Powstanie pałacu Najstarsze dzieje Berthelsdorf, powstałego w drugiej połowie XIII stulecia, początkowo związane były z kasztelanią w Starej Kamienicy. Osada służebna straciła swój charakter dopiero po przejściu w ręce rodu von Zedlitz. Do dzisiaj na murach zewnętrznych kościółka zachował się zespół kamiennych płyt nagrobnych z drugiej połowy XVI wieku. Najcenniejszą z nich jest epitafium rycerza Hansa von Zedlitz (zm. 1577 r.) oraz całopostaciowa płyta nagrobna jego małżonki, Urszuli z domu Falkenhain (zm. 1574 r.). Przedstawiciel tej właśnie rodziny wzniósł nad Kamienicą niewielki dwór. Dowodzi tego, zachowana w murze okalającym założenie, kamienna arkada bramy z datą "1565" oraz renesansowe obramienie okienne w przyziemiu ruin dawnej rezydencji. W czasach rozprzestrzeniającej się reformacji osada stała się silnym ośrodkiem protestanckim. Wyrażało się to zarówno przyjęciem nowego wyznania przez większość mieszkańców, jak i częstymi odwiedzinami ludowych kaznodziejów. Lata 1588-1589 to czas wielkich protestów, skierowanych przeciwko właścicielom wielu okolicznych wsi, których przyczyn należy upatrywać w wieloletnim wyzysku i ucisku poddanych. Setki uzbrojonych chłopów niszczyło i plądrowało okoliczne majątki, przez pewien czas stawiając opór nawet wojskom cesarskim. Dopiero obietnice cesarza Rudolfa II dotyczące obniżenia pańszczyzny i innych nakładanych przez lata ciężarów, przekonały zbuntowanych chłopów do zakończenia walki i powrotu do swych domów. Do ponownych wystąpień ludowych doszło w 1637 roku, kiedy to miejscowi chłopi odmówili płacenia podatków, z racji wieloletnich rewizji i konfiskat ich dóbr przez rozmaite wojska w okresie trwającej wówczas wojny 30-letniej. Na przełomie XVII i XVIII stulecia Berthelsdorf posiadała rodzina von Nostitz, a następnie von Schaffgotsch. W 1737 roku właścicielem wsi był baron von Richthofen. Z kolei dekadę później na dokumentach zaczął figurować kolejny dziedzic - jeleniogórski kupiec Smith. Wdowa po nim sprzedała Barcinek zamożnemu posiadaczowi licznych dóbr ziemskich, hrabiemu Karlowi Sigismundowi von Rothkirch, którego małżonką była Charlotte Elizabeth von Paczensky. Zasługą rodziny von Rothkirch była przebudowa renesansowego dworu. W 1772 roku stara rezydencja została pozbawiona wysokiego dachu, a następnie nieznacznie podwyższona. O wydarzeniu tym informowała, niezachowana dzisiaj, kamienna tablica z kartuszem herbowym i datą.1 Izerskie Davos Od lat 80. XVIII stulecia, poza dochodami z uprawy roli i hodowli kilkuset owiec, właściciele Barcinka zaczęli coraz bardziej wspierać lokalnych rzemieślników, chałupników oraz handlarzy. Jednak dopiero początek kolejnego stulecia stał się wyznacznikiem istotnego rozwoju gospodarczego wsi. Poza sporym folwarkiem funkcjonowały tam dwa młyny wodne z czterema kołami, trzy garbarnie, dwa młyny do mielenia kory dębowej, olejarnia, folusz (budynek, w którym zajmowano się obróbką, czyli folowaniem, sukna), cegielnia i wiele innych drobnych zakładów, które zapewniały miejscowej ludności niemal zupełną samodzielność. Kolejnym krokiem było wzniesienie tartaku, fabryki maszyn z odlewnią oraz wytwórni papieru należącej do spółki Schubert & Co. Sprawnie zarządzana, stale się rozwijała, osiągając roczną produkcję na poziomie ok. 5 tys. ton papieru. Druga połowa XIX wieku to również historia pojawienia się we wsi