Polska może stracić miliardy euro
Politycy SLD bagatelizują doniesienia "Rzeczpospolitej" o krytycznym raporcie Komisji Europejskiej w sprawie stanu przygotowania Polski do integracji. - Nie ma powodu do alarmu - mówi Józef Oleksy. Innego zdania są politycy opozycji. Zaznaczają, że Polska może stracić miliardy euro. Winią za to rząd Leszka Millera.
Polska jest najgorzej przygotowana z krajów przystępujących do UE - to informacje z nieopublikowanego jeszcze raportu Komisji Europejskiej, które podaje dzisiejsza "Rzeczpospolita". Jeśli nie nastąpi błyskawiczna poprawa, stracimy wiele korzyści płynących z integracji. Dokument ujrzy światło dzienne 5 listopada.
Polska nie jest gotowa do członkostwa w UE w ponad 50 obszarach prawa wspólnotowego. Raport KE oceni nasz kraj najsurowiej spośród 10 kandydatów.
Odkąd w grudniu ubiegłego roku na szczycie w Kopenhadze zapadła decyzja o przyjęciu Polski do UE, tempo przygotowań w kraju gwałtownie spadło - to opinia od wysokiej rangi dyplomatów "15". Ich zdaniem, bez groźby pozostania poza Unią, polskie władze straciły motywację do działania.
W kilku krajach UE ratyfikacja traktatu akcesyjnego jeszcze trwa, jednak treść raportu nie będzie miała wpływu na decyzję deputowanych, choćby dlatego, że głosowanie obejmie jednocześnie 10 krajów.
Dokument Komisji będzie ostatnim ostrzeżeniem, aby to zmienić. - Później będą już tylko sankcje - twierdzą unijni eksperci. Następnemu w kolejności, najgorszemu kandydatowi, Komisja Europejska wytknęła tylko kilkanaście niedociągnięć, trzy razy mniej niż Polsce.
Oleksy: to już się zdarzało
- Takie wytknięcia zdarzały się wcześniej - powiedział szef sejmowej komisji europejskiej Józef Oleksy. - To jest ostatni raport przed akcesją, dlatego jego znaczenie jest większe. Ale nie należy tu przydawać jakiś alarmistycznych, czy dramatycznych tytułów, bowiem my mamy sami świadomość, że trzeba przyśpieszyć przygotowania do członkostwa i pewnie trzeba będzie się zgodzić z Komisją Europejską w większości tych wytknięć, bo sami je sobie także nie raz identyfikowaliśmy te pola, w których przygotowanie nie jest pełne - oświadczył.
Jak podkreślił Oleksy, Polska jest po prostu największym krajem wstępującym i stąd skala dostosowań, rozległość obszarów, w których te dostosowania muszą mieć miejsce jest większa niż w milionowej Estonii, czy Łotwie. - Nic nikomu nie ujmując, a sobie nie przydając przesadnie, jednak trzeba brać pod uwagę rozmiar dostosowań, który występuje u nas i złożoność tych dostosowań i pewnie dlatego tych uwag może być więcej - dodał Oleksy.
Kuźmiuk: wina rządu
Wiceszef klubu PSL Zbigniew Kuźmiuk powiedział, że wszystkie instrumenty w sprawie przygotowań do integracji z UE ma w ręku rząd. - Nie sądzę, aby w parlamencie jakiekolwiek ustawy zalegały, co oznacza nie najlepszą pracę rządu - ocenił.
Dodał, że np. w obszarze rolnictwa opóźnienia dotyczą głównie weterynarii. - Projekty ustaw były ponoć skomplikowane, minister rolnictwa kilkakrotnie obiecywał, że na jesieni znajdą się w parlamencie. Jeśli się tylko znajdą, to parlament raczej nie opóźnia prac. Wszystkie te pretensje należy więc zaadresować do rządu, a to oznacza, że nie najlepiej zaplanowano prace w rządzie - ocenił Kuźmiuk.
