zapalnik. Armia jest jednak dość oszczędna w informacjach. - Ciężko komentować komunikat wojska, bo jest dziesiątki niewiadomych. Nie wiemy chociażby o jaką rakietę chodzi, chociaż podobno to rakieta S-5 - mówi Interii gen. Tomasz Drewniak. - Zgadzam się, że zdarzają się takie przypadki jak zagubienie zapalnika. Często wynikają z błędu ludzkiego: ktoś czegoś nie dokręcił, czegoś nie zrobił przez pośpiech - dodaje. Na ile niebezpieczny dla osób postronnych może być zapalnik? Czy faktycznie uda się go znaleźć? Przede wszystkim, należy pamiętać, że nie chodzi o zabawkę, a sprzęt wyposażony w materiał wybuchowy. - Niewielką ilość, ale jednak. Musi w końcu zainicjować wybuch, więc nie jest całkiem niegroźny. Dopóki ktoś nie będzie w niego walił młotkiem, nic się nie wydarzy, bo jest zabezpieczony - zauważa były Inspektor Sił Powietrznych. W opinii eksperta, znalezienie zapalnika to jak szukanie igły w stogu siana. - Pamiętajmy, że zapalnik, jeśli przyjmiemy, że pochodzi od rakiety S-5, jest wielkości grubego mazaka. Jeśli wpadł w jakieś krzaki, może tam leżeć do końca świata. Być może znajdzie go kiedyś jakiś grzybiarz - zastanawia się Drewniak. Armia apeluje, by w razie odnalezienia przedmiotu, powiadomić najbliższą jednostkę wojskową lub policję. Wojskowi poinformowali, że z ich strony nie trwają intensywne poszukiwania zapalnika. Jakub Szczepański