szwajcarskiego obywatela Richarda Brewhausa, który osiadł tu ze względu na majątek jego żony. Po stwierdzeniu, że tutejszy mikroklimat ma pewne analogie z modnym wówczas szwajcarskim Davos i korzystnie wpływa na zdrowie, w 1887 roku w dolnej części wsi wzniósł zakład zdrojowy. Miejsce to szybko zyskało renomę, z powodu bogatej, jak na ówczesne czasy, oferty specjalistycznych zabiegów, sprzyjający klimat, skuteczność wodolecznictwa oraz zastosowanie nowoczesnych urządzeń. Obiekt posiadał 50 dużych pokoi, salę jadalną, salę bilardową oraz czytelnie z balkonami, osobne dla kobiet i mężczyzn. 2 Popularność Barcinka stale rosła i to nie tylko z powodu zakładu. Rozwijająca się ówcześnie turystyka doprowadziła w 1880 roku do powołania we wsi oddziału Towarzystwa Karkonoskiego (Riesengebirgsverein, RGV), który zachęcał do odwiedzenia malowniczej okolicy. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne zajazdy z miejscami noclegowymi. Niestety, zakończenie działalności miejscowej grupy RGV (1930 r.) oraz przekształcenie zakładu zdrojowego w sanatorium-ośrodek wypoczynkowy dla oficerów Luftwaffe (1935 r.), doprowadziło do odpływu turystów. Dzięki zachowanej książce adresowej powiatu jeleniogórskiego (Adressbuch für den Kreis Hirschberg) - wiadomo, że w 1937 roku kierownikiem całego zakładu był dr Ernst Berger, zamieszkały w posesji nr 43. Innym materialnym dowodem wieloletniego zaangażowania tejże rodziny na rzecz miejscowego sanatorium, jest wielki grobowiec rodzinny, położony na cmentarzu w Barcinku. Tajna produkcja W okresie II wojny światowej w Berthelsdorf w miejscowych zakładach zatrudniano wielu robotników przymusowych, w tym Polaków. Według ustaleń Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, pod koniec 1944 roku we wsi ulokowano również dwa oddziały robocze jeńców o nie ustalonej narodowości, podległe Stalagowi VIIIA z siedzibą w Görlitz. Wiadomo, iż komando nr 351 zatrudnione było w położonej w centrum wsi fabryce maszyn Kurta Fliegera, przy której działała odlewnia detali z żeliwa. Zdaniem dawnego mieszkańca Berthelsdorf, Oswalda Hilgera, powstałe produkty wysyłane były m.in. do zakładów "Füllner" w Bad Warmbrunn (ob. Cieplice) i "Raupach" w Görlitz. Udało się ustalić, że jednym z inżynierów, pracujących w fabryce maszyn pod koniec lat 30. XX wieku, był Herbert Hübner, który później został powołany do pracy w zakładach lotniczych firmy Junkers. Z kolei kierowcą w firmie "Flieger" był, zamieszkały we wsi, August Latzke.3 Pod koniec wojny fabryka odgórnie została przestawiona na produkcję zbrojeniową, a skromnymi pamiątkami po wykonywaniu poszczególnych zamówień, są, znajdowane do dziś, rozmaite detale, np. duże koła zębate. Znacznie więcej tajemnic usłyszymy z ust okolicznych mieszkańców. Część z nich przekonana jest, że podczas wojny w Barcinku miał funkcjonować podziemny lazaret. Nie brakuje też opowieści, iż w miejscu pierwszej (czytaj: starszej) fabryki papieru miano wytwarzać torpedy bądź miniaturowe okręty podwodne! Gotowe produkty testowano w korycie rzeki, do której prowadziły zalane, podziemne kanały. Dzięki tym zabiegom wszelkie testy mogły być wykonywane w tajemnicy. Pozornie pasuje nawet znajdująca się w pobliżu zapora, dostarczająca prąd i dająca możliwość podniesienia poziomu rzeki... Niestety, prawda była zupełnie prozaiczna: "Znaczne oddalenie od miejscowości i