Odznaczenie dla pilota afrontem dla prezydenta
Odznaczenie przez szefa MON Bogdana Klicha pilota rządowego samolotu, który lecąc do Tbilisi z prezydentem Lechem Kaczyńskim nie zastosował się do jego prośby, aby skierować się bezpośrednio do Gruzji, i zgodnie z planem wylądował w Azerbejdżanie, jest afrontem dla prezydenta Kaczyńskiego - napisał na swych internetowych stronach dziennik "Daily Telegraph".
przyznał w środę, że pilot rządowej maszyny został przez niego odznaczony srebrną odznaką ministra obrony narodowej. Dodał, że pilot miał dobre powody, dla których nie zdecydował się na lot do Tbilisi. Według ministra, pilot po tym incydencie przez pewien czas był w depresji, ale z niej wyszedł i nadal jest na służbie.
Lech Kaczyński udał się do Gruzji wraz prezydentami Litwy, Estonii oraz Ukrainy, a także premierem Łotwy. Po międzylądowaniu na Ukrainie, prezydent Kaczyński chciał, by maszyna leciała wprost do Tbilisi, a nie do Gandżi w Azerbejdżanie. Trwającego przy swoim pilota prezydent nazwał człowiekiem "nadmiernie lękliwym".
Ostatecznie do Tbilisi Kaczyński wraz z innymi przywódcami dotarł w kolumnie samochodów.
"Odznaczenie bez wątpienia zostanie odczytane jako afront dla znanego z drażliwości prezydenta i może pogłębić rozziew pomiędzy nim, a centroprawicowym, pragmatycznym rządem Donalda Tuska" - napisał warszawski korespondent dziennika.
Gazeta przypomina, że pomiędzy premierem Tuskiem, a prezydentem Kaczyńskim występują podziały ideologiczne, a także różnica zdań co do kierunku polityki, zwłaszcza zagranicznej.
"Napięte stosunki pomiędzy prezydentem a premierem znajdą się pod jeszcze większą presją po tym, jak resort obrony odznaczył pilota za to, że nie podporządkował się poleceniom prezydenta" - uważa gazeta, przypominając kulisy sprawy.
INTERIA.PL/PAP