Posłowie Konfederacji pojawili się w resorcie zdrowia w poniedziałek po godzinie 8 rano, aby zadać pytania dotyczące polityki rządu w sprawie walki z epidemią COVID-19. Winnicki: Będziemy żądali przedstawienia faktów - Będziemy żądali przedstawienia faktów, liczb dotyczących zgonów osób zaszczepionych i niezaszczepionych, szczególnie w ostaniem okresie, ponieważ Ministerstwo Zdrowia podaje w tym zakresie sprzeczne i manipulacyjne dane - tłumaczył Robert Winnicki, relacjonując w mediach społecznościowych przebieg interwencji. - Będziemy domagali się podania podstaw, na podstawie których wydane zostały wydane rozporządzenia o najnowszych obostrzeniach - wymieniał dalej polityk. - Dwa tygodnie temu minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że obostrzenia nie mają sensu, nie działają, jeśli chodzi o zapobieganie epidemii, po czym cztery dni później wprowadził obostrzenia - podkreślił Winnicki, tłumacząc, że w ramach interwencji będę chcieli uzyskać informacje, "na jakiej podstawie naukowej, wydane zostały te decyzje". Grzegorz Braun poinformował natomiast, że posłów interesują także dokumenty dotyczące koncernów farmaceutycznych. - Zapytamy o umowy, które zawiera Rzeczpospolita - nie wiadomo kto i w czym imieniu - z koncernami farmaceutycznymi - tłumaczył. Andrusiewicz jak "gangster z czarnobiałego filmu" Posłowie Konfederacji na poświęconej ich interwencji poselskiej konferencji prasowej w Sejmie mówili, że powinno być tak, że podczas takiej interwencji minister lub jego zastępca przyjmuje posłów. Powoływali się przy tym na ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Podkreślali, że w poniedziałek tak się nie stało.Jak poinformował Braun, w resorcie zdrowia nikt nie chciał rozmawiać z nim i z Winnickim, przywitali ich ochroniarze bez masek, wnętrza siedziby ministerstwa "przypominały opustoszałą dekorację filmową" i że nie wie, czy minister zdrowia był w budynku, bo widział, że "ktoś się zabarykadował przed nimi w gabinetach ministerialnych", a zza drzwi "dochodziły szepty i szmery". Dodał, że podczas ich wizyty w resorcie był "arogancki jak zawsze, zamaskowany jak gangster z czarnobiałego filmu rzecznik prasowy MZ (Wojciech Andrusiewicz - red.), który nie spieszył z informacją i asystował im raczej jak ktoś, kto reprezentował służbę ochrony czy inne służby".Braun ocenił, że podczas pobytu posłów Konfederacji w resorcie "nie dopełniono obowiązku niezwłocznego przekazania informacji, o które posłowie wnioskują". Rzecznik MZ: zostałem nazwany przez Brauna "bandytą" Komentując wizytę posłów w Ministerstwie Zdrowia, rzecznik resortu stwierdził:"Nie nazwałbym tego interwencją poselską". - To było zachowanie obu panów posłów: pana posła Brauna i pana posła Winnickiego skandaliczne. Ja przeczytam może tylko ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora, art. 19: "W wykonywaniu mandatu poseł lub senator ma prawo, jeżeli nie narusza dóbr osobistych innych osób, do uzyskiwania informacji i materiałów". Dzisiaj przynajmniej moje dobra osobiste zostały naruszone. Dzisiaj zostałem nazwany przez pana posła Brauna "bandytą" - powiedział Andrusiewicz.Dodał, że "oczywiście nie robi na nim wrażenia nazwanie przez pana posła, tego pana posła, 'bandytą' " i nie będzie kierował sprawy na drogę sądową.- Ale uważam, że wszyscy gremialnie powinniśmy obłożyć takie osoby infamią, i na pewno zostanie wystosowane dzisiaj pismo do pani marszałek Sejmu w sprawie tego, co panowie posłowie robili tu w budynku, bo panowie posłowie biegali po wszystkich pokojach, zaglądali do wszystkich pracowników, jednocześnie krzycząc i siejąc wyzwiska, tak jak w kierunku mojej osoby. Na pewno na drodze postępowania takiego sejmowego my tego nie zostawimy - powiedział rzecznik resortu zdrowia.Pytany dlaczego nie będzie kierował sprawy na drogę sądową odpowiedział, że nie będzie z posłem Braunem "mierzył się w sądzie i przysparzał mu tak naprawdę możliwości żeby występował kolejny raz przed kamerami". - Nie o to mi chodzi. Nie zamierzam dawać panu posłowi możliwości popisywania się przed mikrofonami, przed kamerami - dodał Andrusiewicz.