bardziej uczęszczanych okolic spowodowało, że (...) to właśnie tu [w miejscu ruin dawnej papierni], jak chce przekazywana wśród części rozmówców legenda, miały znajdować się wloty do podziemi, połączone kanałami prowadzącymi do koryta Bobru. Co ciekawe, poziom rzeki waha się o kilka metrów; niekiedy pozostawiając na powierzchni jedynie fragmenty, a czasem, kiedy woda opadnie, w całości ukazując pozostałości po różnego rodzaju technologicznej infrastrukturze. Widok ten każdego obserwatora, miłośnika historii, nie pozostawia obojętnym - pisze Łukasz Orlicki w artykule "Tajemnica »Boberloch« - fabryka w Barcinku". - Choć chcielibyśmy dłużej pozostać wśród domniemanych śladów tajemniczej produkcji i doświadczalnych »zbiorników testowych« dla okrętów, rzeczywistość okazała się nieubłagana. Mimo rzetelnego sprawdzenia ruin, piwnic, przemurowań i wchodzących w zbocze niewielkich komór, żadne z nich nie wyglądało, aby miało cokolwiek wspólnego z tajemniczą, wojenną produkcją. Ruiny stanowią pozostałości zabudowań fabrycznych bądź mieszkalnych, typowych raczej dla architektury początku XX w. niż związanych z surowymi, betonowymi strukturami drugowojennych obiektów. Teoria o produkcji i wodowaniu miniaturowych okrętów, od samego początku niezbyt poważna, nie wytrzymała pierwszej, terenowej próby weryfikacji. Wszystkie wskazywane nam miejsca, związane jakoby z tajemniczymi kanałami, bądź komorami, okazały się mieszaniną pobożnych życzeń i autentycznych pozostałości po procesie produkcji, jaki miał tu miejsce jeszcze przed I wojną światową (...). Trudno dokładnie określić, kiedy w opisywanym miejscu, położonym u zbiegu rzek Kamienicy i Bobru, rozpoczęła się produkcja związana z wytwarzaniem papieru. (...) W drugiej połowie XIX w. była to prawdopodobnie ścieralnia, produkująca tzw. ścier - włóknisty półprodukt powstający z drewna przez rozdrabnianie i mechaniczne ścieranie go na kamieniu. Do powstawania zarówno tego półproduktu, jak i papieru, niezbędna była woda, dającą energię potrzebną w procesie produkcyjnym, dlatego też budynki fabryczne sytuowano bezpośrednio w pobliżu rzeki". 4 Spółka Schubert & Co., która w 1908 roku została wzięta w dzierżawę, trzy lata później stała się własnością jej dotychczasowego dyrektora, Paula Bartscha. Z czasem jednak, z powodu budowy tamy na Bobrze, wzniesiono nową fabrykę papieru (ob. spółka "ARF Domino"), która w pierwszych latach II wojny światowej należała do jego syna, Ericha Bartscha. W cytowanym już artykule czytamy: "Według wspomnień dawnego niemieckiego kronikarza Bertelsdorf, Oswalda Hilgera, w wyniku jakiegoś rodzaju niejasności związanych z umową dzierżawy Erich Bartsch musiał opuścić fabrykę, której właścicielem stała się enigmatyczna firma z Berlina produkująca armaturę - Schmidtchen & Co.". Co ciekawe, zakład ten figuruje w tajnym wykazie ważniejszych zakładów zbrojeniowych, przeniesionych w 1944 r. na Dolny Śląsk! Pod pozycją nr 52 podano lakoniczną wzmiankę: "Schmidtchen & Co. Bertelsdorf, Papierfabrik": "Wytropienie śladów jej wojennej działalności okazało się bardzo trudne. Niewątpliwie firma miała główną siedzibę w Berlinie, a jedyną jej filią i najwyraźniej miejscem, gdzie przeniesiono całą produkcję, był właśnie Barcinek - wspomina Łukasz Orlicki. - Ostatecznie udało się nam trafić na poważniejszy ślad, który prowadził do Bundesarchiv. Tam, w zespole