Tygodnik "Do Rzeczy" dotarł do dokumentacji tych badań, tzw. zrzutów z urządzeń. Wynika z nich, że testy przesiewowe, jakie prowadzili biegli, wykazały też obecność bardzo silnych substancji wybuchowych - oktogenu i heksogenu oraz tzw. materiału inicjującego paramononitrotoulenu (p-MNT). "Próbki zostały pobrane na przełomie września i października 2012 r., jednak polscy biegli nie przywieźli ich ze sobą od razu. "Przez blisko dwa miesiące były one w wyłącznej dyspozycji Rosjan" - informuje RMF24.pl, powołując się na tygodnik "Do Rzeczy". Gazeta twierdzi, że Rosjanie posiadali informacje o tym, co pokazały urządzenia. Na miejscu badań pojawiła się bowiem rosyjska funkcjonariuszka, która przyglądała się pracy biegłych.