Bitewny kurz po I turze wyborów jeszcze nie opadł, a już trwa zacięta walka o wygraną w II turze. Nie ma się co dziwić - wielkie odliczanie kończy się 12 lipca, a w zasadzie dobę wcześniej, kiedy cisza wyborcza przerwie wszelkie próby zdobycia dodatkowych głosów. Co w tym krótkim czasie zrobią kandydaci i ich sztaby? Na kogo zagłosują "osieroceni" wyborcy kandydatów, którzy już odpadli z wyścigu? Czy obywatele ponownie tłumnie ruszą do urn, czy zdecydują się pozostać w domach? Zagadek przed 12 lipca jest wyjątkowo wiele. "Osieroceni" wyborcy W pierwszej turze wyborów prezydenckich głosowaliśmy na 11 kandydatów. Najwyższe wyniki zyskali Andrzej Duda (43,5 proc.) i Rafał Trzaskowski (30,46 proc.) i to oni zmierzą się w II turze. Dziewięciu pozostałych kandydatów zdobyło łącznie 26,02 proc. głosów - to właśnie "osieroceni" wyborcy. Ich kandydat odpadł po pierwszej turze i teraz zdecydują, czy poprą jednego z dwóch pozostałych w wyścigu, czy może wcale nie pójdą na wybory. Jak w rozmowie z Interią wskazuje prof. Antoni Dudek - mamy do czynienia z bardzo zróżnicowaną grupą. Najliczniejsze elektoraty to wyborcy Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka i to o tych wyborców toczy się aktualnie największa walka. - Wnioskując po tym, na kogo głosowali wyborcy Szymona Hołowni w poprzednich wyborach parlamentarnych, bo mamy takie badania, to oni w większości skierują się teraz w stronę Trzaskowskiego - analizuje ekspert. - Spodziewam się również, że sam Hołownia zagłosuje na Trzaskowskiego. To jest szansa dla jego ruchu na przyszłość, bo Trzaskowski w roli prezydenta oznacza, moim zdaniem, przyspieszone wybory parlamentarne. A przyspieszone wybory byłyby opłacalne dla Hołowni i jego zaplecza, bo nie będzie musiał czekać trzy i pół roku do kolejnej wyborczej rundy. Im szybciej odbędą się wybory, tym łatwiej mu będzie w nich zdobyć poparcie, inaczej może nie przetrwać na politycznej scenie - dodaje. Słowa eksperta zdają się potwierdzać, gdyż chwilę po naszej rozmowie Szymon Hołownia zapowiedział powstanie nowego ruchu społecznego w formie stowarzyszenia o nazwie "Polska 2050". Zapowiedział także: "pójdę na wybory prezydenckie i będę głosował przeciwko wizji prezydentury Andrzeja Dudy". - Wyborcy Bosaka są już znacznie bardziej zagadkowi, bo to jest dość niespójna grupa. Ona się podzieli na trzy części, ale ciężko stwierdzić, w jakich proporcjach. Pierwsza część poprze Dudę, bo dla nich będzie ważniejszy ideologiczny konserwatyzm. Druga grupa poprze Trzaskowskiego, bo dla nich istotniejsza będzie wolnorynkowość Trzaskowskiego, która jest jednak większa niż w "opiekuńczym" programie Dudy. I trzecia grupa - być może największa - czyli ci, którzy zostaną w domach - mówi prof. Dudek. Sam Krzysztof Bosak zaznaczył, że nie udzieli poparcia żadnemu z kandydatów, ale swoich wyborców zachęca do udziału w wyborach i zagłosowania "zgodnie z rozumem i sumieniem". Kluczowe pytanie - kto się zmobilizuje? Warto również spojrzeć na demograficzną analizę wyborców, która ujawnia kilka tendencji. Badanie exit poll Ipsos dla TVP, Polsatu i TVN daje odpowiedzi na wiele wyborczych zagadek. Wynika z niego kim jest przeciętny wyborca Dudy i Trzaskowskiego, a także kim są przeciętni wyborcy pozostałych kandydatów. Jak się okazuje - Andrzej Duda zdecydowanie wygrywa na wsi. Ma także przewagę w małych i średnich miastach, ale tuż za nim jest tam Trzaskowski. Z kolei Trzaskowski wyprzedza prezydenta w dużych miastach. Ważny jest także wiek. Młodzi wyborcy (18-29 lat) najliczniej poparli Trzaskowskiego, Bosaka i Hołownię. W kategorii wiekowej 30-39 lat najmocniej trzyma się Duda, ale Trzaskowski jest tuż za nim. Sporo głosów w tej grupie zdobył też Hołownia. Wniosek z danych wiekowych płynie jednak jeden - im starsi wyborcy tym chętniej oddają swój głos na Andrzeja Dudę. I wykształcenie pozostaje nie bez znaczenia. Na Dudę najchętniej głosują