POczekamy, POrządzimy
Liderzy PO starają się przekonać opinię publiczną, że tylko oni są w stanie uzdrowić kraj po nieudolnych rządach swego niedoszłego koalicjanta. Ale jeszcze nie teraz.
Przekonywanie chyba nieźle im idzie, skoro w ostatnich sondażach poparcie dla Platformy zaczęło nieco przewyższać poparcie dla PiS. Zdaje się, że przyjęta strategia wytykania błędów i niekompetencji PiS przy jednoczesnym przedstawianiu własnych "oczywistych i właściwych" rozwiązań przynosi efekt. PO czeka aż PiS sam się wykrwawi na rafach ciągłych politycznych gierek, kryzysów i zarzucanego mu braku konstruktywnych działań.
Kiedy wybory?
Dla PO warunkiem jakiejkolwiek rozmowy o przyspieszonych wyborach jest zmiana ordynacji. Idealnym rozwiązaniem byłoby według polityków Platformy wprowadzenie 460 jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, co miałoby partii zapewnić sukces wyborczy i ustabilizować sytuację polityczną.
Chcąc przekonać PO do jak najwcześniejszego terminu wyborów, PiS ustami przewodniczącego swego klubu parlamentarnego Przemysława Gosiewskiego zaproponował zmiany w ordynacji wyborczej i wprowadzenie systemu mieszanego.
W odpowiedzi na tę propozycję Donald Tusk postawił swoje warunki - wybory możliwe, ale po wcześniejszej zmianie ordynacji wyborczej i na pewno nie w maju. Najlepiej jesienią, razem z wyborami samorządowymi.
- Platforma gotowa jest do rozmowy o mieszanej ordynacji wyborczej, w której uwzględnione będą okręgi jednomandatowe, ale także zachowana przynajmniej w części ordynacja proporcjonalna. Po zakończeniu prac nad nową ordynacją będziemy gotowi do rozmowy ze wszystkim partnerami w Sejmie o terminie wyborów - mówił nam Tusk.
Sekretarz generalny Platformy Grzegorz Schetyna w rozmowie z INTERIA.PL zaznaczył, że "wszystko, co jest między PiS-owskim projektem zmiany ordynacji a ordynacją większościową jest interesujące, bo daje szansę na realną zmianę". Jeden z liderów PO Zbigniew Chlebowski podkreślił jednak, że jak na razie PiS nie przedstawił szczegółów swojej propozycji.
Bardziej ostrożny w ocenach jest Jan Rokita. Według niego, wcześniejsze wybory parlamentarne będą możliwe wtedy, gdy pozycja PiS stanie się na tyle słaba, że "będzie istniało duże prawdopodobieństwo ostatecznego odsunięcia tej partii od władzy".
Z Tuskiem czy bez?
Kwestia wcześniejszych wyborów parlamentarnych nie jest więc rozstrzygnięta, ale wiadomo, że jesienią przynajmniej raz pójdziemy wybierać - samorządowców. Kampania wyborcza już się zaczęła i na pewno będzie równie zacięta jak ta z jesieni ubiegłego roku. Zanim jednak rozkręci się na dobre, na przełomie maja i czerwca Platformę czeka kongres, na którym być może dojdzie do zmiany na stanowisku szefa partii. Swoją kandydaturę już zgłosił Bronisław Komorowski, a największy konkurent Donalda Tuska Jan Rokita na razie nie mówi "nie" i czeka na rozwój sytuacji.
Od dawna w sejmowych kuluarach mówi się o wojnie podjazdowej w łonie PO pomiędzy dawnym środowiskiem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, któremu przewodzi Donald Tusk i które ma przewagę w PO, a środowiskiem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego z Janem Rokitą na czele. Wojna została zawieszona na czas wyborów parlamentarnych i "walki na noże" z PiS.
Trzeci potencjalny kandydat - Bronisław Komorowski - też nie jest bez szans. Jakiś czas temu media obiegła wiadomość, że na kongresie ma dojść do "zamachu na Donalda Tuska" szykowanego przez najwyraźniej nudzącego się na politycznym zesłaniu w Parlamencie Europejskim byłego prezydenta stolicy Pawła Piskorskiego. Miałby on pomóc Komorowskiemu w sięgnięciu po przywództwo w Platformie, co - jak twierdzą komentatorzy - mogłoby otworzyć drogę do wznowienia rozmów z PiS, który z Komorowskim jeszcze nie poszedł "na noże".
Kwestia wyboru nowego przewodniczącego zaważy na wizerunki i linii programowej Platformy. Być może umożliwi to nowe rozdania na scenie politycznej.
Na razie jednak liderzy PO oficjalnie zapewniają o znakomitej atmosferze panującej w partii. Tusk jest szefem partii, a Rokita niezwykle aktywnym i pracowitym szefem gabinetu cieni i może tak pozostanie. Wydaje się jednak, że do rozliczeń za przegraną kampanię wyborczą wcześniej czy później w Platformie musi dojść, a kongres partii to znakomita ku temu okazja.
Z opozycji do władzy?
Platforma w wyborach samorządowych ostrzy sobie apetyt na bardzo dobry wynik. Już teraz w wielu ważnych ośrodkach, szczególnie dużych miastach, rządzą przedstawiciele PO i wydaje się, że Platforma ma spore szanse na rozszerzenie swojego stanu posiadania, szczególnie jeśli kryzys polityczny będzie się pogłębiał, a notowania PiS spadały.
Samorządowa konwencja wyborcza Platformy odbyła się w Warszawie tego samego dnia co konwencja PiS, podczas której prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zapowiedział złożenie wniosku o samorozwiązanie Sejmu. Politycy PO pół żartem, pół serio mówili że PiS chciał w ten sposób odwrócić uwagę od konwencji ich partii.
Jeszcze przed konwencją liderzy PO z Donaldem Tuskiem na czele rozpoczęli walkę o głosy wyborców i objeżdżają kraj zapewniając swoich zwolenników, że Platforma jest gotowa do przejęcia odpowiedzialności za Polskę. Jednak nikt nie ma wątpliwości, że kampania samorządowa to tylko przygrywka do coraz wyraźniej rysującej się możliwości samorozwiązania Sejmu i wcześniejszych wyborów parlamentarnych.
Paweł Amarowicz