Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Prezydent zadzwonił do brata tuż przed tragedią

Prezydent zadzwonił z pokładu Tu-154 do brata Jarosława o godzinie 8.20 - zdradził Adam Bielan w rozmowie z Konradem Piaseckim. Do tragedii - przypomnijmy doszło - o godz. 8:56. - Ja się zupełnie rozkleiłem - przyznał rzecznik PiS. - Generalnie Jarosław Kaczyński trzyma się dobrze - dodał Bielan.

Konrad Piasecki: Obok mnie rzecznik i europoseł Prawa i Sprawiedliwości; człowiek, który był jeszcze wczoraj wieczorem w Katyniu i Smoleńsku, Adam Bielan. Był pan tam razem z bratem prezydenta, Jarosławem Kaczyńskim. Jak on się trzyma?

Adam Bielan: - Na początku... Generalnie dobrze. Zobaczyliśmy się z Jarosławem Kaczyńskim koło godziny pierwszej, drugiej po południu. Nie ukrywam, że się zupełnie rozkleiłem, bo do momentu, gdy oglądałem to w telewizji, to było trochę nierealne. Nie wierzyłem w to, co widzę. Zachowałem się trochę automatycznie, zdzwoniłem się z kolegami. Musieliśmy się spotkać, pocieszać Jarosława. Ale jak zobaczyłem prezesa na żywo i zaczęło to do mnie docierać, że prezydent nie żyje, ja się zupełnie rozkleiłem. Prezes trzymał się dobrze. Zaczęliśmy rozmawiać.

- Drugi raz się rozkleiłem, jak prezes powiedział, że o 8:20 rano dostał telefon od prezydenta - z telefonu satelitarnego, z pokładu...

Ale to był telefon, że wszystko jest dobrze, że wszystko idzie tak, jak miało iść?

- Tak, że wszystko idzie tak, jak miało iść. Prezes pytał, czy już wylądowali. Prezydent odpowiedział, że nie, że lądują za kilkanaście minut. To było - jak rozumiem - dwadzieścia kilka minut przed katastrofą. Jak to usłyszałem, to wyszedłem gdzieś tam do kuchni, żeby prezes nie widział mnie w takim stanie.

Potem wsiedliście w samolot, polecieliście do Witebska, stamtąd autokarami do Smoleńska.

- Potem wsiedliśmy w samolot i oczywiście było mnóstwo spraw organizacyjnych, więc nie musiałem o tym wszystkim myśleć i prezes też w biegu - samoloty, autobusy, przesiadanie się, podejmowanie jakichś decyzji technicznych.

- Później wreszcie jesteśmy na miejscu katastrofy i najpierw widzimy szczątki samolotu. Coś przerażającego. Nikt, kto nie widział miejsca katastrofy lotniczej, tego nie zrozumie. To jest szokujący widok, bo są części garderoby, biżuterii nawet, ślady krwi. Ciał już nie było, ale były ślady krwi. Widziałem zwisający z kadłuba żakiet naszej koleżanki klubowej. Taki bardzo charakterystyczny, który często komentowaliśmy.

Te szczątki samolotu porozrzucane na ogromnej...

- Na dużej... No to nie była nawet duża odległość - kilkadziesiąt metrów. Najgorsze że 500-800 metrów do pasa startowego, czyli nie gdzieś bardzo daleko. Człowiek widzi, że niewiele zabrakło, żeby mogli lądować w miarę bezpiecznie. Wszystkich nas to poruszyło. Joachim Brudziński, który jest góralem z Nowego Sącza, kompletnie się rozpłakał.

Jarosław Kaczyński na miejscu katastrofy

- No jak zobaczyliśmy te ciała naszych kolegów przykryte... Ludzi, z którymi jeszcze niedawno rozmawialiśmy, bo ja z Krzysiem Putrą widziałem się w gabinecie w czwartek przed wizytą u pana prezydenta, bo cały wieczór spędziłem u prezydenta. Więc to był szokujący widok i prezesa też poruszył.

- Później prezes Jarosław Kaczyński musiał podjąć ileś tam decyzji takich technicznych, formalnych. Był w kontakcie też z inną częścią rodziny. Ale później zaczął się powrót, więc on się odbywał w ciszy. Zespół był poruszony i wszyscy się martwiliśmy o to, co będzie w nocy, kiedy człowiek zostanie sam na sam z myślami, te wszystkie obrazy przywołuje. Mam nadzieję, że prezes Kaczyński tę noc przetrwał w miarę dobrze.

Nad tą rodziną od paru tygodni, od czasu, kiedy zachorowała mama prezydenta Kaczyńskiego wisiał taki cień choroby, jakiś cień śmierci.

Tak, bracia Kaczyńscy są osobami niezwykle towarzyskimi, rodzinnymi, także święta spędzali w gronie całej rodziny i gdy ktokolwiek zachorował z nawet starszej rodziny, bardzo się tym przejmowali. W przypadku mamy od kilku tygodni czuwali na zmianę dzień i noc, całą dobę, dlatego tylko Jarosław Kaczyński nie był w Katyniu. Z tego, co wiem, mama jeszcze nie wie, więc...

Nie powiedziano jej o tym, co się stało?

