Kaja Godek dosadnie o Irlandii. Sąd jeszcze raz rozpozna sprawę
Sąd okręgowy będzie musiał jeszcze raz rozpoznać sprawę wypowiedzi aktywistki Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek na temat osób homoseksualnych - zdecydował sąd apelacyjny. - Skoro sąd nie rozpoznał istoty sprawy, to winien rozpoznać ją jeszcze raz - powiedziała sędzia. Pozew złożyło 16 działaczy środowisk LGBT, w tym wiceszef klubu Lewicy Krzysztof Śmiszek.

Chodzi o trzy różne wypowiedzi, z których pierwsza padła w maju 2018 r. na antenie Polsat News. Godek odnosiła się wówczas do irlandzkiego referendum w sprawie złagodzenia przepisów aborcyjnych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kaja Godek: Irlandia to nie jest katolicki kraj, a homoseksualiści "są zboczeni"- Irlandia nie może być określana jako kraj katolicki, jeżeli tam premierem jest zadeklarowany gej, który obnosi się ze swoją dziwną orientacją - powiedziała Godek. Dopytywana, czy jeśli ktoś jest osobą homoseksualną, to jest "zboczeńcem", odparła: "To jest zboczony, tak".
W 2019 r. na antenie dwóch innych audycji Godek wyraziła pogląd, że "homoseksualizm bardzo często idzie w parze z pedofilią" oraz że "geje chcą adoptować dzieci, bo chcą je molestować i gwałcić".
Krzysztof Śmiszek wraz z działaczkami LGBT złożyli pozew do sądu
Po tych wypowiedziach 16 działaczy środowisk LGBT, w tym wiceszef klubu Lewicy Krzysztof Śmiszek, skierowało do sądu pozew o ochronę dóbr osobistych. W I instancji powództwo oddalono w całości - sąd ocenił wypowiedzi krytycznie, jednak uznał, że powodowie nie mają w tej sprawie "legitymacji czynnej", bo Godek nie odnosiła się bezpośrednio do nich.
W czwartek warszawski sąd apelacyjny zdecydował o uchyleniu wyroku i przekazaniu sprawy do ponownego rozpoznania. Sędzia Małgorzata Kuracka uznała, że powodowie mają legitymację w tej sprawie, a sąd I instancji nie rozpoznał jej istoty.
Sąd: Słowa Godek są "bardzo ostre"
- Pani pozwana kieruje wypowiedzi w stosunku do określonej grupy. Nie można powiedzieć, że ta grupa nie jest zdefiniowana (...) Owszem, nie wiemy, ile ta grupa liczy osób, ale jest to określony zbiór - mówiła. - Nie może być tak, że jak ktoś obraża trzy czy pięć osób, to może odpowiadać, a jak większą liczbę osób, to nie - dodała.
Jak podkreśliła, każdy z 16 powodów ma w tej sprawie legitymację czynną, a jeśli tak jest, to sąd I instancji w ogóle nie rozpoznał istoty sprawy - "nie badał bowiem ani naruszenia dóbr osobistych tych konkretnych powodów, ani bezprawności, zajął się jedynie kwestią wstępną". - W tej sytuacji, skoro sąd nie rozpoznał istoty sprawy, to winien rozpoznać ją jeszcze raz - podkreśliła sędzia.
Odnosząc się do samych słów Godek, sąd ocenił, że są one "bardzo ostre". - Jest to mowa nienawiści, która powoduje, mówiąc kolokwialnie, szczucie na innych ludzi - oceniła sędzia. Jak podkreśliła, zarówno w sprawie homoseksualizmu, jak i pedofilii należy oddać głos lekarzom - a ci zajęli stanowisko, że nie ma powiązania między tymi dwiema kwestiami.
Na wcześniejszej rozprawie pełnomocnicy powodów podkreślali, że wypowiedzi Godek stanowiły naruszenie dóbr osobistych zbiorowości, z którą identyfikują się ich klienci. Jak zaznaczali, słowa aktywistki bez wątpienia miały na celu deprecjonowanie ich jako osób, a ponadto nosiły cechy dyskryminacji.
"Homoseksualizm odstępstwem od normy"
Pełnomocnik pozwanej mec. Hubert Kubik podkreślał natomiast, że w sprawie nie doszło do złamania żadnego przepisu. - W przypadku wypowiedzi o charakterze abstrakcyjnym nie możemy mówić o naruszeniu dóbr osobistych poszczególnych osób - przekonywał.
Jak argumentował, jeśli ze statystyk wynika, że orientację homoseksualną ma ledwie kilka procent społeczeństwa, to jest ona "odstępstwem od normy", czyli "zbaczaniem z niej". - Słowo "zboczenie" ma neutralny charakter. To strona powodowa próbuje temu słowu nadać jakiś negatywny wydźwięk, którego po prostu nie ma - stwierdził.