osoby o podstawowym i zawodowym wykształceniu - są to wyniki kilkakrotnie wyższe niż u konkurentów. Dopiero przy wykształceniu średnim różnica nieco topnieje, choć i tak jest na korzyść urzędującego prezydenta. Trzaskowski wygrywa dopiero w grupie z wyższym wykształceniem, tam sporo zyskuje również Hołownia. Ten demograficzny rzut na charakterystykę wyborców pozwoli sztabom szukać poparcia tam, gdzie mogą trafić na podatny grunt. Jeśli Rafał Trzaskowski cieszy się większym poparciem wśród młodych osób - to ten elektorat będzie próbował mobilizować w pierwszej kolejności. Z kolei Andrzej Duda będzie próbował mobilizować swojego potencjalnego wyborcę i szukać sposobu, by jeszcze skuteczniej trafiać do bastionów PiS. Od tego, któremu kandydatowi uda się to lepiej, będzie zależał wynik II tury. Co zrobią kandydaci? - Sztaby idą w kierunku mocnej konfrontacji PiS kontra anty-PiS. Dlatego słyszymy, że te wybory to nie są wybory prezydenta, a plebiscyt za lub przeciw kontynuacji rządów Prawa i Sprawiedliwości. Odpowiedź jest taka: Jeśli ci się podobają aktualne rządy, to głosuj na Dudę, jeśli ci się nie podobają, to głosuj na Trzaskowskiego - mówi nam prof. Dudek. Politolog zaznacza, że wokół tego odwiecznego w polskiej polityce sporu - PiS czy PO - będzie się toczyła kampania przed drugą turą. - Prezydent zapewne będzie mówił o obietnicach socjalnych, a Trzaskowski z kolei będzie argumentował, że rola prezydenta została sprowadzona do długopisu prezesa Kaczyńskiego. Może nawet Trzaskowski nie będzie tego mówił wprost, ale będzie to sugerował, a jego sztab będzie wtedy atakował ostrzej, mówiąc, że prezydent jest figurantem - przewiduje specjalista. Prof. Dudek wskazuje także, jakie błędy mogą popełnić kandydaci. - Błędem Trzaskowskiego byłoby wejście w retorykę: "praworządność, konstytucja, demokracja", bo to opozycja testowała już trzy razy i za każdym razem hasło "demokracja w zagrożeniu" nie zadziałało. Używanie tej retoryki czwarty raz byłoby naprawdę fatalnym błędem. Natomiast mówienie o niespełnionych obietnicach Dudy może z kolei przynieść Trzaskowskiemu sukces - analizuje. Zdaniem politologa, przypominanie o niespełnionych obietnicach i porażkach lub aferach z udziałem polityków PiS będzie najtrudniejszym elementem kampanii dla Andrzeja Dudy. Poddanie się tej retoryce może zaszkodzić obecnej głowie państwa - uważa ekspert. - Sztab Trzaskowskiego może przecież ciągle przypominać o nieudanym programie Mieszkanie Plus, albo pytać: "Reformujecie sądownictwo od czterech lat, to jak to możliwe, że na załatwienie sprawy w sądzie czeka się jeszcze dłużej niż przed reformą"? - wskazuje prof. Dudek. Zryw w II turze Na wynik II tury może także wpłynąć frekwencja. Podczas pierwszej tury Polacy tłumnie ruszyli do urn, notując frekwencję na wyjątkowo wysokim poziomie - 64,51 proc. Na scenie politycznej istnieje zjawisko, które można określić mianem "zrywu drugiej tury". Co to oznacza? Otóż, w drugiej turze wyborów prezydenckich bierze udział więcej osób, niż głosowało podczas pierwszej tury. Potwierdzenia tej teorii nie trzeba daleko szukać. W 2015 w wyborach prezydenckich zmierzyli się ze sobą Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Pierwsza tura przyniosła frekwencję na poziomie 48,96 proc., a druga bardzo wysokie 55,34 proc. W tej walce zaobserwowaliśmy więc wyjątkowo mocny zryw w II turze. O ile pierwsza tura dała dwóm najmocniejszym kandydatom podobne wyniki (ok. jednego punktu procentowego na korzyść Dudy), tak druga tura dała Dudzie przewagę w postaci ponad trzech punktów procentowych. W II turze wyborów prezydenckich to istotna różnica. Zmobilizowano wówczas ok. dwóch milionów nowych wyborców - z niespełna 15 w pierwszej do ok. 17 milionów osób w drugiej turze. Czy i tym razem uda się wykrzesać z Polaków taki potencjał? Mobilizację widać już za granicą. Jak podało MSZ - do spisów wyborców przed II turą wyborów