Jak w zimowej bajce Nie bez powodu w każdym opisie estońskiego jarmarku pojawia się słowo "bajka", a w 2019 roku zdobył on tytuł najlepszego jarmarku bożonarodzeniowego w Europie. Wkraczając w uliczki starej i zabytkowej części Tallina, poniekąd przenosimy się w czasie i aż trudno zdecydować, gdzie skupić wzrok. Dosyć szybko dociera do nas, jak to możliwe, że ten niewielki kraj na północy jest uwielbiany przez turystów. Grudzień to paradoksalnie świetna pora, żeby pierwszy raz odwiedzić to jedno z ciekawszych europejskich miast: zima jeszcze nie zdążyła rozkręcić się na dobre, więc nie jest aż tak chłodno, pada śnieg, a ulice przystrojone są świątecznymi ozdobami. Warto wziąć pod uwagę, że jasno jest jedynie przez około 6 godzin. Nie lubisz ciemności, świątecznej otoczki i "All I want for Christmas..." na każdym kroku? Obawiam się, że i tak ulegniesz magii estońskiego jarmarku. Pierwszy argument? Bezsprzecznie lokalizacja. Chyba trudno znaleźć lepsze miejsce na jarmark niż plac otoczony historycznymi budowlami. Stare Miasto w Tallinie składa się z dwóch części: Górnego Miasta położonego na wapiennym wzgórzu (dostaniemy się tam po schodach) i Dolnego Miasta, które rozciąga się poniżej. Jest to najstarsza część stolicy, w której większość budynków powstała w XIII-XIV wieku. W 1997 roku obszar o powierzchni 113 ha został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Warto wspiąć się na punkt widokowy i uchwycić panoramę miasta, kamienice, kościelne wieże i rozległe morze. Dopiero z tej perspektywy zrozumiemy unikatowość Tallina. Jarmark bożonarodzeniowy znajduje się w części dolnej, na placu Ratuszowym - tam też możecie zajrzeć do najstarszej w Europie i nadal funkcjonującej apteki. Szukajcie szyldu "Raeapteek". Jej początki sięgają 1422 roku. Warto dodać, że Stare Miasto w Tallinnie w całości zachowało swoją średniowieczną, hanzeatycką strukturę. W 1944 roku zniszczeniu uległo jedynie około 10 procent zabudowy. Na docelowy plac przyciągnie was zapach kardamonu, pieśni ludowe i powietrze cieplejsze niż w innych częściach miasta - i chodzi chyba nie tylko o ciepło fizyczne. Jest tu przytulnie, kameralnie i spokojnie (nawet pomimo wielu odwiedzających). Gdyby spojrzeć na jarmark z góry, zobaczylibyśmy ogromną choinkę w centralnym punkcie i wokół niej, niczym promienie, rozciągające się drewniane budki. Z żabiej perspektywy nie wygląda to gorzej. Tradycja stawiania drzewka na środku najstarszego placu w Tallinie sięga 1441 roku. Trwa zatem niezmiennie od 580 lat. Tegoroczna zielona piękność ma 15 metrów i zanim przeprowadziła się do stolicy, rosła w miejscowości Mustjõe w gminie Anija. Spoglądając na ozdobioną złotymi bombkami i błyskotliwymi lampkami choinkę, nie trudno zgadnąć, dlaczego wybór padł na nią. Po pamiątkowym selfie warto ruszyć do drewnianych straganów i dalej - na bajeczne, kolorowe karuzele. Jeżeli podróżujecie z dziećmi to obowiązkowy przystanek. Przy odrobinie szczęścia spotkacie Świętego Mikołaja, ale przygotujcie się, że zamiast czerwonej peleryny, prędzej poznacie go po kostiumie w kolorze niebieskim. Wspólny czas Spacerując po grudniowym Tallinie można odnieść mylne wrażenie, że Estończycy to wyjątkowo religijni ludzi i głęboko świętują narodziny Jezusa. W