związanym z Niemieckim Bankiem Lotniczym, znalazły się raporty finansowe Schmidtchen & Co., określonej jako Präzisionswerkzeugfabrik, czyli fabryka narzędzi precyzyjnych. Wszystko wskazuje na to, że nowy właściciel papierni nie znalazł się tam przypadkowo, ale w ramach całego procesu przenoszenia i rozczłonkowywania produkcji zbrojeniowej na obszarach mniej zagrożonych bombardowaniami. Firma Schmidtchen, zgodnie z cytowanym raportem, produkowała niewielkie elementy na potrzeby Luftwaffe, a ich rodzaj stanowi zagadkę. Udało się nam jedynie ustalić jedną, konkretną część produkowaną z całą pewnością na terenie Barcinka - ręczną pompę do opuszczania klap w myśliwcu Heinkel He 162, określanego często nazwą »Salamander« lub »Volksjäger«".5 A jeśli dodamy do tego fakt, że w Berthelsdorf od lat funkcjonował ośrodek wypoczynkowy dla oficerów Luftwaffe, wówczas możemy sobie wyobrazić, iż dzięki temu można było łatwo ukryć każdą wizytację pod pretekstem urlopu zdrowotnego. Niewykluczone, że to właśnie istnienie wojskowego sanatorium miało pewien wpływ na wybór niewielkiej fabryki położonej między lasami, na skaju niedużej wioski, gdzieś na Dolnym Śląsku... Prawdopodobnie w fabryce byli zatrudnieni jeńcy z drugiego komanda (nr 306). Na pewno część prac wykonywali pracownicy przymusowi, skoro zachował się przekaz, iż we wsi miała miejsce egzekucja trzech robotników przymusowych z tegoż zakładu. Po wojnie ekshumowano ich razem z ośmioma więźniami, którzy zostali rozstrzelani na terenie wsi w marcu 1945 roku. Ofiary pochowano kilka miesięcy później w zbiorowej mogile na przykościelnym cmentarzu. Pałac prezydenta? Jedna z polskich nazw nadana w 1945 r. wsi Berthelsdorf, była dość nietypowa: Korczakowo (inne to: Baryłów, Korczaków). Nie ulega wątpliwości, że chciano w ten sposób uczcić Janusza Korczaka (właściwe nazwisko Henryk Goldszmit), lekarza, pisarza, działacza społecznego, Polaka-Żyda. W 1912 r. objął on funkcję dyrektora żydowskiego Domu Sierot w Warszawie. Jesienią 1940 r. Dom Sierot - jako instytucja żydowska - nakazem okupanta został przesiedlony do getta na ul. Chłodną 33, zaś Korczak trafił do aresztu za nienoszenie nakazanej Żydom opaski z gwiazdą Dawida. Rankiem 5 sierpnia 1942 r., w czasie trwania tzw. "wielkiej akcji" (głównego etapu eksterminacji ludności warszawskiego getta), Korczak wraz z pracownikami i ok. 200-toma wychowankami Domu Sierot został wywieziony do obozu zagłady w Treblince. Tam zginął 6 sierpnia 1942 roku. Korczakowo funkcjonowało w nazewnictwie zaledwie rok. W 1946 r. stało się Barcinkiem. Na łamach regionalnego miesięcznika "Śląsk", kiedy jeszcze funkcjonowało Korczakowo, pojawił się tekst opisujący polskie pomysły na wykorzystanie pałacu: "Rok 1945 przyniósł wszelako tę zdumiewającą przemianę. Dawny majątek niemiecki von Wartburgów, Berthelsdorf, przejęty został przez Wojewódzki Urząd Ziemski Rzeczpospolitej Polskiej i dzięki staraniom Dyrektora Prezydium Rady Ministrów doktora Józefa Żuniaka i podpułkownika Kazimierza Włada, oddany do dyspozycji Prezydium Rady Ministrów, jako miejsce wypoczynkowe dla członków rządu, ich rodzin i pracowników Rady Ministrów. Przy tej okazji nazwa niemiecka została zastąpiona przez polską - Korczakowo. Zarząd majątku powierzono podpułkownikowi Kazimierzowi Władowi, znanemu z sumienności i energii wojskowemu, który swe talenty organizacyjne