Ozon: Rezolucja Parlamentu Europejskiego wyrażająca zaniepokojenie przemocą powodowaną rasizmem, antysemityzmem i homofobią wymienia Polskę obok Belgii, Francji, Niemiec i Portugalii. We wszystkich tych krajach, oprócz naszego, doszło do morderstw. W wypadku Polski wskazano jedynie na wypowiedzi posła LPR i na atak na rabina Schudricha. Dlaczego nasz kraj tak łatwo postawiono w jednym rzędzie z państwami, gdzie konflikty rasowe są naprawdę poważnym problemem? Konrad Szymański: Ta zła i niesprawiedliwa rezolucja to przykład bardzo krótkowzrocznej gry politycznej europejskiej lewicy przeciw rządowi premiera Marcinkiewicza. Jest rzeczą obrzydliwą, że instrumentalnie wykorzystano temat rasizmu, który w Polsce nie istnieje. Owszem, mieliśmy dość nieodpowiedzialne deklaracje posła LPR Wojciecha Wierzejskiego, które można odczytywać jako tolerancję wobec używania przemocy wobec homoseksualistów. Czym innym jednak są budzące sprzeciw wypowiedzi czy przykry incydent z rabinem Schudrichem, a czym innym mordy na tle rasowym. To zupełnie różna skala zjawisk. Nie można tego wrzucać do jednego worka, a tak właśnie uczyniła europejska lewica. Na szczęście udało nam się przekonać centroprawicę w Parlamencie Europejskim o niestosowności takiej sytuacji. Wtedy rezolucję poparli jedynie komuniści, zieloni, socjaliści i liberałowie, a nie sprzyjała jej prawie połowa głosujących. Przekonaliśmy znaczącą część posłów, że rezolucja jest źle zredagowana. W Polsce ruchy skrajne tępione są przez policję. W wypadku zeszłorocznej Parady Równości w Poznaniu policja zatrzymywała na przesłuchanie osoby wznoszące agresywne okrzyki przeciw demonstrantom. Polska policja rozmontowała właśnie siatkę radykałów grożących przemocą i osoby takie siedzą już w areszcie. Czy postawienie polskiego rządu w cieniu oskarżeń o tolerowanie prawicowej przemocy jest wynikiem aktywności polskiej lewicy? Nie wykluczam, że impuls mógł iść z Polski. Ale muszę też zaznaczyć, że tacy posłowie lewicy jak na przykład Dariusz Rosati robili wiele, aby tekst rezolucji unikał krzywdzących dla nas uogólnień. Niestety, panu Rosatiemu nie udało się przekonać inicjatorów rezolucji, by nie stawiać Polski w jednym rzędzie z krajami, gdzie z powodu rasy giną ludzie. Czy w Parlamencie Europejskim nie zapanowała od pewnego czasu moda na stawianie Polski w ławie oskarżonych? Można odnieść takie wrażenie. To bardzo źle, bo wizerunek Polski jako kraju, który ma bliżej nieokreślone "problemy z przestrzeganiem praw człowieka" jest dla nas groźny. Z perspektywy Unii dopiero widać, jak mało roztropne wypowiedzi polityczne, obliczone na poklask wobec potencjalnych krajowych wyborców - dają pretekst do działań szkodliwych dla wizerunku naszego państwa. Koledzy posła Wojciecha Wierzejskiego odpowiedzieliby zapewne Panu, że jak europejska lewica będzie chciała uderzyć Polskę, to kij się znajdzie. To prawda, ale nie należy też przynosić tych kijów naszym adwersarzom na tacy. Nie było mi łatwo tłumaczyć niektórych słów, które obiegły światowe agencje. Trudno wyjaśnić, jak może dojść do sytuacji, w której polityk współrządzącej partii odwołuje się do przemocy. Ale łatwo też zaakceptować sytuację, w której w imię "wartości europejskich" narzucane nam będą postulaty organizacji homoseksualnych? Jeśli chcemy prowadzić polemikę z żądaniami organizacji gejowskich, trzeba to robić roztropnie. Polska powinna oponować przeciw legalizacji związków homoseksualnych i adopcji dzieci przez pary osób samej płci. Jednak trzeba to robić precyzyjnie, aby nie powstawało wrażenie, na którym bardzo zależy lewicy, że takie stanowisko jest udziałem tylko politycznej chuliganerii. Zachodnia lewica natychmiast reaguje na wszystkie ekscesy prawicy. Z kolei europejska prawica rzadko kiedy porusza kwestię przekroczenia norm przez lewicę. Nie ma pan wrażenia gry do jednej bramki? Oczywiście ma pan rację. Gdy we Włoszech funkcję prezydenta i szefa niższej izby parlamentu zajęli ludzie o przeszłości stalinowskiej, nikt tego w Parlamencie Europejskim nie podjął. Tenże włoski prezydent zaczyna urzędowanie od ułaskawienia lewicowego terrorysty skazanego za mord na prokuratorze. A skąd bierze się ta niezdolność europejskiej prawicy do reakcji? <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-parlament-europejski,gsbi,37" title="Parlament Europejski" target="_blank">Parlament Europejski</a> to miejsce, w którym wyjątkowo dobrze widać, jak sporą przewagę ma lewica w narzucaniu języka i pojęć debat. Centroprawica ma w wielu sprawach większość, a jednak nie potrafi się opędzić od natrętnie narzucanej lewicowej interpretacji praw człowieka. Te analizy uparcie wykraczają poza międzynarodowe normy prawne w sprawach takich jak aborcja czy homoseksualizm. Zadziwia mnie niekiedy łatwość narzucania przez lewicę swojego rozumienia kwestii postulatów ruchów homoseksualnych. Nawet partie chadeckie mają problem z wyraźnym polemizowaniem z lewicą w tej kwestii. Lewica bowiem z premedytacją miesza pojęcia. Nikt przecież nie neguje, że należy walczyć z homofobią rozumianą jako akty kryminalnej przemocy. Lewica jednak próbuje łączyć potępienie tak rozumianej homofobii z hasłami zrównania homoseksualistów pod względem prawa, co otwiera kwestię zmian w prawie małżeńskim i adopcyjnym. Używa się moralnego szantażu - możesz udowodnić, że nie jesteś w jednym froncie z "pałkarzami", tylko popierając hasło "równych praw" dla homoseksualistów. A nikt nie chce być uznany za sojusznika "pałkarzy". A Polska, w której rządzi prawica, ma akurat siłę i przekonanie do polemiki z takimi lewicowymi interpretacjami? Owszem, ale płacimy za to surowym traktowaniem naszego kraju przez lewicę.