To już druga duża konwencja, organizowana przez Bezpartyjnych Samorządowców. Pierwsza odbyła się w kwietniu. Pokazała organizacyjną sprawność oraz profesjonalizm samorządowców, którzy mają aspiracje, by wejść do ogólnopolskiej polityki. Druga konwencja ma być, jak usłyszeliśmy, równie spektakularna wizualnie oraz pokazać konkretne propozycje programowe. Bezpłatna komunikacja: Autobusy i koleje podmiejskie Jak dowiedziała się Interia, jednym z głównych postulatów, którym Bezpartyjni Samorządowcy chcą przekonać wyborców, będzie propozycja bezpłatnej komunikacji zbiorowej: miejskiej i regionalnej. Dotyczy to więc zarówno miejskich autobusów, jak i kolei regionalnych, którymi zarządzają samorządy (to m.in. Koleje Mazowieckie czy Koleje Dolnośląskie). - Coraz więcej osób rezygnuje z dojazdów do pracy samochodami, bo nie chcą stać w korkach. Postanowiliśmy wyjść im naprzeciw. To rozwiązanie proekologiczne oraz odpowiadające na oczekiwania ludzi, z którymi rozmawiamy - podkreśla Bohdan Stawiski z Bezpartyjnych Samorządowców. O ile pomysł darmowej komunikacji miejskiej pojawiał się już w debacie publicznej i są miasta w Polsce, gdzie takie rozwiązania wprowadzono, o tyle propozycja bezpłatnych kolei regionalnych to coś nowego. Z informacji Interii wynika, że koszt wprowadzenia samych bezpłatnych pociągów Bezpartyjni Samorządowcy wycenili na 2 miliardy złotych. Skąd wziąć takie pieniądze? - To tyle, ile dodatkowych pieniędzy z budżetu dostaje rocznie TVP - odpowiada Stawiski. Czytaj: Raport wybory parlamentarne 2023 - Kiedy Lubin jako jedno z pierwszych miast wprowadził bezpłatną komunikację miejską, widzieliśmy jak mocno wpłynęło to na chęć korzystania z niej przez mieszkańców. To może być także korzyść dla samorządu, bo zmniejszamy koszty obsługi urzędniczo-administracyjnej - tłumaczy w rozmowie z Interią Tymoteusz Myrda, szef partii Bezpartyjni Samorządowcy i członek zarządu województwa dolnośląskiego. - To kwestia decyzji legislacyjnej i wygospodarowania w budżecie centralnym pieniędzy na ten cel - dodaje. Skąd w ogóle taki pomysł? - Obserwujemy trendy zachodnie i widzimy, że coraz więcej państw idzie w kierunku zachęt dla ludzi do korzystania z komunikacji zbiorowej, żeby odciążyć zakorkowane drogi. Na przykład Niemcy i Hiszpania wprowadzają tanie bilety na całą komunikację, my chcemy pójść jeszcze krok dalej - wyjaśnia Myrda. Ekspert: Bezpłatna komunikacja nie zachęci ludzi O pomysł bezpłatnych kolei regionalnych pytamy eksperta, Karola Trammera, twórcę i redaktora naczelnego pisma "Z biegiem szyn". - To nie kwestia tego, czy transport publiczny jest płatny bądź bezpłatny decyduje o tym, czy ludzie chętnie z niego korzystają. Owszem cena kształtuje popyt, ale nie jest tak, że gdy spadnie do zera, to ten popyt stanie się ogromny - wskazuje w rozmowie z Interią. - Decydującym czynnikiem jest to, jak wygląda oferta przewozowa, czy pociągi jeżdżą często, czy jest ich dużo w godzinach szczytu, czy kursują wieczorami itd. - dodaje. Podkreśla także, że dochodziło już w Polsce do kuriozalnych sytuacji, gdy po zniesieniu opłat za bilety na komunikację miejską, liczba użytkowników spadała. - Samorządy często obniżając ceny biletów bilansują to sobie obniżając też jakość usług - wyjaśnia. Mówi też, że prawdziwym wyzwaniem dla polityków byłaby "integracja taryfowa różnych środków transportu". - Chodzi o to, by z jednym biletem można było podróżować wszystkimi dostępnymi środkami komunikacji w obrębie choćby jednego województwa, o skali całego kraju nawet nie wspominając - mówi Karol Trammer. - To byłaby prawdziwa rewolucja - dodaje. Rewolucja komunikacyjna w Niemczech. Nowa taryfa weszła w życie. Na sobotniej konwencji po raz kolejny ma się pojawić hasło "Normalna Polska", które staje się hasłem przewodnim kampanii samorządowców. - Dziś mamy Polskę plemienną, podzieloną, opartą na negatywnych emocjach, bo na tym zależy największym partiom. Tymczasem Polacy nie chcą politycznej wojny, chcą żyć normalnie - tłumaczy Tymoteusz Myrda. - Za czasów Donalda Tuska Polska była z dykty, co najlepiej ujął na taśmach z Sowy Bartłomiej Sienkiewicz. PiS miał osiem lat, by to zmienić, a zostawia Polskę ze styropianu - uzupełnia Bohdan Stawiski. Bezpartyjni walcżą o wyborców z Konfederacją Bezpartyjni Samorządowcy stawiają się dziś w kontrze do partii, choć sami niedawno ogłosili, że do wyborów idą jako... partia. Tłumaczyli to tym, że tylko w ten sposób mogą sobie zagwarantować ochronę nazwy, pod którą funkcjonują od lat. - Powołujemy partię, bo tylko jako partia możemy na równych warunkach walczyć z innymi o sukces w wyborach parlamentarnych - tłumaczył wówczas Interii Krzysztof Maj, członek zarządu województwa dolnośląskiego i działacz Bezpartyjnych Samorządowców. Dziś samorządowcy mówią, że nadal chcą "walnąć pięścią w stół", ale nie chcą "wywracania stolika", bo wolą budować, a nie niszczyć. To nawiązanie do hasła Konfederacji. Jeden z jej liderów Sławomir Mentzen na konwencjach i spotkaniach wyborczych mówi, że Konfederacja idzie do wyborów nie po to, by siadać do stołu z PiS czy PO, ale po to, by im ten stół wywrócić. Szpilka wbijana w Konfederację to nie przypadek. Bezpartyjni Samorządowcy celują bowiem w podobny elektorat. Ich potencjalni wyborcy to ci, którzy nie chcą głosować ani na PO, ani na PiS i szukają dla siebie innej opcji. To grupa wyborców, którzy spoglądają na Trzecią Drogę i Konfederację. Bezpartyjni liczą, że są w stanie ich do siebie przekonać. A nawet jeśli nie przekroczą 5 proc. progu w wyborach do Sejmu, to obecnie prowadzona kampania przyniesie im korzyść w kolejnych wyborach - samorządowych, które odbędą się wiosną przyszłego roku.