Kiedy rata kredytu pani Małgorzaty wrosła o ponad połowę, a czynsz o 200 zł, usiadła z kartką w ręku i zaczęła myśleć na czym może oszczędzić. Mieszka z mężem i dwoma nastoletnimi synami w Warszawie. Bliźniaki idą od września do drugiej klasy liceum. - Jeden z pomysłów na cięcie kosztów podrzucił mi właśnie syn, kiedy zaproponował, byśmy w tym roku kupili podręczniki z drugiej ręki - opowiada pani Małgorzata. I tak trafiła do jednego ze stołecznych antykwariatów. Jak się okazuje, nie ona jedna. Moda na antykwariaty. "30 proc. na komplecie podręczników ma sens" To, że używane podręczniki cieszą się ogromną popularnością potwierdza w rozmowie z Interią Dariusz Krąż z księgarni - antykwariatu przy Metrze Marymont na warszawskim Żoliborzu. - Ludzie potrafią liczyć. Za używane podręczniki mogą zapłacić około 30 proc. mniej niż za nowe. Przy komplecie, który kosztuje 700-800 zł, ma to sens. Pieniądze zostają na kolejne niezbędne wydatki - tłumaczy Dariusz Krąż. Jak przewiduje, w związku z obecną sytuacją ekonomiczną, spadku zainteresowania na pewno nie będzie. - Cały czas notujemy wzrost. Wrzesień zawsze jest ciężki dla rodziców. A ten będzie jeszcze cięższy, bo wszyscy widzimy co się dzieje. Ludzie szukają oszczędności wszędzie. Widzę, ile osób jest w dyskontach, widzę jaka jest tendencja na rynku. Ludzie dwa razy oglądają pieniądz, zanim go wydadzą - komentuje antykwariusz. Pan Mariusz z Antykwariatu Grochowskiego potwierdza. - Na pewno w antykwariacie nie ma mniej klientów. Czy więcej? Tak. Sprzedaż książek z drugiej ręki, w związku z tym, że ceny w księgarniach są całkiem spore, generuje duży ruch - ocenia. "Zastawiła obrączkę, bo brakło jej w tym miesiącu na czynsz" Co wtedy, kiedy braknie pieniędzy na niecierpiące zwłoki zakupy czy rachunki? Coraz więcej osób ratunku szuka w lombardach. W jednym z nich, w Poznaniu, pracuje pani Marta. - U nas nigdy klientów nie brakowało i wiele razy miałam tu starsze panie zastawiające pierścionki czy kolczyki, bo syn się zadłużył i trzeba szybko ratę zapłacić, albo natychmiast córce pomóc. W tamtym tygodniu pierwszy raz miałam jednak sytuację, że przyszła pani zastawić obrączkę, bo brakło jej na czynsz. Zdrożał najpierw prąd, a teraz wspólnota podniosła stawkę za ogrzewanie i jej budżet przestał się spinać - opowiada pani Marta. Jak dodaje, takich sytuacji będzie z pewnością więcej. - Tylko co ci ludzie będą wyprzedawać za kilka miesięcy, kiedy zastawią już wszystko, co mają cennego? A jak przyjdzie rozliczenie za ogrzewanie i zużyją więcej niż prognozowano? Tu się będą działy dramaty - ocenia kobieta. We wrocławskiej sieci lombardów Big-Apple na razie liczba klientów utrzymuje się na stałym poziomie. - Ale spodziewamy się, że ludzi z problemami finansowymi będzie coraz więcej. Teraz jest początek, ten szok dopiero się zaczyna, a fala potrzebujących przyjdzie za tym szokiem - tłumaczy Jakub Dąbrowski, właściciel lombardów Big-Apple we Wrocławiu. - Ludzie będą się musieli czymś posiłkować. Jeśli nie pożyczkami czy rządową pomocą, to właśnie lombardem. Dużo ludzi jest wykluczonych z systemu bankowego, więc na spadek zainteresowania nie liczymy - dodaje nasz rozmówca. Jak mówi, już teraz słyszy, że powodem wizyt w lombardzie bywa drożyzna. - I to nie tylko od klientów. Ostatnio przyszła dziewczyna na rozmowę o pracę, bo w związku z podwyżkami cen prądu i wody, musiała zamknąć swoją działalność. Prowadziła myjnię, ale przestało się to opłacać - opowiada Jakub Dąbrowski. Co oddają Polacy, kiedy braknie na rachunki? Złoto i elektronikę. - Czasem robią porządki w domu i przynoszą rzeczy niepotrzebne, jeśli nie jest to nagła potrzeba. Bo jeśli muszą mieć pieniądze "na już", to biorą to, co ma większą wartość i co pierwsze wpadnie im w domu w oko. Obrączka, pierścionek, łańcuszek - wymienia właściciel lombardów z Wrocławia. I dodaje: - Stali bywalcy zazwyczaj wracają i odbierają swoje rzeczy. Ci nowi, którym nagle powinie się noga, to już jest loteria. Wszystko zależy od tego, czy środki, które wzięli, pomogły im stanąć na nogi, czy tylko nakręciły spiralę długów. Zakupy z kartką w ręku. Promocje i zamienniki Pani Ewa z Kielc swoją walkę o to, by starczało na coraz wyższe rachunki, zaczęła metodycznie. - Przejrzałam wydatki z karty z ostatnich sześciu miesięcy, żeby zobaczyć, gdzie uciekają mi pieniądze. Wypisałam ile za co zapłaciłam i zadałam sobie pytanie: czy naprawdę jest mi to potrzebne? Wyłączyłam kilka subskrypcji. Bo jak się okazało, ostatni film na jednej z platform oglądałam pięć miesięcy temu, a na drugiej chyba nigdy. Czyli nie są mi niezbędne do życia. Mała oszczędność w skali miesiąca, ale w skali roku da mi to kilkaset złotych - tłumaczy pani Ewa. Z badania Kantar wykonanego na zlecenie IPF Group, właściciela Provident Polska wynika, że aż 66,2 proc. Polaków co miesiąc opłaca telewizję i usługi streamingowe. Kielczanka skrupulatnie przeanalizowała też rodzinne zakupy spożywcze. To one bez wątpienia są jednym z najistotniejszych wydatków ponoszonych przez Polaków. We wspomnianym badaniu wskazało je ponad 92 proc. respondentów. - Wcielam w życie metodę małych kroków. Na zakupy chodzę od pewnego czasu z kartką, żeby kupić tylko to, co naprawdę nam potrzebne. I ostatnio w dyskoncie, jak się rozejrzałam, to mało kto był bez kartki. No i patrzę czy obok ulubionego makaronu nie stoi czasem jakiś tańszy - podkreśla pani Ewa. Szukanie tańszych zamienników staje się ostatnio wręcz sportem narodowym. Badanie przeprowadzone przez UCE Research i Grupę Blix "Inflacyjne dylematy Polaków. Na czym oszczędzamy w sklepach?" dowodzi, że ponad 78 proc. konsumentów szuka tańszych produktów lub ich zamienników. Nie robi tego tylko 15,5 proc. ankietowanych. - Nasze nawyki zakupowe rzadko radykalnie się zmieniają. Nie możemy przecież zrezygnować np. z podstawowych produktów żywnościowych, z zakupu kosmetyków, wyprawki czy podręczników do szkoły. W czasach kryzysowych zwracamy jednak większą uwagę m.in. na ceny, promocje, stosunek jakości do ceny - wyjaśnia dr Paweł Jurowczyk, Strategy Business Director z agencji badań rynku ABR SESTA Sp. z o.o. Makaron tańszy, ale batonik w koszyku musi być Mogłoby się wydawać, że w ciężkich czasach, pierwsze z czego rezygnujemy, to drobne przyjemności. Dane zgromadzone przez UCE Research i Grupę Blix pokazują, że na przykład na słodyczach oszczędza tylko co ósmy badany. Nie zaprzestaliśmy też chodzić do restauracji. - Z lipcowych danych dotyczących płatności kartą, jednego z większych polskich banków widać, że Polacy nadal nie oszczędzają w restauracjach. Pewną zmianę trendu widać w turystyce - wydajemy tyle samo, co w praktyce oznacza, że nasze pobyty są krótsze - mówi Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. - To, co charakterystyczne w czasach kryzysu: konsumenci potrzebują kompensacji, poszukują czegoś małego, czegoś przyjemnego, czegoś co zrekompensuje konieczność racjonalnego gospodarowania budżetem domowym. To efekt szminki, czyli zmiana preferencji konsumentów - zmniejszenie konsumpcji dóbr luksusowych o dużej wartości przy jednoczesnym wzroście konsumpcji dóbr luksusowych o relatywnie mniejszej wartości - wyjaśnia Paweł Jurowczyk z agencji badań rynku ABR SESTA Sp. z o.o. Czego kupujemy zdecydowanie mniej? Mebli oraz produktów RTV. - Generalnie kupujemy mniej przez internet. Obroty e-commerce stanowią