wykazał już przy administrowaniu dóbr Kosowo w powiecie gostyńskim. Pułkownik Wład objął Korczakowo w połowie października 1945 roku, zastając pełną dewastację pałacu i otoczenia. Nie było ani jednej bramy, ani jednego okna. W opustoszałych oborach tuliło się do siebie kilka trzęsących się z zimna i głodu krów. Nieliczna obsługa niemiecka z nienawiścią i niewiarą przyjęła zapowiedź polskiej gospodarki. W lesie pod folwarkiem obozowali bandyci odwiedzający regularnie okolice. (...) [W obliczu tych problemów] podpułkownik Wład na własną rękę oczyścił okolice z bandytów. Poza tym kazał oszklić obory. Szkła nie było, więc znaleziono je w niemieckich portretach i landszaftach. Krowy ocalały. (...) Pałac oczyszczono, umeblowano i przygotowano na przyjęcie wysokich gości. Nad drzwiami wejściowymi pałacu widnieją herby z motywem polskim i napis mówiący, że ongiś była to posiadłość von Paczenskych z Tenczina. 6 W gmachu mieści się kilkadziesiąt pokoi, dookoła piękna okolica, las, rzeka i przewidziana plaża z dojściem betonowym do wody. Folwark liczy około 300 ha pola i lasów, posiada oborę zarodową, specjalne piwnice na lód dla szpitala i użytku własnego. (...) Obok wielu cennych zabytków w pałacu przechowuje się jedną osobliwość. Jest to fotografia Wilhelma II z własnoręczną dedykacją dla von Wartburga z Berthelsdorfu z roku 1900. Bardzo ładne zdjęcie. Szkoda tylko, że Wilhelm drugi (...) nie może oglądać, jak to z Berthelsdorfu wyrasta wzorcowa osada polskiej gospodarki na Śląsku. Motywy polskie w herbie nad bramą mają widocznie jakąś magiczną siłę przyciągania polskości". 7 Po zakończeniu prac remontowych i porządkowych, przez pewien czas rozważano, czy nie oddać ów obiekt do dyspozycji Bolesława Bieruta, Prezydenta Rzeczypospolitej z lat 1947-1952. Co działo się z tym miejscem w kolejnych latach? Trudno powiedzieć. Jedna z wersji mówi, że pałac "padł łupem" funkcjonariuszy Służb Bezpieczeństwa. Jeśli tak się stało, to zapewne traktowali go po macoszemu. Dewastacja i brak remontów, a następnie opuszczenie starej rezydencji na początku lat 70. ubiegłego stulecia, doprowadziło do znacznego pogorszenia stanu budynku. Co prawda w 1977 roku na łamach lokalnego tygodnika oznajmiono czytelnikom, że w przeciągu najbliższych trzech lat dawna rezydencja w Barcinku zostanie przywrócona do stanu świetności - planowano urządzić w niej budynek wczasowy na 130 miejsc8 - z planów tych jednak nic nie wyszło. Pałac przekazano miejscowemu Państwowemu Gospodarstwu Rolnemu, które postanowiło wykorzystać dawne sale jako pomieszczenia magazynowe! Nie zamieszkały od lat 80., mimo wpisania do rejestru zabytków (!), popadł w kompletną ruinę. Obecnie dostrzec można jedynie ściany nośne, zdewastowane pomieszczenia na poziomie parteru i piwnic oraz wieżę zwieńczoną czterospadowym daszkiem. Leczenie funkcjonariuszy? W drugiej połowie lat 40., w dolnej części wsi, trwały przygotowania do otwarcia sanatorium. Nie dość że pałac miał być wykorzystywany jako ośrodek wczasowy dla politycznych i wojskowych prominentów, dodatkowo otwarty zakład postanowiono również przeznaczyć dla uprzywilejowanych, specjalnych gości. Choć początkowo wydawało się, że będzie to miejsce otwarte dla wszystkich potrzebujących. Oto bowiem w "Informatorze na sezon wiosenny 1946", wydanym przez zarząd Państwowych Uzdrowisk Dolnośląskich, podano szczegółowe