We wtorek 17 września Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście wydała list gończy za Łukaszem Tomaszem Żakiem. Mężczyzna jest poszukiwany w związku z wypadkiem samochodowym, do którego doszło na Trasie Łazienkowskiej w nocy z 14 na 15 września. Trudno jednak mówić tu o zwykłym "wypadku". Rozpędzony kierowca białego volkswagena uderzył z wielką mocą w tył samochodu, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. Auto odbiło się od barierek, a cała sytuacja wyglądała makabrycznie. Zginął kierowca, 37-letni ojciec rodziny. Jego żona i dzieci trafili do szpitala. Łukasz Żak uciekł z miejsca wypadku i nie udzielił pomocy Łukasz Żak uciekł z miejsca zdarzenia. Co więcej, nikomu nie udzielił pomocy, nawet podróżującej wspólnie z nim dziewczynie. Rozpłynął się, a od niedzieli jest poszukiwany przez organy ścigania. Wiele wskazuje na to, że już jest za granicą. Takie sygnały trafiły do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ale są one nieprecyzyjne - jedne tropy wskazują na Hiszpanię, drugie na Austrię, a jeszcze inne na Warszawę. Sam Żak po wypadku miał mataczyć i kontaktować się z kilkoma osobami twierdząc, że "to nie on". Policja publikuje jego wizerunek w całości. Podaje pełne dane, a także zdjęcie. Wszystko po to, by namierzyć sprawcę odpowiedzialnego za śmierć 37-letniego ojca rodziny. - Kooperujemy z zaprzyjaźnionymi policjami z innych państw Unii Europejskiej w trybie odpowiednich procedur i z Interpolem - przekazał Interii rzecznik prokuratury Piotr Skiba. Zapowiedział też, że Żak będzie ścigany europejskim nakazem aresztowania. Sąd Okręgowy w Warszawie przychylił się do wniosku prokuratury i wydał ENA za Żakiem. - Wpłynął dziś taki wniosek, został rozpoznany i uwzględniony - przekazała Interii Aneta Gąsińska z Sądu Okręgowego w Warszawie. - Organy ścigania poszukują sprawcy, dlatego publikują jego pełny wizerunek. Dziś musimy wiedzieć, jak wygląda i jak się nazywa, by go znaleźć, skutecznie zatrzymać i za ten karygodny czyn postawić przed obliczem sądu - mówi Interii dr hab. Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sądy pięciokrotnie zakazywały mu prowadzenia pojazdów Tymczasem media, m.in. TVN24, podały, że sądy aż pięciokrotnie nakładały na Łukasza Żaka zakazy prowadzenia pojazdów. Ostatni, z lipca tego roku, nawet nie zdążył się uprawomocnić. Jak to możliwe, że mimo to Żak znów siadał za kierownicę? - Sąd stwierdzając, że ktoś popełnił jakieś przestępstwo lub wykroczenie, nakłada na taką osobę karę, może też orzec zakaz prowadzenia pojazdów. Natomiast jeśli sprawca pozostaje na wolności, to trudno uniemożliwić mu wejście do jakiegoś samochodu i jazdę. Jeśli ktoś został skazany za kradzież, a jest na wolności, to teoretycznie nic nie powstrzyma go przed dalszym popełnianiem kradzieży. Tu jest podobnie - tłumaczy dr hab. Małecki. Tylko czy sądy nie powinny przekazywać sobie sprawniej informacji? - Powinno być tak, że sądy mają wiedzę o przeszłości przestępczej sprawcy. Kiedy nakładają na niego karę za kolejne przestępstwo powinny wiedzieć, jakie kary były wymierzane wcześniej. W praktyce to jednak różnie bywa - nie ukrywa dr hab. Małecki. - Jest to na pewno patologia, jeżeli takiego zdemoralizowanego kierowcę, który sieje niebezpieczeństwo na drodze, organy ścigania nie są w stanie powstrzymać i egzekwować jego odpowiedzialności adekwatnie do winy. Dopóki nie pozbawimy go wolności, fizycznie nie zablokujemy możliwości poruszania się pojazdami, to będzie mógł dalej łamać prawo - rozkłada ręce rozmówca Interii. Samo zdarzenie Małecki dzieli na dwie części. Pierwsza z nich to spowodowanie tego zabójczego wypadku. Druga to zbiegnięcie z miejsca zdarzenia bez udzielenia pierwszej pomocy. - Co do pierwszej części będą wątpliwości, czy jest to nieumyślnie spowodowany wypadek czy umyślne