Przypomnijmy, że jeden z ostatnich szefów SOP odchodził w atmosferze skandalu. Mowa o gen. Tomaszu Miłkowskim, którego decyzję o rezygnacji ogłoszono formalnie 26 lutego. Komendant miał ustąpić m.in. ze względu na incydenty drogowe swoich podwładnych. Nieoficjalnie mówiło się nawet, że do ostatniego doszło na kilka godzin przed oficjalnym przekazaniem obowiązków płk. Krzysztofowi Królowi. Od czerwca formacją rządzi mjr Paweł Olszewski, znany jako "Hans". Jego powołanie to w praktyce ostatnia decyzja kadrowa w SOP ustępującego szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego. "Hans" był uważany za doskonałego oficera liniowego, zaś w formacji wiązano z nim duże nadzieje. Dotychczas przetrwał roszady personalne w ministerstwie, w tym również dymisję Jarosława Zielińskiego, któremu podlegali ochroniarze VIP. W praktyce to Jarosław Zieliński oraz Tomasz Miłkowski, jako nominat wiceministra, są obwiniani o marną sytuację w SOP. - Zieliński jako wiceminister w MSWiA okazał się ogromnym zawodem dla funkcjonariuszy. Wyrządził bardzo wiele złego, niełatwo będzie naprawić jego błędy - komentuje jeden z oficerów związanych z formacją. Co roku gorzej Służba Ochrony Państwa działa formalnie od lutego 2018 r. - zastąpiła Biuro Ochrony Rządu. Jak podało Radio Zet, zmiana szyldu na niewiele się zdała: w 2017 r. wszystkich "zdarzeń drogowych" było 19. Rok później - 27. A jak w 2019 r.? - Od 1 stycznia do 20 grudnia br. doszło do 63 zdarzeń drogowych, klasyfikowanych przez SOP jako kolizje drogowe z udziałem pojazdów służbowych - przekazał nam płk Paweł Pieronkiewicz z SOP. - W dziewięciu przypadkach w pojazdach służbowych były osoby ochraniane - dodał. Faktem jest, że za czasów komendantury Olszewskiego służba nie informuje o zdarzeniach na drogach z udziałem SOP. Żeby daleko nie szukać: według tvn24.pl, w wakacje samochód SOP zahaczył o auto pary japońskich następców tronu księcia Akishino i księżnej Kiko, w Krakowie doszło do stłuczki z prezydentem na pokładzie, a w grudniu SOP kazał się przesiadać Angeli Merkel do innego auta, bo kierowca miał "spanikować", gdy samochód stracił moc. Dziennikarze twierdzą, że aby uniknąć przecieków w sprawie zdarzeń drogowych z udziałem SOP, kierownictwo służby miało zdecydować, by nie informować o nich policji. Zresztą funkcjonariusze niechętnie dzielą się posiadanymi informacjami, chociaż mają taki obowiązek prawny. W odpowiedzi na nasze pytania nie uzyskaliśmy informacji o tym, które ochraniane osoby znajdowały się w limuzynach w trakcie wspomnianych kolizji. Służba nie przekazała nam także wiadomości na temat marki i modelu uszkodzonych aut, choć odpowiedni wniosek o dostęp do informacji publicznej złożyliśmy 6 listopada (ustawowy termin odpowiedzi to dwa tygodnie - red.). Funkcjonariusze nie chcieli z nami rozmawiać. Poskutkowało dopiero pismo od prawników.- Pojazdy służbowe SOP są naprawiane na bieżąco, a formacja nie prowadzi rejestru wymienionych elementów z podziałem na wymienione po zaistnieniu kolizji, w wyniku naprawy gwarancyjnej czy pogwarancyjnej - mówi Interii płk Pieronkiewicz. - Koszt naprawy ww. pojazdów służbowych do dnia 20 grudnia wyniósł 333 240,04 zł, przy czym koszt naprawy rozumiany jako strata SOP, wyniósł 22 116,80 zł - dodaje. Winni politycy? Doświadczeni funkcjonariusze, z którymi rozmawiamy, załamują ręce. - Komendanci powinni robić wszystko, aby niwelować zdarzenia drogowe. Trzeba rozpocząć od stosownych szkoleń dla kierowców - uważa gen. Andrzej Pawlikowski, były szef BOR. - Powinniśmy także podać rękę doświadczonym funkcjonariuszom, którzy z różnych powodów odeszli ze służby. Chodzi mi przede wszystkim o instruktorów. To oni przez lata skutecznie szkolili innych - dodał. O szkoleniu funkcjonariuszy mówi też gen. Mirosław Gawor, najpierw dowódca Jednostki Wojskowej Nr 1004, a później BOR: - Wielu doświadczonych ludzi zmuszono do odejścia, więc system szkolenia się zawalił. Bo stłuczki oczywiście się zdarzają, ale ich częstotliwość po prostu przeraża - ocenił. Jak mówi Gawor, podstawą powinno być solidne szkolenie. - Najpierw należałoby dokonać selekcji, a wyselekcjonowanych funkcjonariuszy poddać szkoleniu - uważa. Jak mówi, "aż się prosi, żeby sięgnąć po sprawdzonych instruktorów", którzy odeszli ze służby. Gen. Grzegorz Mozgawa: - To nie tylko straty wizerunkowe, bo te wszystkie zdarzenia mają też wpływ na bezpieczeństwo osób ochranianych i powodują utratę zaufania do formacji. To dowód na to, że kadry i przyjęty proces szkolenia nie zdają do końca egzaminu - uważa. Zwraca uwagę, że najlepsi odchodzili z formacji za czasów gen. Tomasza Miłkowskiego. Dopytujemy naszych rozmówców, czy i na ile wypadki SOP mają tło polityczne. - Ministrowie (nadzorujący SOP - red.) wciąż pochodzą z tej samej partii. Wina leży po stronie nadzoru z MSWiA, politycy okazali się nieskuteczni - uważa gen. Mozgawa. - O zmianie wiceministra (Zielińskiego - red.) nie chcę się wypowiadać. Jednak prawdą jest, że szef MSWiA powinien się przyjrzeć sprawie, bez względu na to, kto piastuje to stanowisko - powiedział nam gen. Pawlikowski. Najbardziej dosadny wydaje się gen. Mirosław Gawor: - Zniknięcie Jarosława Zielińskiego mogło tylko pomóc. To na pewno nie był dobry duch tej służby. Okazało się, że zmiana nazwy i kadr nie zdała egzaminu - usłyszeliśmy od byłego szefa BOR. - Pracy w tej formacji nie da się nauczyć z podręczników. Funkcjonariusze stają się lepsi dzięki doświadczeniu kolegów i coraz odpowiedzialniejszym zadaniom - twierdzi Gawor. Z rozgoryczeniem stwierdza, że z formacji wyrzucono ludzi, którzy mieli 20 lat doświadczenia. I nic wspólnego z poprzednim ustrojem. - To marnotrawstwo - uważa. Po wiceministrze Jarosławie Zielińskim kontrolę nad SOP przejął Maciej Wąsik. Jakub Szczepański