Nie powiedziano jeszcze, żeby nie zaszkodzić jej zdrowiu. Jarosław Kaczyński bardzo się tym przejmował też, dlatego nie zostaliśmy na noc w Smoleńsku, żeby wrócić, żeby prezes mógł "jak gdyby nigdy nic" odwiedzić szpital i żeby mama się nie niepokoiła. Podziwiam tego człowieka. Patrzyłem cały czas na niego, zerkałem, tak żeby oczywiście nie widział, nie czuł jakiejś presji. Ale trzymał się znacznie lepiej ode mnie i wiele osób pocieszał. Straszne chwile dla niego.

Lech Kaczyński był prezydentem dla nas wszystkich, dla pana był również przyjacielem. Długo pan w czwartek z nim rozmawiał, wybieraliście temat muzyczny do kampanii prezydenckiej.

Tak, prezydent był osobą niezwykle towarzyską i taką otwartą, miał olbrzymią empatię i wiele osób się przed nim otwierało, zwierzało z jakichś problemów osobistych, ja również. Często bywałem u niego w weekendy. Właśnie rozmawiamy pod wejściem, którym najczęściej wchodziłem, takim bocznym wejściem od pomnika Mickiewicza i przyznam, że się trochę rozkleiłem, jak tu przyszedłem. Po raz pierwszy od tej katastrofy.

- W czwartek... Z reguły przychodziłem w soboty, bo to był taki dzień, kiedy nie było telefonów do odbierania, prezydent nie miał jakichś obowiązków, ja również. Ale tym razem ze względu na wyjazd do Katynia, pan prezydent poprosił mnie, żebym przyszedł w czwartek, bo w piątek chciał się cały dzień przygotowywać do przemówienia. Pan prezydent przemawiał prawie zawsze z głowy, więc dzień przed jakąś ważną uroczystością układał sobie w głowie to przemówienie, najczęściej siedział w Belwederze z dwoma, trzema ludźmi. Więc poprosił, żebym przyjechał w czwartek wieczorem po jego wizycie w Wilnie.

- Teoretycznie przyjechałem, żeby rozmawiać o kampanii, ale najpierw rozmawialiśmy o sytuacji na Litwie, bo prezydent był zdenerwowany tym, że tego dnia parlament litewski odrzucił w pierwszym czytaniu ustawę o pisowni nazwisk Polaków, więc był tym poruszony. Później prezentowałem mu szczegóły kampanii. Prezydent nie lubił takich rzeczy, nie lubił takich rzeczy słuchać, nie interesowały go jakoś specjalnie.

- Przy temacie muzycznym się trochę poruszył, bo wybraliśmy jako temat muzyczny "Balladę o Małym Rycerzu" i dlatego, że trylogia to są ulubione książki pana prezydenta, czytane mu w dzieciństwie przez mamę, jako małemu chłopcu i też dlatego, że prezydent miał dystans do siebie i ten Mały Rycerz jego zdaniem do niego pracował, dlatego, że był niskiego wzrostu. Nie ukrywam, że od rana wczoraj cały czas ta "Ballada o Małym Rycerzu" dzwoni w uszach, bo odtworzyłem na komputerze jeszcze raz ten temat muzyczny, a później, po pół godzinie, pan prezydent oczywiście zmienił temat i zaczęły się anegdoty, żarty, wspomnienia.

- Mówiliśmy o czasach drugiej "Solidarności", kiedy przez jakiś czas, po zwycięstwie Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich, kierował Związkiem. Dołączył do nas pan minister Łopiński, pani Zosia Gust - szefowa sekretariatu, których prezydent zna od wielu, wielu lat i wymieniali się anegdotami, historiami.

- Siedzieliśmy do... pan prezydent nas opuścił około północy. Ja siedziałem jeszcze pół godziny z ministrem Łopińskim, z panią dyrektor Gust i z Pawłem Kowalem, który do nas przyjechał po jakimś programie telewizyjnym.

- Prezydent był w bardzo dobrej formie. Był trochę niewyspany, bo kilka nocy zarwał w ciągu ostatniego miesiąca, ale był w dobrej formie. Nawet żartowaliśmy, czy będzie mógł zdejmować marynarkę w czasie kampanii? Mówił, że właśnie schudł. Ja go pytałem, czy jest na jakiejś specjalnej diecie? Był w dobrym stanie psychicznym - mimo choroby mamy, bo mama, były informacje od lekarzy, że mama czuje się coraz lepiej, więc przejmował się tym Katyniem, tymi uroczystościami sobotnimi. Skończył spotkanie o północy, choć często przedłużał je, bo chciał się wyspać i ułożyć sobie w głowie przemówienie.

Trudno mówić o tym w czasie przeszłym.

- Do mnie to nie dociera. Ja jestem w stanie takiego jakiegoś szoku. Kompletnie sobie tego nie uświadamiam. Spałem krótko, więc tak naprawdę od momentu, kiedy się o tym dowiedziałem...

Jest pan cały czas na nogach...

- Jestem na nogach i zupełnie do mnie nie dociera, że z prezydentem już się nie spotkam... Nie jestem w stanie się z tym pogodzić...

RMF

Zobacz także