Według niego, nie ma związku między polskim stanowiskiem w sprawie Traktatu Konstytucyjnego UE, a surową oceną Polski w raporcie. - Być może ta retoryka trochę się zaostrzyła, ale jeżeli to są zaległości dotyczące dostosowania prawa, to niezależnie jakbyśmy się wypowiadali w sprawie Traktatu, to wcześniej czy później te uzupełnienia prawa trzeba by przeprowadzić - uważa Kuźmiuk.
Według niego, każdy minister będzie ponosił osobistą odpowiedzialność, jeśli w wyniku opóźnień w poszczególnych obszarach Polska zostanie np. wykluczona z tych działów polityki wspólnotowej.
Giertych: stracimy miliardy euro
Z kolei wiceszef klubu LPR Roman Giertych powiedział, że wiadomości o złym przygotowaniu Polski do wejścia do UE nie są "niczym nowym". - To już było pewne w zeszłym roku, to są błędy Traktatu Europejskiego, który daje prawo Komisji Europejskiej do sankcji za to, że robimy różne błędy i nie dociągamy się do standardów unijnych - oświadczył. - Ja to mówiłem przed referendum sto razy - zaznaczył.
Według Giertycha, "Polska ma taką strukturę administracji, że po prostu się nie da dobrze przygotować w ciągu takiego okresu". - Wygląda na to, że nie będzie systemu ICAS, że będziemy wykorzystywali fundusze strukturalne na poziomie 10 proc., czyli - będziemy dopłacali do Unii kwotę kilku miliardów euro. Szacujemy, że w ciągu trzech lat będzie to 2 do 5 miliardów euro - powiedział poseł LPR.
Według niego, można się starać poprawić tę sytuację. - Ale - jak zaznaczył - ponieważ traktat akcesyjny jest zły, to nie wierzę, żeby te starania mogły się powieść.
Pol: to ostrzeżenie
Autorzy raportu wskazują m.in. na fatalne tempo budowy autostrad. - Te doniesienia odbieram w kategoriach ostrzeżenia. Jeśli się nie zabierzemy do budowania autostrad, to będziemy systematycznie odsuwani od unijnych pieniędzy - zaznaczył dzisiaj wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol.
Jego zdaniem, należy wreszcie zdać sobie sprawę, że aby mieć prawo do pieniędzy z UE, to trzeba najpierw samemu zainwestować. - Aby otrzymać od podatników z krajów UE 3 zł, my musimy wyłożyć z własnej kieszeni złotówkę. Bez tego nie ruszymy z miejsca. Możemy oczywiście czekać, aż Francuz czy Niemiec da na całą kwotę potrzebną na budowę autostrady, ale w tym czasie inne państwa, które wejdą do Unii będą z tego powodu tylko zacierały ręce, bo unijne pieniądze trafią do ich kasy - dodał.
Tusk: proponuję wstrzemięźliwość
- Proponowałbym pewną wstrzemięźliwość w ocenie tego raportu - mówi lider Platformy Obywatelskiej. Donald Tusk uważa, że krytyczny raport KE jest wynikiem naszego twardego stanowiska w ostatnich rozmowach z Unią Europejską, w czasie negocjacji na temat konstytucji europejskiej.
Zaznaczył, że Bruksela chce Polskę, jako najbardziej niepokornego partnera w rozmowach, skarcić. I na to - jak podkreślił - musimy być odporni. - Z drugiej strony widać wyraźnie, że rząd Leszka Millera włożył dużo energii, żeby Polaków przekonywać do UE, ale bardzo niewiele zrobił, żeby przygotować Polskę do wejścia do UE - powiedział.
Podkreślił, że dotyczy to zarówno wymogów, jakie stawia Bruksela, ale także przygotowania Polaków do dobrego startu indywidualnego i zbiorowego w Unii. - To jest jeden z najcięższych grzechów Leszka Millera i jego rządu. Za to przyjdzie zapłacić nam wszystkim za rok, czy za dwa być może mniejszą ilością pieniędzy z UE, ale także słabszym wewnętrznym przygotowaniem - powiedział szef PO.
INTERIA.PL/RMF/PAP