prezydenckich wpisało się dodatkowo ponad 140 tys. osób. - Tylko raz, i to 30 lat temu - w 1990 roku - zdarzyło się w Polsce tak, że frekwencja w II turze była niższa niż w pierwszej. W innych wyborach, jeśli II tura się odbywała, to frekwencja zawsze rosła - przypomina prof. Dudek. - Myślę, że teraz aż tak wielkiego przyrostu frekwencji, jak w 2015 roku nie będzie, ponieważ są dwa czynniki hamujące: wakacje, które się rozkręcają i pandemia, która nie kapituluje. Gdyby nie to, to byłbym przekonany, że będzie absolutny rekord, jednak sądzę, że frekwencja i tak wzrośnie - kontynuuje. - To nie znaczy, że wszyscy, którzy brali udział w pierwszej turze, pójdą głosować także w drugiej. W drugiej turze zachodzą pewne zmiany elektoratów. Jest taka część, która zagłosowała w pierwszej turze, ich kandydat nie przeszedł dalej, a wtedy oni rezygnują lub oddają nieważny głos. Jednak w drugiej turze dochodzą także zupełnie nowi wyborcy - którzy w pierwszej turze w ogóle nie zagłosowali - dodaje. Nowi wyborcy - To jest grupa, która idzie wyłącznie na "mecz finałowy". Jeśli spojrzymy na frekwencję z 1995 roku, a ona była niemal identyczna, jak teraz, to ona w drugiej turze wzrosła o kilka punktów procentowych. To są ogromne liczby, które mogą przeważyć szalę zwycięstwa - nie kryje zaciekawienia ekspert. Prof. Dudek przypomina także, że w pierwszej turze zaobserwowaliśmy sporą przewagę urzędującego prezydenta nad Rafałem Trzaskowskim. - Duda jest ciągle faworytem. Właściwie tylko raz mieliśmy tak wysoką różnicę - w 1990 roku między Tymińskim a Wałęsą (39,96 proc. dla Wałęsy kontra 23,10 proc. dla Tymińskiego). Przeważnie między najsilniejszymi kandydatami w pierwszej turze jest co najwyżej kilka punktów procentowych różnicy. Tym razem mamy 13 proc. Zarazem - wiemy, że choćby ze względu na zachowanie wyborców Hołowni, to nie jest wynik przesądzony. Duda nie może się jeszcze czuć pewnie - mówi. - Nowi wyborcy są przekleństwem sztabów, bo o nich nie możemy niczego powiedzieć. Pewne jest tylko jedno - to są ludzie, których polityka przeważnie nie interesuje. Oni idą oddać głos w drugiej turze, bo zauważają, że w ich otoczeniu mówi się wyłącznie o wyborach i stwierdzają, że może głupio jednak nie uczestniczyć w tej decyzji. To jest problematyczna grupa, ponieważ ona może zadziałać pod wpływem impulsu, a tym impulsem może być absolutnie wszystko. Wystarczy choćby debata i stwierdzenie na tej podstawie, który kandydat wypadł lepiej. Może to być także jakaś opinia, która da im do myślenia i przekona ich do wyboru. To irytująca postawa dla osób o ugruntowanych poglądach politycznych, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że jest pewien odsetek obywateli, dla których polityka nie jest w ogóle ważna - dodaje. - Czasem, w sytuacji pobudzenia emocjonalnego spowodowanego wyborami prezydenckimi, ta grupa odrywa się od tej antywyborczej skamieliny i jednak głosuje. Jednak to są głosy nieprzewidywalne i sztaby nigdy nie wiedzą, czym tych ludzi podejść, jakim hasłem zachęcić, itd. - analizuje ekspert. Odrzucenie Nie należy również bagatelizować "syndromu odrzucenia". Niektórzy wyborcy mogą bowiem uznać, że skoro zagłosowali w pierwszej turze, a ich kandydat nie przeszedł dalej, to nie warto głosować w kolejnej rundzie. Część wyborców może także poczuć się zniechęcona ponownym wyborem między kandydatami PiS i PO i zbojkotować wybór - zostając w domu lub oddając nieważny głos. - Nie każdy ponownie weźmie udział w drugiej turze, choć w pierwszej na te wybory poszedł. Czasem taka osoba powie: Mój kandydat przepadł, nie będę teraz wybierał między dżumą a cholerą. Nie interesuje mnie to, zostaję w domu - przyznaje prof. Antoni Dudek. - Są też ludzie, którzy nigdy nie chodzą na wybory. Jeśli my mówimy, że frekwencja 68 proc. to nasz polski rekord, to oznacza, że jedna trzecia obywateli w ogóle nie interesuje się udziałem w wyborach - podsumowuje.