W niedzielę 25 października - mimo epidemii koronawirusa SARS-CoV-2 - na ulice miast i miasteczek Polski wyszły tłumy. Manifestacje w większych miejscowościach liczyły - według szacunków policji - po kilka tysięcy uczestników. To kolejny dzień protestów po czwartkowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu jest niezgodna z konstytucją - stwierdził 22 października TK w pełnym składzie. "Z wielkim uznaniem przyjąłem dzisiejszą decyzję. (...) Stwierdzono, że koncepcja 'życia niewartego życia' stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadą demokratycznego państwa prawnego" - napisał po ogłoszeniu wyroku przewodniczący episkopatu abp Stanisław Gądecki. Cztery dni później wydał kolejne oświadczenie. "Chciałbym przypomnieć, że to nie Kościół stanowi prawa w naszej Ojczyźnie i to nie biskupi podejmują decyzje o zgodności bądź niezgodności ustaw z Konstytucją RP" - pisał, prosząc o uspokojenie społecznych nastrojów. Gniew tłumu Niedziela była bowiem czwartym dniem protestu przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego, ale wyjątkowym - po raz pierwszy akcje przeniosły się przed kościoły i do świątyń. Pojawiały się hasła: "Kościele, won od polityki", "Oto ciało moje", "Kościół nieświęty", "Moje ciało - moja decyzja". Manifestowano też przed siedzibami kurii. W Warszawie tłum krzyczał w stronę biskupów: "Pedofilów rozliczymy", "Polska laicka, a nie katolicka", "To jest wojna!". Na ścianach świątyń pojawiły się napisy: "Piekło kobiet" i proaborcyjne hasła. Zdewastowano przynajmniej dwa pomniki Jana Pawła II. Czy Kościół w Polsce na to zasłużył? - Rewizyty w kościołach wynikają z faktu, że Kościół katolicki przez lata wchodził do domu kobietom i zaglądał pod kołdrę - uważa Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy zaangażowana w akcje protestacyjne. - Kościół na własne życzenie zaangażował się w walkę polityczną i teraz musi liczyć się z odpowiedzią - mówiła w Polsat News. Bratobójcza wojna kulturowa W opinii ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego taka reakcja na orzeczenie TK była do przewidzenia. - To efekt społecznych emocji, które są rozgrywane także politycznie. Nie rozumiem tych dziennikarzy i polityków, którzy są zaskoczeni charakterem obecnych protestów - mówi w rozmowie z Interią. Jego zdaniem w Polsce mamy dziś do czynienia z "bratobójczą wojną kulturową, w której nikt nie ustąpi", a eskalacja tego konfliktu jeszcze przed nami. - Co robić? Starać się cywilizować tę wojnę. Potrzebujemy swego rodzaju konwencji genewskich - nazwijmy to konwencją warszawską - żeby prowadzić walkę światopoglądową, bo tej nie unikniemy. Uniknąć możemy jedynie niepotrzebnych strat - komentuje. Zdaniem duchownego, to szczególnie ważne, bo przed nami więcej trudnych tematów, jak eutanazja, związki jednopłciowe i adopcja dzieci przez pary gejowskie. - Niedziela pokazała, że Kościół musi odrobić wielką lekcję pokory. Dotyczy to szczególnie biskupów i innych przedstawicieli władzy kościelnej. Przecież na ulicach i w kościołach manifestowały, często tak ostro i wulgarnie, katolickie dzieci. Większość z nich zapewne jest ochrzczona, bierzmowana. To teraz główne pytanie, co zrobić, żeby ta młodzież kiedykolwiek zaufała Kościołowi, który w ostatnim czasie z powodu skandali pedofilskich utracił dużą część swojej wiarygodności - mówi.Zobacz też: Prymas apeluje o szacunek do siebie nawzajem "Sól zwietrzała" Zbigniew Nosowski, publicysta i redaktor katolickiego kwartalnika "Więź" zaznacza z kolei, że na taką formę protestu, jaką obserwowaliśmy w niedzielę, Kościół nie zasłużył. Jednak "zawyżona cena, jaką dziś płaci, to nieuchronna konsekwencja konkubinatu z partią rządzącą". - A wielu przed nią od dawna ostrzegało, bo to łamanie kościelnych zasad, które na tego typu bliskie relacje Kościoła z państwem nie pozwalają - komentuje w rozmowie z Interią. - Gwałtowna forma protestów będzie zapewne umacniać wielu ludzi Kościoła w przekonaniu, że oto jesteśmy prześladowani za wiarę i głoszenie ewangelicznej prawdy. Tymczasem myślę, że jest to raczej dowód na to, że nasze świadectwo było za mało ewangeliczne, nieczytelne, niezrozumiałe. Mówiąc językiem Ewangelii - sól zwietrzała i nadaje się tylko na to, żeby ją wyrzucić. Triumfalistyczna forma bycia Kościołem dawno się wyczerpała, ale niektórzy w Polsce wciąż ją stosowali - mówi. Pytany o to, dlaczego gniew został przekierowany na Kościół, skoro chodzi o decyzję Trybunału Konstytucyjnego, przywołuje wydarzenia z lipca i sierpnia. - Gdy aktywiści szli i wieszali tęczowe flagi na wielu spotkanych po drodze pomnikach, poruszenie wywołała flaga tylko na jednym monumencie (pomniku Chrystusa - red.). W związku z tym aktywiści idą dalej w tym kierunku. Zobaczyli, że uderzenie w symbole religijne daje niezbędny im rozgłos, unaocznia ich radykalizm - zauważa. - Ponieważ kierownictwo Episkopatu nie zerwało wcześniej konkubinatu z władzą, a w przypadku wyroku TK wręcz błyskawicznie podziękowało, że państwo w taki sposób działało, dało prawo przekierowania tego gniewu na Kościół jako taki - konkluduje. *** O sojuszu tronu z ołtarzem z perspektywy kampanii wyborczej piszemy TUTAJ. Polecamy także rozmowę z arcybiskupem Grzegorzem Rysiem: "Nigdy nie powiem, na kogo głosuję"