Prawica po wyborach
Dla polskiej prawicy powyborczy krajobraz jest szary i ponury.
Prawo i Sprawiedliwość doznało bolesnej porażki, tracąc w stosunku do zwycięskiej Platformy Obywatelskiej blisko 10 punktów procentowych. Nie ziściła się wizja "Budapesztu w Warszawie", a co gorsza, przywódcy PiS wydają się zadowoleni z osiągniętego rezultatu. Jarosław Kaczyński wykluczył nie tylko własną dymisję, lecz także jakiekolwiek wewnątrzpartyjne rozliczenia.
Polska Jest Najważniejsza, ugrupowanie kierowane przez Pawła Kowala, nie zdołało przekroczyć nie tylko progu 5 procent, co dałoby mandaty w parlamencie, ale także granicy 3 procent, co oznacza, że partia ta nie dostanie subwencji z budżetu. Wygląda na to, że wyborcy wydali na nią ostateczny wyrok.
Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego dostała mniej głosów niż jej lider w zeszłorocznych wyborach prezydenckich, a Prawica Rzeczyspospolitej w ogóle nie stanęła do rywalizacji, nie uzbierawszy odpowiedniej liczby podpisów na listach poparcia.
Sama Platforma z kolei, uchodząca do niedawna za partię konserwatywno-liberalną, w ostatnich latach stawała się coraz bardziej liberalna, a coraz mniej konserwatywna, by wreszcie skręcić w kierunku klasycznej europejskiej socjaldemokracji. Szeregi PO zasili m.in. Bartosz Arłukowicz, jeden z najpopularniejszych polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej (prawdopodobnie przyszły minister zdrowia), oraz Dariusz Rosati, były minister spraw zagranicznych. Platforma przygotowała także kontrowersyjny projekt ustawy o zapłodnieniu in vitro i wprowadziła kwoty płciowe na listach wyborczych.
W Platformie jest oczywiście grupa posłów, którzy przyznają się do swojego chrześcijańskiego światopoglądu, ale znajdują się oni raczej na marginesie partyjnej hierarchii. Perypetie Jacka Żalka, posła z Białegostoku, który najpierw głosował za obywatelskim projektem zaostrzenia ustawy aborcyjnej, a potem miał kłopoty, by znaleźć się na listach PO, pokazują, jak zmienia się atmosfera w partii Donalda Tuska i jak zmienia się jej kurs.
Szturm Palikota
Jednak największym ciosem dla prawicy był zdumiewający triumf Janusza Palikota. Jeszcze miesiąc przed wyborami nikt nie dawał jego Ruchowi szans na wejście do parlamentu. Okazało się jednak, że brutalna, pełna inwektyw i antykościelnych haseł kampania trafiła w gusta blisko półtora miliona wyborców. 10 proc. głosujących poparło byłego posła PO, który swoją retorykę oparł na twardym antyklerykalizmie i bezwstydnie szczycił się wsparciem ze strony Jerzego Urbana. Założycielowi Ruchu pomagały też komercyjne media - niemal codziennie był on gościem programów publicystycznych w stacjach telewizyjnych i radiowych. Przedstawiano w nich Palikota już nie jako skandalistę, obrażającego w niewybredny sposób śp. Lecha Kaczyńskiego, lecz jako człowieka sukcesu, któremu udało się zbudować od zera nową partię i wbić klin między dwóch dotychczasowych hegemonów sceny politycznej.
Palikot "obszedł" z lewej flanki Sojusz Lewicy Demokratycznej, który stracił pozycję głównej lewicowej siły w Polsce. Klęska Grzegorza Napieralskiego doprowadzi najpewniej do ostrej potyczki o przywództwo w ugrupowaniu, która może pogrążyć je jeszcze bardziej. Palikot już dziś mówi o przeciąganiu polityków SLD na swoją stronę, przekonując, że niektórzy sami zaczęli "pukać do jego drzwi". Inni będą teraz zapewne zerkać w stronę PO, licząc na to, że Donald Tusk przygarnie ich do swojego łona, tak jak Arłukowicza, Rosatiego czy Marka Borowskiego.