rzeczywistości Estonia jest jednym z najmniej religijnych krajów Europy. Aż 70 procent populacji określa siebie jako osoby bezwyznaniowe, 16 procent to prawosławni, a 10 procent luteranie. To zatem znakomity przykład na podtrzymywanie tradycji, których fundamentem jest budowanie wspólnoty i bliskości z innymi, a nie dogmaty wiary. Bożonarodzeniowy jarmark w Tallinie jest kwintesencją tego, czego szukamy w grudniu - bycia po prostu tu i teraz, cieszenia się z czasu, który mamy i który możemy spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Na placu Ratuszowym zbierają się grupy nastolatków, zakochane pary, rodzice z dziećmi, koleżanki i koledzy z pracy, turyści. Większość z nich wesoło rozmawia i ogrzewa dłonie kubeczkiem z parującym glöggiem, który można kupić na każdym kroku. Glögg to rodzaj grzanego napoju na bazie czerwonego wina (alkoholowego lub bezalkoholowego) i dodatków. W zależności od stoiska, do swojego kubeczka można dodać miód, pomarańczę, cytrynę, goździki, imbir, cynamon, migdały, rodzynki. Co roku oferta naturalnych glöggów, których można spróbować na tallińskim jarmarku, jest coraz szersza. Tym razem do stałego jagodowo-czarnoporzeczkowego repertuaru dołączył glögg z czerwoną pomarańczą i chili. W okresie Świąt Bożego Narodzenia to wyjątkowo popularny napój, którego intensywny zapach unosi się niemal w każdej uliczce. Inne zapachy to oczywiście duszona kapusta, kaszanka (bardzo często serwowana w Estonii), pieczone ziemniaki (i inne warzywa), a także szereg przeróżnych mięs (jeżeli jesteście amatorami sprawdzania nowych smaków, to znajdziecie tu podroby czy dziczyznę). W tej szalonej, acz bardzo świątecznej mieszance wyczuwalne są czosnek, cynamon, majeranek, kminek, pietruszka i cebula. Na pewno traficie też na chętnie wykorzystywane kulki rokitnika. Cynamonowo-kardamonowe aromaty prowadzą do słodkich bułeczek, a stamtąd już krok do eklerów, makaroników, ciastek, fikuśnych lizaków wszystkich kształtów i kolorów, a także pierników, które często bardziej niż ciastko przypominają małe dzieła sztuki! Na targach kupisz nie tylko gotowe pierniki, ale także oryginalne ciasto, żeby w domowym zaciszu zabawić się w piernikowego artystę. Entuzjaści pierników nie mogą przegapić znajdującej się również w centrum miasta wystawy "Gingerbread Mania", na której zasada jest prosta - wszystko musi być zrobione z piernika. W pierwszym momencie może brzmi to abstrakcyjnie, ale jest to jedno z najpopularniejszych wydarzeń świątecznych w Tallinie, na którym swoje prace wystawia około setka artystów. Sama placówka blisko współpracuje z innym miastem, które słynie z korzennego wypieku - Toruniem (co tłumaczy piernikowy wizerunek Mikołaja Kopernika na ścianie). Koniec o ciastkach. Na innych stoiskach jarmarku znajdziecie wyroby estońskich rzemieślników: wełniane swetry, grube skarpety, czapki, kapcie, buty, kocyki, rękawiczki, skórzane gadżety. Wniosek? Nieśpiesznie poruszając się pośród straganów bardzo szybko można nabyć prezenty dla całej rodziny. Kraina dźwiękiem płynąca Estończycy kochają muzykę i mają jeden z największych na świecie zbiorów pieśni ludowych - jest ich około 133 tysięcy. Muzyka była na północy nieodłącznym elementem przebudzenia narodowego i drogi do niepodległości - w czasie sowieckiej okupacji grupowe i publiczne śpiewanie pieśni i hymnu było zabronione. Już sama potoczna nazwa wydarzeń, które rozgrywały się od 1987 do 1991 roku, wskazują, jak Estończycy (ale też mieszkańcy Litwy i Łotwy) podchodzili do tego zakazu. W czerwcu 1988 roku mieszkańcy obecnej stolicy masowo i spontanicznie wyszli nocą na ulice, by wspólnie śpiewać. A trzy miesiące później rekordowa liczba 300 tysięcy osób, czyli ponad 1/4 wszystkich Estończyków, zebrała się na festiwalu piosenki. W czasie "śpiewającej rewolucji" przypominanie pieśni i wspólne ich wykonywanie podtrzymywało i wzmacniało fundamenty tożsamości narodowej, a ostatecznie doprowadziło do przewrotu i odzyskania niepodległości. Do dziś śpiewanie jest nieodłącznym elementem ważnych wydarzeń. Nikogo zatem nie dziwi, że naprzeciwko wielkiej złotej choinki, stanęła scena. Tegoroczny program kulturalny przygotowywany został przez Dom Hopnera i obejmuje występy ludowych tancerzy i wykonawców muzyki ludowej z całej Estonii. Od wczesnego piątkowego wieczoru do późnych godzin w niedzielę goście jarmarku mogą liczyć na dawkę dźwiękowej uczty. Wśród wykonawców znalazły się znane zespoły jak Leigarid, Sõleke czy Lüü-Türr, ale też chóry i pomniejsze grupy wykonawców, które grają na tradycyjnych instrumentach i wykonują dawne pieśni. Warto dodać, że przestrzeń zarezerwowano również dla artystów reprezentujących mniejszości narodowe. Na scenie pojawią się Udmurci, Ukraińcy, Żydzi, Czuwasowie i Polacy, a jeden z koncertów organizuje ambasada Szwecji. Zarówno zatem sposób organizacji jarmarku, jak i jego przebieg, pokazują, że najważniejsi są ludzie, dialog, wzajemny szacunek i pielęgnowanie tradycji bliskości. Jarmark będzie otwarty do 8 stycznia, codziennie od 10:00 do 20:00. Gorące napoje można kupować do godziny 22:00 (w piątki i soboty do 23:00). Co oprócz jarmarku? Jeżeli planujecie zostać w Estonii na dłużej, koniecznie wpiszcie na listę "do zobaczenia" skansen Open Air Museum (około 15 minut jazdy od Tallina) i torfowiska Viru Bog. Estonian Open Air Museum to właściwie mała wieś - składa się na nią 14 gospodarstw, które unaoczniają, jak żyły rodziny z różnych warstw społecznych od XVIII do XX wieku. Zajrzycie zatem do kościoła, szkoły, karczmy, remizy strażackiej, sklepu, młyna i rybackich szop. Na miejscu znajduje się również gospoda, serwująca tradycyjne dania i napoje. Skansen położony jest nad morzem, co z zimową aurą i skrzypiącym pod butami śniegiem robi niezwykłe wrażenie. To nie tyle miejsce do zwiedzania, co spacerowania i przebywania na łonie natury. Muzeum otwarte jest przez cały rok, oferuje warsztaty i wydarzenia dla odwiedzających w każdym wieku. Do torfowisk Viru Bog w Parku Narodowym Lahemaa jest trochę dalej, bo około 50 km z Tallina. Warto jednak niezależnie od pory roku się tam wybrać i na własne oczy zobaczyć dzikość estońskiego lasu. Nie bez powodu, gdy coś nagle znika, Estończycy mówią, że przepadło w bagnie - nasz przewodnik ostrzega przed schodzeniem z określonej ścieżki i zapuszczaniem się w niepozorne moczary. Mimo wszystko to bardzo popularna atrakcja turystyczna i raczej każdy, kto zanurzy się w estońską przyrodę, potwierdzi, że warto wyjechać na kilka godzin z miasta. Alicja Cembrowska