Szybszy dostęp do teczek

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

IPN zdecydował, że osobom z tzw. listy Wildsteina udostępni ich akta w trybie przyspieszonym. Postanowiono też, że baza danych osobowych pozostanie nadal dostępna w czytelni Instytutu.

Szef IPN Leon Kieres po raz kolejny przestrzegł przed nazywaniem spisu Wildsteina "listą ubecką"
Szef IPN Leon Kieres po raz kolejny przestrzegł przed nazywaniem spisu Wildsteina "listą ubecką"INTERIA.PL

Szef Kolegium IPN, Sławomir Radoń, powiedział dziś, że czas oczekiwania na dostęp do swej teczki osoby pokrzywdzonej, która znalazła się na tzw. liście Wildsteina, będzie wynosił prawdopodobnie od dwóch do trzech tygodni.

Radoń podkreślił, że zgodnie z ustawą o IPN dostęp do teczki ma osoba inwigilowana w PRL, nie ma jej zaś oficer lub tajny współpracownik służb specjalnych.

Kolegium "wyraziło ubolewanie z powodu incydentu, w wyniku którego doszło do nadużycia dobrej wiary Instytutu". Ten incydent to oczywiście rozpowszechnianie przez byłego dziennikarza "Rzeczpospolitej" Bronisława Wildsteina spisu osób znajdujących się w archiwach IPN, w tym zarówno współpracowników specsłużb PRL-u, jak i osób pokrzywdzonych. Radoń podkreślił, że nikt z IPN nie złamał prawa w całej sprawie.

INTERIA.PL

Członkowie Kolegium zadeklarowali, że zarówno incydent związany z wyniesieniem listy z czytelni Instytutu, jak i jego polityczne reperkusje nie zahamują procesu "coraz szerszego udostępniania" dokumentów służb specjalnych PRL pokrzywdzonym.

"Sprzeciwiamy się wykorzystywaniu dla doraźnych celów politycznych zarówno pomocy archiwalnych, jak i dokumentów udostępnianych zgodnie z ustawą o IPN" - stwierdzili jednak stanowczo członkowie Kolegium w swoim oświadczeniu.

Szef IPN, Leon Kieres, po raz kolejny przestrzegł przed nazywaniem spisu "listą ubecką". - To nie jest lista ubecka, to jest Lista Instytutu Pamięci Narodowej. Każda osoba, której nazwisko znalazło się na tej liście, została tam umieszczona po przeglądzie dokumentów znajdujących się w IPN. Dlaczego? Dlatego, że podejrzewaliśmy, że w teczce, w materiałach dotyczących danej osoby, mogą się znajdować materiały dotyczące innej osoby - powiedział Kieres INTERIA.PL, dodając, że sporządzenie spisu znaczenie usprawniło prace Instytutu.

5-osobowy zespół, powołany Kieresa do zbadania okoliczności, w jakich z Instytutu "wyciekła" lista, nie zakończył jeszcze pracy. Następne posiedzenie Kolegium - 9 lutego.

Jeszcze przed rozpoczęciem dzisiejszego spotkania członkowie Kolegium najczęściej powtarzali, że lustracji nie da się już zatrzymać. Wszak indeks nazwisk, zwany listą Wildsteina, już od kilku dni krąży, i to nie tylko wśród dziennikarzy. Pojawił się też w internecie.

Ludzie, którzy znaleźli tam swoje nazwiska, przychodzą więc do IPN. Osoby te jednak, wbrew obawom głoszonym przez niektórych publicystów, nie czują się zdeptane. - Wildstein zmusił urzędniczą machinę do załatwienia teczek, sprawy, która powinna być zakończona już 15 lat temu - mówi mężczyzna, z którym rozmawiał reporter RMF.

- Gdyby to było zrobione, ja tutaj bym dziś nie stał. Gdyby była ujawniona pełna lista agentów i współpracowników, ja jako osoba, która tutaj jest w charakterze namawianej do współpracy, bym się po prostu nie znalazł, bo by mnie na żadnej liście nie było - dodaje.

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na