Rodzice Piotra pojechali na urlop z przyczepą, wybrali camping Biała Mewa w Dźwirzynie. - Zostali wpuszczeni i dwie godziny szukali sobie miejsca. Wszędzie były parawany ogradzające teren z przyczepką, ale zdarzały się też takie, które grodziły puste pole, tak, jakby była zrobiona dla kogoś rezerwacja - relacjonuje mężczyzna. Ostatecznie miejsce znaleźli, chociaż, jak opowiada Piotr, nie obyło się bez problemów ze strony sąsiadów. - Ludzie krzywo na nich patrzyli, bo rzekomo stanęli na "drodze", czyli miejscu, które komuś kiedyś w przyszłości miało ułatwić wyjazd z jego parceli - dodaje mężczyzna. Campingowy "parawaning" Piotr przyjechał na kilka dni do rodziców. Gdy zobaczył, jak wygląda sąsiednia parcela, chwycił telefon i zrobił zdjęcie. - To jest przedsionek i przyczepa moich rodziców po lewej, a dalej jest parawan. Z tego, co się dowiedziałem, to było "miejsce rezerwowe" na samochód, taki garaż, dodatkowo z jednej strony domknięty liną - opowiada turysta. I ocenia: - Ludzie robią sobie samowolkę. Ja rozumiem, jak ktoś ma małe dziecko, psa i dogradza sobie fragment, żeby czuć się bezpieczniej. Ale kompletnie nieakceptowalne jest dla mnie ogradzanie tak dużego fragmentu na przykład na dodatkowy samochód. Byliśmy już na wielu campingach i widywaliśmy parawany w przedsionkach, ale nie miejsca parkingowe z parawanów. Zdjęcie wrzucił do sieci. Komentujący internauci są podzieleni - dla części "jest to niepojęte", inni przekonują, że "jeśli ktoś zapłacił za tę przestrzeń, to można to zrozumieć". Udzielają się też osoby, które były na tym campingu i potwierdzają, że taki widok jest tam częsty. Piotr podkreśla, że jest to "bardzo fajny, duży camping", ale minusem jest to, że nie ma dokładnie wyznaczonych parceli. - Niektórzy tego nadużywają i "rezerwują" sobie zbyt duży teren, co przeszkadza innym wczasowiczom - wskazuje. Mimo to wybiera się do Białej Mewy ze znajomymi w sierpniu. - Na tym campingu jest cisza i spokój, teren jest fajnie zalesiony, nie stoi się w pełnym słońcu. Do tego jest blisko do morza i ceny są atrakcyjne. Zobaczymy, co wtedy będzie się działo i czy spotkamy się z campingowym "parawaningiem" - podsumowuje. Na brak klientów nie narzekają - Nasz camping jest duży, to jest 4-5 hektarów pola. Jest też bardzo popularny, na brak chętnych nie narzekamy - mówi Interii kierownik campingu Marcin Jackowski. I dodaje: - Najważniejsze jest dla nas bezpieczeństwo, nie możemy upychać ludzi rękami i nogami, nie zawsze wszyscy chętni się zmieszczą. Liczba gości, których możemy przyjąć, wynika zresztą z przepisów prawa i ta sprawa jest regularnie kontrolowana. Stali klienci, znając sytuację, przyjeżdżają na camping jeszcze przed sezonem, kiedy otwierane jest pole i cały plac jest wolny. - Stawiają swoją przyczepę i zostawiają ją, wówczas płacą za "przyczepę kempingową niezamieszkałą", a później przyjeżdżają na weekendy. Często jest to u nas praktykowane i w pełni dozwolone - mówi Marcin Jackowski. - Bardzo chcielibyśmy wszystkich przyjąć, ale jest to niemożliwe. W sezonie wysokim zdarza się więc u nas walka o miejsca i pojawia się niezadowolenie tych osób, które chcą u nas być, ale nie ma miejsc, "bo są parawany". To nie jest wcale takie czarno-białe - podkreśla kierownik campingu. "Parawany nie są dla nas zaskoczeniem, one nam pomagają" - Parawany nie są dla nas zaskoczeniem - przyznaje Marcin Jackowski. - Parawan to nic innego jak fizyczne wydzielenie strefy parceli, one nam wręcz pomagają. Wielkość parceli to minimum 60 metrów kwadratowych, my zazwyczaj pozwalamy na 70. Minimalna wielkość parceli również wynika z przepisów prawa, a my dajemy przyzwolenie na ustawianie parawanów, jeśli są ustawione w odpowiednim miejscu i rzeczywiście odgrodzony jest teren odpowiadający wielkości parceli - tłumaczy. I dodaje: - Każdy chce mieć trochę intymności, jest to zrozumiałe. Jest bat na nieuczciwych klientów - Wiemy jednak, jak niektórzy ludzie potrafią nadużywać naszą dobrą wolę. Znamy problem odgradzania dużego terenu parawanem, ale jesteśmy też na to przygotowani - zapewnia kierownik campingu. Dlatego do cennika została dodana pozycja "powierzchnia parceli zajęta na ogródek". W sezonie jest to dodatkowy koszt 12 złotych od metra kwadratowego. - Jest to taki bat na tych klientów, którym wydaje się, że mogą zająć pół pola. Takie rażące nadużycie jest oczywiście niedozwolone - mówi Marcin Jackowski. - My bierzemy sobie wtedy miarkę, sprawdzamy i wymagamy uiszczenia dodatkowej opłaty lub przesunięcia parawanu. Klienci, którzy obserwują temat z boku, mogą nie być świadomi, jak to jest załatwiane - zauważa. - Zdarzają się też osoby roszczeniowe, z którymi musimy wchodzić w konflikt, ponieważ ewidentnie wykraczają poza strefę wyznaczonej parceli, nie chcą przesuwać parawanu i odmawiają recepcji uiszczenia dodatkowej opłaty. Zazwyczaj wystarczy, że przyjdę, porozmawiam z nimi dyskretnie raz, dwa razy i jest po sprawie. My szanujemy naszych klientów i staramy się rozwiązywać wszystkie spory polubownie. Wszyscy chcemy wypoczywać w dobrej atmosferze - podsumowuje.