Wtorek, godzina 15:40. W miejscowości Przewodów w gminie Dołohobyczów (woj. lubelskie) dochodzi do eksplozji w suszarni zbóż. Marta Małyszek, wójt gminy Mircze, znajdującej się 30 km na północ od Przewodowa, opowiada Interii: - W mediach usłyszeliśmy najpierw o pożarze suszarni w Przewodowie. Później przez naszą gminę od godziny 17 przejeżdżały służby na sygnałach. To wzbudziło niepokój wśród mieszkańców. Nikt nie dawał nam znać, co się dzieje, tyle co te samochody widzieliśmy. Resztę śledziliśmy w mediach. W wyniku wybuchu rakiety zginęło dwóch mężczyzn. Wójt gminy Mircze przekazała nam, że o 19:30 uczestniczyła w starostwie powiatowym w sztabie kryzysowym. - Ale była blokada informacyjna - nie dowiedzieliśmy się niczego ponad to, co już przekazały media - dodaje. Przewodów i okolice. "Jest strach, ale nie panika" - Jest strach wśród mieszkańców, my też tym żyjemy. Natomiast paniki nie widać - mówi wójt Marta Małyszek. W podobnym tonie wypowiada się Roman Miedziak, wójt gminy Rachanie. Ta znajduje się około 40 kilometrów na zachód od Przewodowa. - Ludzie szybko dowiedzieli się z mediów o tym, co się wydarzyło. Przekazywali sobie, że dwie osoby zginęły. Rozmawiałem z nimi wczoraj wieczorem, dzisiaj rano. Boimy się. Nie wiadomo, czy w urząd gminy, w szkołę coś nie uderzy. Każdy ma obawy, co będzie dalej. I ma nadzieję, że więcej takich zdarzeń nie będzie - opowiada wójt. Zapewnia, że mieszkańcy funkcjonują normalnie, idą do szkół, do pracy. - Ale z tyłu głowy ludzie mają ten niepokój. Natomiast paniki nie ma - takiej, jak w lutym, kiedy Rosja napadła na Ukrainę. Wówczas były takie sytuacje, że panowie pracujący za granicą mówili swoim żonom, aby pakowały się, zabierały dzieci i wyjeżdżały z Polski. W tej chwili takiego czegoś nie ma. Nauczyliśmy się jakoś żyć w świadomości, że wojna trwa. Wszyscy liczą na to, że jeśli coś będzie się działo, to nasz rząd jest przygotowany - wskazuje Roman Miedziak. Rakiety w Polsce. "Czy jesteśmy bezpieczni?" Sekretarz gminy Łaszczów Rafał Swatowski mówi nam, że mieszkańcy nie przychodzą do urzędu, nie pytają o to, co wydarzyło się 30 kilometrów od ich domów. - Oczywiście jest to bardzo blisko nas, więc obawa jest, co się może jeszcze wydarzyć - podkreśla. - My się zastanawiamy, czy my jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni jako wschodnia granica. To jest najważniejsze. W przypadku wojny pocisk może się pojawić, ale dlaczego nie został zestrzelony w odpowiednim momencie? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi - dodaje sekretarz gminy Łaszczów. Mimo to również wskazuje, że nie dotarły do niego żadne informacje o tym, aby pojawiła się panika wśród mieszkańców. - Życie toczy się dalej - dodaje. Wybuch w Przewodowie. "Dzieci potrzebują wsparcia" Dariusz Kozłowski, wójt gminy Telatyn, znajdującej się kilkanaście kilometrów na północny-zachód od Przewodowa, mówi Interii: - Jeśli chodzi o nastroje, to paniki w naszej gminie również nie ma. Oczywiście wiadomo, że jest to temat gorący i wszyscy o tym, co wydarzyło się w Przewodowie, dyskutują. Zastanawiają się, czyje to rakiety. Po prostu toczą się wokół tego rozmowy, mieszkańcy są w pewnym stopniu zaniepokojeni, tak jak w całej Polsce. Nie można przecież powiedzieć, że nic się nie stało. Jest lęk i obawa, że tych pocisków może być więcej. - Powiedziałbym, że poza tymi emocjami ludzie żyją swoim życiem. Dorośli poszli do pracy, dzieci do szkół - przekazał nam Dariusz Kozłowski. I dodał, że dyrektorzy placówek zostali wyczuleni, aby przyglądać się uczniom. - Jeśli zauważą, że wśród nich pojawia się temat wybuchów w Przewodowie, to psycholodzy, pedagodzy, mogą z nimi przeprowadzić rozmowy. Wszystko po to, żeby uspokoić dzieciaczki, żeby się nie denerwowały. One też słyszą, o czym rozmawiają rodzice, i są wrażliwe, potrzebują tego wsparcia - ocenia wójt gminy Telatyn. Przewodów. Prezydent Przemyśla: Nikt do spadających rakiet nie podchodzi spokojnie Włodarze, z którymi rozmawiamy, mówią nam, że na razie nie podejmują żadnych dodatkowych działań. Czekają na ewentualne wytyczne wojewody. O wydarzenia z miejscowości Przewodów spytaliśmy też prezydenta Przemyśla Wojciecha Bakuna. To miasto leży tuż przy granicy z Ukrainą w woj. podkarpackim. - Nikt do spadających rakiet na terytorium Polski nie podchodzi spokojnie, ani mieszkańcy Podkarpacia, ani Lubelszczyzny - komentuje Wojciech Bakun. I dodaje, że wiele miast zwołało sztaby kryzysowe i myśli, jak zareagować na tę sytuację. - To nie jest sytuacja zwyczajna. My bardzo mocno czekamy na komunikaty służb. Działamy także w sposób hamujący pewne niepotrzebne publikacje, domysły, jakieś fake newsy, bo tych jak zwykle pojawiło się mnóstwo. A najważniejsze jest to, żeby czekać i słuchać oficjalnych komunikatów. Bo w social mediach można przeczytać wiele bzdur - wskazuje prezydent Przemyśla. Przewodów. Prezydent Przemyśla apeluje o rozwagę. "Włos się na głowie jeży" - Staramy się naszych mieszańców nie tyle uspokajać, bo nie chodzi o sztuczne uspokajanie, ale przygotowywać do tego, że takie momenty, kiedy u nas też się coś dzieje, to jest najlepszy czas do tego, by siać dezinformację i wykorzystywać takie zdarzenia do dezinformowania, eskalacji, a wiadomo, że służby rosyjskie są w tym bardzo dobre - zaznacza Wojciech Bakun. Apeluje o spokój, rozwagę i rozsądek. - Wczoraj dostałem przegląd wpisów od naszego biura monitorującego media, to przyznam szczerze włos się na głowie jeży. Wiele osób nawołuje do wojny, już się na nią pakuje. To są bardzo niepoważne i bardzo niebezpieczne działania. Obserwowane, a może także w jakiś sposób animowane przez drugą stronę - ocenia. - Są służby państwowe, jest wojsko, jest rząd. Pozwólmy służbom wyjaśnić, co się wydarzyło wczoraj przy ukraińskiej granicy, na terytorium Polski. Patrzmy, obserwujemy, ale dajmy im pracować, nie wysysajmy wiadomości z palca i opierajmy się na oficjalnych komunikatach, bo nie ma nic gorszego w takiej sytuacji niż dezinformacja - podsumowuje. Prezydent Andrzej Duda poinformował we wtorek po godz. 12 po spotkaniu w BBN: - Nic nie wskazuje na to, że był to intencjonalny atak na Polskę. Na terytorium naszego kraju spadła najprawdopodobniej rakieta produkcji rosyjskiej z lat 70. Nie mamy dowodów, że została wystrzelona przez Rosję. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony.