Migalski: Jestem przeciwnikiem koalicji z SLD
Wiem, że Napieralski chce z nami rozmawiać, ale ja jestem przeciwnikiem koalicji z SLD - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM Marek Migalski.
PO będzie teraz straszyć kaczyzmem i dbać o to, by ludzie na wakacjach dostawali gorączki. Jeżeli wyborcy będą skutecznie straszeni, wtedy zagłosują na Komorowskiego.
Konrad Piasecki: Cała nadzieja w wakacjach?
- Cała nadzieja w wyborcach,
Ale wakacje sprawią, że za dwa tygodnie będzie niższa frekwencja - to cała nadzieja, jedyna nadzieja dla Jarosława Kaczyńskiego.
- To nie jest jedyna nadzieja. Naszą nadzieją jest nasz program, sam Jarosław Kaczyński, to, że ludzie będą mieli przez te 12 dni okazję porównać i programy, i osobowości obu kandydatów. I mam nadzieję, że wybiorą Jarosława Kaczyńskiego.
Tyle że wczoraj było 4,5 procent różnicy, byli wyborcy SLD i Grzegorza Napieralskiego deklarujący, że raczej zagłosują na Komorowskiego. Platforma ma w ręku atuty, a wy? Nie za bardzo.
- A my mamy program, mamy dobrego kandydata, mamy szansę, nadzieję i przede wszystkim energię. Bo ta energia - i tu się pan chyba ze mną zgodzi, nie musi pan oczywiście, żeby nie pomyślano, że pan jest tutaj jakoś sympatyczny wobec PiS-u - ale wczoraj było widać w tych dwóch sztabach: w jednym, czyli u nas, była energia, radość, chęć do walki, a tam było takie rozczarowanie samymi sobą...
W was była energia, bo wam kamień spadł z serca, bo jak przyszedłem o 19 do sztabu Prawa i Sprawiedliwości, to tam obawa - można tak powiedzieć - że wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze, była powszechna.
- Spotkał mnie pan wtedy?
Spotkałem pana.
- I wyglądałem na strachliwego i rzeczywiście obawiającego się?
Ale spotkałem też wielu innych i oni byli w iście pogrzebowej atmosferze.
- Ale w ciągu godziny to się odmieniło, okazało się, że jest druga tura...
Weszliśmy do finału.
- Tak, weszliśmy do finału, wszystkie bramki wcześniej strzelone już się nie liczą, jest nowa rozgrywka. A w tej rozgrywce rzeczywiście mamy 12 dni na to, żeby przekonać swoich wyborców, że jest dobrze. I przypomina mi to jeden piękny wyścig Bronisława Malinowskiego w Moskwie w 1980 roku, kiedy Tanzańczyk uciekał przez 2,5 kilometra i na ostatnich kilkuset metrach Bronisław Komorowski doszedł... Przepraszam, nie Bronisław Komorowski, tylko Bronisław Malinowski.
Freudowskie pomyłki.
- Tak, to prawda.
Będzie pan teraz połykał własny język i prosił lewicę o wsparcie?
- Nie, bo połykanie własnego języka może się zakończyć tragicznie.
Ale pan był tym politykiem Prawa i Sprawiedliwości, który na każdą wzmiankę o jakiejś koalicji, jakimś porozumieniu z SLD, wył z bólu. "Niech wyje z bólu ranny łoś" albo Marek Migalski. I Marek Migalski wył. A teraz jedyna nadzieja w SLD i w tych wakacjach.
- Już mówię. Pomimo wkładania mi w usta znowu tych wakacji, a życzę wszystkim cudownych wakacji, ale można zawsze wziąć zaświadczenie i zagłosować tam, gdzie się chce, na tego, kogo się chce, natomiast rzeczywiście ja jestem przeciwnikiem koalicji rządowej z SLD.
Ale już nie umizgów do SLD.
- Ja nie dzielę wyborców na lepszych i gorszych. My będziemy nasz program kierować do wszystkich grup społecznych i do wszystkich Polaków, dlatego, że chcemy, że rzeczywiście Jarosław Kaczyński był prezydentem odpowiadającym marzeniom i ambicjom wszystkich Polaków, a nie tylko naszego elektoratu.
Ale będziecie jawnie i oficjalnie rozmawiać z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i z Napieralskim, czy gdzieś tam po cichu, ukradkiem, w cichych konszachtach?
- Wiem, że Grzegorz Napieralski chce rozmawiać i takim rozmowom się nie odmawia, bo rzeczywiście mamy te kilka - kilkanaście dni i warto, żeby wyborcy widzieli i właśnie nie po tajnych gabinetach, tylko widzieli jawnie, jak liderzy poszczególnych ugrupowań, jak liderzy tego rankingu czy tego wyścigu, który wczoraj się skończył, rozmawiają ze sobą.
Był tu dwie godziny temu Bartosz Arłukowicz, mówił tak: "nasz warunek - in vitro, wycofanie wojsk z Afganistanu". Żadnego nie jesteście w stanie spełnić.
- Ale to nie Bartosz Arłukowicz stawia te warunki i nie ja je przyjmuję.