zabójstwo. Teoretycznie zabójstwo drogowe jest możliwe, ale sprawa jest kontrowersyjna - mówi Małecki, który ma mniejsze rozterki co do drugiej części zdarzenia. Łukasz Żak. Co grozi sprawcy śmiertelnego wypadku w Warszawie? - Kierowca pojazdu, który uczestniczy w wypadku, ma prawny obowiązek pozostania na miejscu zdarzenia i udzielenia pomocy osobom w niebezpieczeństwie. Tam w tym pojeździe została dziewczyna w stanie zagrażającym życiu. Powinien jej pomóc. Jeżeli jednak świadomie pozostawił ją na śmierć, był obojętny wobec tego, co się z nią stanie, to mamy do czynienia z usiłowaniem zabójstwa przez zaniechanie. Odpowiada więc nie tylko za nieudzielenie pomocy, ale Kodeks karny pozwala zakwalifikować takie zdarzenie jako usiłowanie zabójstwa. Czym innym jest ocena prawna samego wypadku, a czym innym ocena zbiegnięcia z miejsca zdarzenia, ewidentnie po to, by uniknąć odpowiedzialności. Mam tylko nadzieję, że ta pokrzywdzona przeżyje - opisuje ekspert. Niezależnie od tego w jaki sposób śledczy zakwalifikują to tragiczne zdarzenie, Żak musi liczyć się z surowymi konsekwencjami. Kara powinna być wysoka. - Jeżeli sprawca powoduje, nawet nieumyślny wypadek ze skutkiem śmiertelnym - a mamy już jedną ofiarą - a do tego zbiegnie z miejsca zdarzenia, to grozi mu od pięciu do 20 lat pozbawienia wolności. W zasadzie ta kara jest zbliżona do kary za zabójstwo. Więc nawet nie musimy nazywać tego zabójstwem na gruncie przepisów, bo wystarczy zakwalifikować to klasycznie - wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ze zbiegnięciem z miejsca zdarzenia - co w aktualnym stanie prawnym oznacza minimum pięć lat, a można wymierzyć mu nawet lat 20. Za zabójstwo kara jest od ośmiu lat wzwyż. Nawet jeśli formalnie nie zostanie to zakwalifikowane jako zabójstwo, można wymierzyć karę jakby to było zabójstwo - podkreśla karnista z Krakowa. Kłopot w tym, że nawet jeśli potencjalna kara wydaje się duża, to Żak, ale też inni piraci drogowi - zdaniem Małeckiego - mogą mieć konkretną wymówkę, która może określić ich linię obrony. - Musi się coś pilnie zmienić, bo przepisy dotyczące kary od 5 do 20 lat, zostały wprowadzone do Kodeksu karnego ostatnią nowelizacją w październiku 2023 roku. Cała nowelizacja jest podawana w wątpliwość pod kątem niekonstytucyjności trybu jej uchwalenia. Sprawca może się więc tym zasłaniać. Potrzebna jest więc pilna ustawa naprawcza, by te przepisy w sposób legalny, prawidłowy proceduralnie, wprowadzić do Kodeksu karnego - apeluje Małecki. - Piraci drogowi nie mogą czuć się bezkarni dlatego, że będziemy ich sądzili na podstawie niekonstytucyjnych przepisów, a wyroki będą po latach uchylane - dodaje. Mikołaj Małecki: Trzeba zwrócić uwagę na recydywę Co jeszcze można zrobić, by powstrzymać tego typu bandytów drogowych? Nasz rozmówca przekonuje, że przepisy są stosunkowo dobre, więc warto byłoby pomyśleć nad rozwiązaniami praktycznymi, nie kodeksowymi. - Chodzi o to, by fizycznie powstrzymać sprawców przed prowadzeniem pojazdów. Dlaczego te osoby mają dostęp do pojazdów? Może przed np. wypożyczeniem samochodu trzeba sprawdzić czy nie ma taka osoba zakazu? Może potrzebne są rozwiązania infrastrukturalne związane z systemem radarów w mieście? Sami dostarczają nam dowodów, bo zdjęcia i filmiki zamieszczają w sieci. Zaczęło się chyba od słynnej sprawy "Froga". Może w policji powinna powstać specjalna komórka monitorująca internet pod tym kątem? - proponuje prawnik. - Trzeba też zwrócić uwagę na recydywę. Ktoś, kto "w papierach" ma już sporo przewinień, powinien być dobrze sprawdzany. Potrzebny jest lepszy przepływ informacji. Same przepisy są stosunkowo dobre: surowe kary za wypadek, odebranie prawa jazdy, konfiskata auta, ostatnio wzrosła też wysokość grzywien za wykroczenia - dodaje. Łukasz Szpyrka, współpraca: Aleksandra Boryń