Proces ws. otrucia Anny Walentynowicz. Oskarżeni nie przyznają się winy
Anna Walentynowicz miała zostać otruta cyjankiem potasu, a nie Furosemidem - stwierdził jeden ze świadków, zeznających podczas procesu trzech byłych funkcjonariuszy SB, oskarżonych o próbę zabójstwa opozycjonistki. Mężczyźni nie przyznają się do winy.

Świadkowie, którzy zeznawali w sądzie, w latach 80-tych byli działaczami "Solidarności" i współpracowali z Anną Walentynowicz, kiedy ta przyjeżdżała do Radomia. Podczas jednej z takich wizyt truciznę miała jej podać koleżanka z opozycji - mówił jeden z nich.
Cyjanek potasu
Tłumaczył, że wbrew twierdzeniom prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej, zawartym w akcie oskarżenia, konspiracyjna działaczka miała zginąć nie po podaniu obniżającego ciśnienie Furosemidu, ale w wyniku zażycia cyjanku potasu z dodatkiem soli talu. Informacje takie miał mu przekazać funkcjonariusz SB. Zaraz po rozmowie z nim świadek opisał całą sytuację, a dziś notatki sprzed ponad trzech dekad przekazał sądowi.
Utajniona część rozprawy
Jednym ze świadków była dziś kobieta, która rzekomo miała podać truciznę Annie Walentynowicz, ale na jej wniosek tę część rozprawy utajniono.
Nie przyznają się do winy
Oskarżeni, którzy odpowiadają za próbę otrucia i działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, nie przyznają się do winy. Oba czyny zostały zakwalifikowane jako zbrodnie komunistyczne przeciwko ludzkości. Byłym funkcjonariuszom SB grozi do pięciu lat więzienia. Kolejna rozprawa odbędzie się 18 marca.