obecnie 8,6 proc. handlu, a wcześniej wartość ta była bliska 9 proc. - mówi Interii Sebastian Sajnóg z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. - Niektóre gospodarstwa odkładają w czasie zakupy, które nie są pilnie potrzebne. Dłuższej wykorzystujemy przedmioty, które posiadamy np. elektronikę czy odzież - podkreśla analityk zespołu makroekonomii PIE. Korepetycje z oszczędzania Ręce pełne roboty mają aktualnie blogerki, zajmujące się tematyką oszczędzania. - Ogromny wzrost zainteresowania oszczędzaniem i ogólnie podstawowymi pojęciami ekonomicznymi nastąpił od drugiej połowy zeszłego roku, kiedy to inflacja zaczęła przyspieszać, a podwyżki stóp procentowych coraz bardziej dotykały kredytobiorców. Z miesiąca na miesiąc sytuacja ekonomiczna jest coraz trudniejsza, także osób zainteresowanych oszczędzaniem przybywa - ocenia Karolina Nowicka, znana w sieci jako Pani_od_oszczędzania. Większe zainteresowanie tym, co robić, by spiąć domowy budżet potwierdza także Beata Singh. - Coraz więcej osób pyta "jak zacząć oszczędzanie". Zauważyłam też, że ci, którzy już dość dobrze zarządzają swoim domowym budżetem, teraz szukają dodatkowych pomysłów i sposobów na oszczędności - mówi autorka bloga "Mojenawierzchu". Zaznacza, że samo zrezygnowanie z kawy na mieście sprawy nie załatwi. - W tym momencie wiele osób zdecydowanie mocniej przygląda się wydatkom na rozrywkę czy codziennym przyjemnościom. Nie zawsze jednak to, co teoretycznie powinniśmy w ten sposób zaoszczędzić, zasila nasze domowe budżety. Niestety jeśli za tymi decyzjami nie idą konkretne działania - porządkowanie budżetu, rozsądniejsze planowanie na co i kiedy wydać pieniądze, to odmawianie sobie "luksusów" może nie dać oczekiwanych rezultatów - mówi Beata Singh. Pani_od_oszczędzania nie ma wątpliwości: - Edukacja finansowa w naszym kraju praktycznie nie istnieje i większość z nas po prostu nie rozumie, boi się wielu aspektów z nią związanych. A oszczędzanie jest procesem, który ma nam pomóc nie tylko odłożyć 200 zł, ale ogólnie zmienić nasze podejście do zarządzania pieniędzmi, aby gorsze finansowo czasy nie były nam już straszne - tłumaczy Karolina Nowicka. I dodaje: - Mi zależy na tym, aby w końcu oszczędzanie kojarzyło się z czymś pozytywnym, z szansą na rozwój, a nie tylko z przysłowiowym zaciskaniem pasa i odkładaniem każdego grosza nie wiadomo na co - podkreśla blogerka. Drożyzna i rachunki w górę. "Najbardziej zaboli jesienią" Więc może to dobry czas, by zmienić podejście do oszczędzania. Bo eksperci podkreślają, że najgorsze dopiero przed nami. - Sierpień jest miesiącem, w którym skupiamy się bardziej na odpoczynku, niż na myśleniu o racjonalnym gospodarowaniu budżetem domowym. Wrzesień i październik to będzie czas, w którym jako konsumenci odczujemy mocniej efekty ostatnich wydarzeń w Polsce i na świecie. Jesienią i zimą przyjdzie nam się zmierzyć z zapowiadanymi wzrostami cen energii. Dopiero wtedy mocno skupimy się na oszczędzaniu - mówi Paweł Jurowczyk z agencji badań rynku ABR SESTA Sp. z o.o. O ciężkiej jesieni wspomina też ekspert Konfederacji Lewiatan. - Obecnie nie widać jeszcze tendencji do oszczędzania wszędzie, gdzie się da. Dopiero miesiące jesienno-zimowe pokażą, jak bardzo Polacy będą musieli zacisnąć pasa i z czego będziemy zmuszeni rezygnować - zaznacza Mariusz Zielonka. Pani Ewa z Kielc dodaje: - Wiem, że to slogan, ale chyba naprawdę musimy uwierzyć w słowa, że "taniej już było" i nauczyć się żyć z drożyzną. Ja żyję nadzieją, że plusem tych ciężkich czasów będzie to, że w końcu nauczymy się mądrze zarządzać swoimi pieniędzmi - podsumowuje moja rozmówczyni. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl