- 20 dni temu pod Bydgoszczą znaleziono szczątki rosyjskiej rakiety. Bardzo wiele wydarzyło się od tego czasu, jednak od 16 grudnia wydarzyło się niewiele. Ta sprawa w naszym przekonaniu pokazuje głęboki kryzys między resortem obrony a polskim wojskiem - mówił Tomasz Siemoniak. Obiekt pod Bydgoszczą. KO zawiadamia prokuraturę ws. Mariusza Błaszczaka Jak zaznaczył polityk KO, minister Mariusz Błaszczak twierdzi, że nie otrzymał informacji w tej sprawie od podległych mu wojskowych, a szef Sztabu Generalnego dowodzi z kolei, że o sprawie poinformowano. - Ktoś tu kłamie, ktoś nie mówi prawdy - ocenił. - Nie do przyjęcia jest, że wojsko nie poinformowało przełożonego o upadku rosyjskiej rakiety. Nie ma ważniejszego obowiązku. Dlatego dla ministra nie ma żadnego wytłumaczenia. Bo albo nie interesuje się wojskiem, albo - co gorsze - wiedział, ale nic z tym nie zrobił i nie poinformował premiera - zaznaczył Siemoniak. - Minister Błaszczak musi odejść - zakończył. Głos zabrał też Czesław Mroczek. - Przez wiele miesięcy nie było wiadomo, co z głowicą. Czy była to atrapa, czy głowica bojowa. W tej sprawie nie było działania ministra, premiera ani prezydenta. Po odnalezieniu rakiety przez obywatelki naszego kraju, jak Koalicja Obywatelska, zaczęli pytać o tę sprawę. Zaczęło się unikanie odpowiedzi i zrzucanie odpowiedzialności - podkreślił polityk KO. - Nie wiemy, kto podjął decyzję o nieszukaniu tej rakiety, ale tym samym narażaniu obywateli na niebezpieczeństwo. To zaniechanie, które zagrożone jest konsekwencjami karnymi - mówił Mroczek. Przypomniał przy tym, że Ko domaga się od marszałek Sejmu zwołania komisji, na których sprawa zostanie wyjaśniona. Z kolei Cezary Tomczyk stwierdził, że "rozpoczęło się szukanie kozła ofiarnego". - Tym ma być polska armia i polski oficer. My stajemy dziś tu w obronie honoru polskich żołnierzy. Podjęliśmy decyzję, że dziś złożymy do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - podkreślił. Jak zaznaczył, Koalicja Obywatelska domaga się złożenia informacji przez ministra obrony narodowej, kiedy on dowiedział się o rosyjskim pocisku na terenie naszego kraju. - I sprawa najważniejsza. Słowa generała Andrzejczaka. On powiedział, że poinformował o tej sprawie wtedy, kiedy miało to miejsce. Czyli mamy tu do czynienia ze sprawą matactwa. Im szybciej panowie Morawiecki i Błaszczak złożą wyjaśnienia w prokuraturze, tym lepiej - mówił Tomczyk. Polityk wezwał też prezydenta Andrzeja Dudę, jak zwierzchnika Polski Sił Zbrojnych, by zabrał głos w sprawie i poinformował, kiedy dowiedział się o sprawie i jaką wiedzę miał w tym temacie. Rosyjska rakieta pod Bydgoszczą O rosyjskiej rakiecie, którą znaleziono w lesie pod Bydgoszczą, zrobiło się głośno pod koniec kwietnia. Wówczas to MON poinformowało, że "w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego". Tego samego dnia minister Zbigniew Ziobro przekazał, że sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. 28 kwietnia w sprawie "obiektu" wypowiedziało się wojsko. Jak wskazał wówczas dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski, sprawa może mieć związek ze zmasowanym atakiem Rosji na Ukrainę 16 grudnia 2022 roku. - Powstały pewne hipotezy, mamy pewne wątki, które można byłoby powiązać ze zdarzeniem w Zamościu pod Bydgoszczą - przekazał wojskowy. W sieci natychmiast pojawiły się też przypuszczenia na temat tego, co mogło spaść w lesie pod Bydgoszczą. Wiele osób wskazywało, że może być to rosyjska rakieta, zdolna do przenoszenia ładunków jądrowych. Pocisk ten miał być jednak nieuzbrojony, a miejsce głowicy zajmować miała atrapa. Według doniesień pocisk miał zostać wystrzelony z okolic Smoleńska i najpewniej uderzyć w okolicach Kijowa. Według przypuszczeń nastąpiła jednak awaria sprzętu, która doprowadziła do zmiany trajektorii lotu rakiety. Informację o tym, że "niezidentyfikowany obiekt" to w rzeczywistości rosyjska rakieta manewrująca Ch-55, potwierdzili też nieoficjalnie dziennikarze Polsat News. Jako pierwsza poinformowała o tym stacja RMF FM, powołując się na ustalenia Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Zaznaczono, że pocisk prawdopodobnie przyleciał zza wschodniej granicy Polski, a polska armia nie ma takiego uzbrojenia na wyposażeniu ani w magazynach. Obiekt pod Bydgoszczą. Mariusz Błaszczak wskazuje winnego W czwartek z kolei minister obrony Mariusz Błaszczak przekazał, że "ustalenia kontroli jasno wskazują, że działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe". - Nawiązano współpracę ze stroną ukraińską i amerykańską. Właściwie uruchomiono procedury współpracy sojuszniczej. Podwyższono gotowość bojową naszych środków dyżurnych. W powietrze poderwano dyżurne samoloty. Obiekt był odnotowany przez naziemne stacje radiolokacyjne - mówił wicepremier. Jednak, jak twierdzi szef resortu obrony, "dowódca operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując go o obiekcie, który pojawił się w przestrzeni powietrznej, ani nie informując RCB i innych przewidzianych w procedurach służb". - W sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego z 16 grudnia, które otrzymałem, znalazła się informacja, że w dniu 16 grudnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia przestrzeni powietrznej RP, co jak później się okazało, było nieprawdą - zaznaczył Błaszczak i dodał, że "największe uchybienia stwierdzono w zakresie meldowania o zdarzeniu i podjęciu działań poszukiwawczych". - Ewentualne decyzje personalne lub dyscyplinarne mają zostać podjęte po konsultacji z prezydentem RP - podkreślił minister obrony nardoowej i zaznaczył, że o sprawie niezwłocznie poinformuje Andrzeja Dude i Mateusza Morawieckiego.