Grzegorz Napieralski będzie mówił to samo, cóż może innego powiedzieć.
- To chyba rozumiem, że akurat w tych dwóch sprawach, stanowisko i Platformy, i PiS-u, jest przynajmniej częściowo podobne.
Nie, w sprawie Afganistanu wy mówicie: "nie mówmy o wycofaniu wojsk", Komorowski powiedział: "wycofamy wojska". W sprawie in vitro prezes Kaczyński mówi: "jestem katolikiem, popieram zdanie kościoła katolickiego", a ono jest dla in vitro bezwzględne.
- I to jest prawda, jeśli chodzi o pierwszą sprawę. Naprawdę kampania wyborcza jest ostatnim okresem, kiedy powinniśmy o tym rozmawiać. Jeśli Bronisław Komorowski i Platforma Obywatelska chcieli wycofać polskich żołnierzy z Afganistanu, można to było zrobić przed kampanią albo będzie to można zrobić po kampanii. Natomiast granie tym tematem w kampanii wyborczej nie jest rzeczą dobrą.
Serio pan wierzy, że wyborcy lewicy zagłosują na Jarosława Kaczyńskiego, twórcę IV RP, czegoś co im się w koszmarach śni po nocach?
- Jeśli będą skutecznie straszeni przez Bronisława Komorowskiego i Platformę Obywatelską IV RP, to tak, to rzeczywiście jest dla nas problem. Ale przypomnę, że wszystkie, słownie wszystkie, procesy wytaczane za "IV RP" upadały, tzn. że ta histeria, która miała miejsce 2,5 roku temu, okazała się tylko histerią i my musimy to również udowodnić.
A uważa pan, że jak Paryż wart był mszy, tak wyborcy lewicy są w tej kampanii warci tego, żeby przeprosić za IV RP, żeby twardo powiedzieć: popełnialiśmy błędy.
- Za błędy zawsze warto przepraszać, natomiast nie wolno przepraszać za idee. Idea walki z korupcją, idea walki o sprawiedliwe państwo, państwo równych szans dla wszystkich nie jest warta przepraszania. Co więcej, taka Polska powinna również znaleźć uznanie wyborców lewicy.
Zaostrzycie ton przed drugą turą?
- Akurat to nie będziemy my. Już dzisiaj można powiedzieć, i rozliczy mnie pan po tej kampanii, czy mam rację, czy nie, ale te dwa tygodnie, to będzie agresja ze strony Platformy. Oni właśnie, dbając o to, żeby frekwencja była wysoka i żeby ludzie na wakacjach też dostawali gorączki, a nie wypoczywali, będą dbali o to, żeby temperatura sporu była wysoka, żeby nas atakować po to, żeby ludziom przypominać tzw. widmo IV RP i straszyć nadchodzącym na powrót "kaczyzmem". Zobaczy pan, że to nie my będziemy stroną atakującą.
Tylko ja słyszę Jarosława Kaczyńskiego, który mówi, że tragedia smoleńska nie była wynikiem przypadku i że tak kończy się polityka napastowania konkurentów. Czy można w polityce wytaczać cięższe armaty?
- Jeśli pan chce, to możemy się policytować i powiem panu, co mówili politycy Platformy nie dwa miesiące temu, nie dwa lata temu, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni i to w moim przekonaniu były słowa, które nie mieszczą się w spektrum debaty publicznej.
Ale pan też uważa, że tragedia smoleńska nie była wynikiem przypadku?
- W moim przekonaniu, i to już widać dzisiaj, tragedia smoleńska była wynikiem wielu błędów popełnionych i po naszej stronie - mam tu na myśli kwestię szkoleń, zasobności armii, oszczędności na armii - ale też błędów po stronie rosyjskiej i to też coraz bardziej wychodzi.
W tym Jarosławie Kaczyńskim pobrzmiewa to, że Lech Kaczyński poleciał tam w wyniku jakiegoś konfliktu politycznego, który skłonił go do tego wyjazdu.
- Ja to rozumiem inaczej, tzn. leciał tam zespół pilotów, którzy lecieli bodajże po raz drugi ze sobą, że lecieli na starym, kilkudziesięcioletnim sprzęcie.
Czyli pan mówi o kwestiach technicznych, a nie politycznych.
- Szkoleniowych, technicznych i tego typu rzeczy. W moim przekonaniu to należy wyjaśnić. To jest skandaliczne, że polscy archeolodzy, których Donald Tusk obiecał wysłać tam zaraz po katastrofie, mają tam jechać dopiero we wrześniu. Jeśli nie potrafimy spełnić takich próśb, to co możemy spełnić, czego możemy oczekiwać od polskiego rządu?
Wynik drugiej tury?
- Mam nadzieję, że Jarosław Kaczyński wygrywa, ale to nie będzie łatwe, to zależy od wyborców. Jarosław Kaczyński sam nie wygra, nie wygrają za niego sztabowcy. Potrzebujemy do tego ludzi, którzy uwierzą, że Jarosław Kaczyński będzie najlepszym prezydentem. To nie jest konkurs na tatę roku, tylko na prezydenta Rzeczpospolitej.