Kaczyńscy atakują
Zaczynamy pracę nad budową IV Rzeczpospolitej, tym razem nam się uda - zapowiedział dziś szef PiS Jarosław Kaczyński. Jego brat Lech ogłosił natomiast, że będzie kandydował na prezydenta.
Deklaracje te padły podczas Konwencji Konstytucyjnej Prawa i Sprawiedliwości, która odbyła się w Warszawie.
Zorganizowana z rozmachem konwencja, na którą przyjechało ponad 3 tys. osób z całej Polski, przypominała starannie wyreżyserowane wiece wyborcze w USA. Przemówienia polityków przerywane były oklaskami. Ludzie podnosili do góry tablice z hasłem wyborczym Lecha Kaczyńskiego i polskie flagi.
Jarosław Kaczyński przedstawił w czasie spotkania cele projektu nowej konstytucji, przygotowanego przez PiS. Konstytucja - jak mówił - zawiera dwa programy: oczyszczenia oraz działania dla kolejnych rządów i prezydenta na kolejne lata.
Oczyszczenie ma polegać na lustracji, dekomunizacji, gwarancjach działania dla IPN, zapewnieniu Polakom prawa do poznania prawdy o PRL, a także utworzeniu nowej instytucji - komisji prawdy i sprawiedliwości, która zapewni uczciwość państwa.
Preambuła proponowanej przez PiS konstytucji rozpoczyna się od słów: "W imię Boga Wszechmogącego!", ponieważ - jak powiedział szef PiS - tak zaczynały się wszystkie konstytucje prawdziwie niepodległej Polski. - Preambuła mówi też, że komunizm był jarzmem, które odrzuciliśmy i nie będziemy akceptować - podkreślił.
PiS chce m. in. zmniejszenie liczby posłów do 360, senatorów do 30, zastąpienia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jednoosobowym kadencyjnym urzędem powoływanym przez prezydenta, likwidacji Rady Polityki Pieniężnej i zastąpienia Rzecznika Praw Obywatelskim Urzędem Pomocy Ofiarom Bezprawia.
Partia postuluje też wzmocnienie władzy prezydenckiej. - Nowa konstytucja da IV Rzeczypospolitej gospodarza - przekonywał Kaczyński. - Polska nie potrzebuje wirtualnego prezydenta od uśmiechów, uników i niepodejmowania trudnych spraw - dodał.
Prezes PiS zapewnił, że uczyni wszystko, by stworzyć koalicję konstytucyjną i doprowadzić do uchwalenia konstytucji "prędzej czy później".
Nowym silnym prezydentem miałby być Lech Kaczyński, który ogłosił dziś oficjalnie zamiar kandydowania w tegorocznych wyborach głowy państwa. Obecny prezydent Warszawy twierdzi, że ma wszelkie szanse na zwycięstwo, m. in. dzięki swoim dokonaniom na poprzednio pełnionych urzędach.
- Wydaje mi się, że byłem w miarę skutecznym prezesem Najwyższej Izby Kontroli, a później ministrem sprawiedliwości. Spójrzcie, ile było aktów oskarżenia, apelacji, o ile wzrosła liczba spraw zakończonych przed sądami karnymi. Przeprowadziliśmy w parlamencie kodeks karny, w którym były bardzo istotne zmiany i który dzisiaj obowiązywałby, gdyby nie weto prezydenta - wymienia Kaczyński. Za swą zasługę uważa on też "złamanie układu korupcyjnego w Warszawie".
Jako głównego kontrkandydata do urzędu prezydenta Kaczyński wymienia Donalda Tuska z PO, ale jest przekonany, że może go pokonać.
INTERIA.PL/PAP