Przed wyborami zastanawiano się, czy Grzegorz Napieralski zdoła osiągnąć podobny wynik jak w zeszłorocznych wyborach prezydenckich - blisko 14 proc. Po wyborach pytanie brzmi inaczej: czy Sojusz nie zniknie wkrótce z życia politycznego.
Wyzwania prawicy
Wróćmy jednak do prawicy: czy zdoła się otrząsnąć z tej przegranej i odbudować swój elektorat? Czy da radę go poszerzyć, zdobywając nowych wyborców? Czy po wyeliminowaniu PJN i zmianie twarzy PO jedyną nominalnie partią prawicową pozostanie PiS? Prawica w Polsce stanie teraz prawdopodobnie przed zupełnie nowym wyzwaniem.
Szturm Palikota i coraz bardziej nachalna antykatolicka kampania niektórych mediów sprawia, iż już niedługo głównym zadaniem prawicy będzie obrona chrześcijaństwa i podstawowych wartości w życiu publicznym.
Dotychczas polem ideologicznej rywalizacji były przede wszystkim kwestie związane z polityką historyczną, rozliczenia z czasami komunizmu czy różnice w pojmowaniu państwowej suwerenności. Projekt sprawnego, bepiecznego, wolnego od korupcji państwa - głoszony w 2005 r. zarówno przez Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platformę Obywatelską - został przez prawicę zarzucony. Przez Platformę - krótko po tym, jak jej posłowie zagłosowali w Sejmie za rozwiązaniem WSI i stworzeniem CBA. Przez PiS zaś - po tragedii smoleńskiej, gdy śmierć prezydenta RP i wielu ważnych urzędników w katastrofie lotniczej, a także późniejsze skandale związane z raportem MAK oraz sprawozdaniem Komisji Millera, przykryły na wiele miesięcy inne tematy. Partia Jarosława Kaczyńskiego sporami obyczajowymi wolała się nie zajmować, a jeśli już protestowała przeciwko jakimś reformom - jak w przypadku kwot - nie czyniła tego z pozycji ideologicznych, lecz politycznych - wyłącznie po to, by uderzyć w Platformę lub odróżnić się od niej.
Najlepszym przykładem takiego zachowania była sprawa ustawy o zapłodnieniu pozaustrojowym. PiS, rządząc w koalicji z LPR i Samoobroną, miało blisko dwa lata na stosowną zmianę w prawie. Mogło albo zakazać, albo zdecydowanie ograniczyć możliwość stosowania metody in vitro. Jednak PiS zainteresowało się tematem dopiero wówczas, gdy nad ustawą zaczęli pracować polityczni przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego.
Walka z krzyżem, a co dalej?
Za chwilę tego typu batalie mogą stać się w parlamencie codziennością. Janusz Palikot już zapowiedział swój plan działania: najpierw krzyż w sali sejmowej, potem postulat wprowadzenia związków partnerskich. Później przyjdzie zapewne kolej na ustawę aborcyjną, wyprowadzenie religii ze szkół, opodatkowanie Kościoła. Słowem: renegocjowanie konkordatu. Palikot jest gwarantem nieustającej, żenującej szarpaniny na Wiejskiej. Niewykluczone, że z rozrzewnieniem zaczniemy wspominać okupowanie sejmowej mównicy przez polityków Samoobrony, którzy jawić się nam będą jako łagodne owieczki w porównaniu z bezwzględnymi żołnierzami rewolucji, prowadzonymi do boju przez Janusza Palikota.
Czy politycy PiS zdołają ten pochód zatrzymać? Będą zapewne reagować otwarcie i stanowczo, werbalnie wspierać Kościół i duchownych. Moim zdaniem jednak dopóki nie zmieni się PiS i dopóki konserwatywni działacze Platformy będą spychani na boczny tor, prawica będzie w tej wojnie słabła. Być może jednak należy oderwać się od życia partyjnego i poważnie zająć się tym, w czym lewica osiągnęła mistrzostwo: żmudnym i mozolnym przekonywaniem do siebie młodych ludzi. Za pomocą portali społecznościowych, organizacji społecznych, wykorzystując katolików świeckich i kompetentnych specjalistów, prawica powinna starać się włączyć młodych w obronę wartości chrześcijańskich. Polityka to nie tylko wybory do Sejmu. To także codzienna walka o kształtowanie sumień i umysłów.