dane o sposobie dotarcia i skontaktowania się z sanatorium w Korczakowie. Aby zachęcić przyszłych kuracjuszy do przyjazdu, wspomniano o "łagodnym i oszczędzającym zdrowie" klimacie, leczniczo działającym na drogi oddechowe, i leczeniu gruźlicy płuc. W rzeczywistości Informator miał charakter wyłącznie propagandowy, ponieważ tylko nielicznym było dane tutaj dotrzeć. Nic zatem dziwnego, że Józef Sykulski, przygotowujący w 1947 roku materiał do jednego z pierwszych przewodników turystycznych po Dolnym Śląsku, pisał: "W Barcinku zwanym początkowo Korczakowo (...), znajduje się sanatorium dla płucno-chorych. Sanatorium ma charakter zamknięty, nie przyjmuje ono chorych prywatnie. Jest położone śród wysokich wzgórz zalesionych drzewami mieszanymi w dolinie rzeki Kamiennej. Budynek sanatoryjny wystawiony na południe, otacza piękny park. (...) [Przyjmuje się tutaj osoby mające takie] wskazania lecznicze: gruźlica płuc i inne choroby płucne, rekonwalescencja, stany wyczerpania. Sanatorium przeznaczone jest dla mężczyzn i kobiet, [którym oferuje się] wszelkie zabiegi z zakresu chirurgicznego leczenia gruźlicy, z wyjątkiem torakoplastyki, leczenie klimatyczne, leżakowanie.9Autor przewodnika dodał, że w lecznicy jest 150 łóżek, zaś reszta znajduje się w prywatnych willach. O pałacu nie wspomniał ani słowem; wszak nie chciano tutaj jakichkolwiek turystów oraz przypadkowych świadków libacji ówczesnych dygnitarzy. Tym samym Barcinek stał się na pewien czas osadą niejako odizolowaną, podległą w znacznym stopniu dyrektywom prezydium kilku kolejnych rządów Józefa Cyrankiewicza. W latach 50. sanatorium w Barcinku miało przejść pod zarząd Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Od tego czasu, zamiast funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, zaczęto gościć głównie przedstawicieli Milicji Obywatelskiej. Od lat 70., po znacznej zmianie charakteru oferowanych usług, przybywali tutaj nie tylko mający problemy zdrowotne z układem oddychania, lecz także z chorobami na tle nerwicowym. Nieoficjalnie ośrodek stał się miejscem spotkań tych, którzy chcieli nabyć stosowne uprawnienia emerytalne. Kilkukrotny pobyt w sanatorium dawał bowiem dodatkowe przywileje w postaci wyższej emerytury... Co ciekawe, według relacji dawnej pracownicy, mieszkającej do dziś naprzeciw bramy wjazdowej do dawnego zakładu, sanatorium największe obłożenie miało w okresie stanu wojennego! Niestety, przy próbie uzyskania dodatkowych informacji, kobieta zasłoniła się lukami w pamięci. Na szczęście dotarłem do innego świadka, który powiedział, że w owym czasie sanatorium wykorzystywano, jako ośrodek internowania opozycjonistów. Miano przywozić tutaj osoby z głębi Polski, by zatrzymać je przez pewien czas na "przymusowym leczeniu"... Sanatorium w Barcinku funkcjonowało do 1990 r., kiedy to dokumentację i część pracowników przeniesiono do Cieplic. Opustoszały budynek sprzedano osobie prywatnej, która nie podjęła się remontu obiektu. Jeszcze dekadę temu budynek zachęcał do stworzenia tutaj niezwykłego hotelu. Obecnie, całkowicie zdewastowany, coraz mniej zachęca do zainwestowania... Przypisy: [1] Kolejna przebudowa pałacu miała miejsce ok. 1890 r. Od strony płn. dobudowano wieżę. Ponadto zmieniono wystrój wnętrz powyżej parteru, zaś elewacja zyskała modny wówczas wygląd w stylu neorenesansu i neobaroku. 2 O zdrowie kuracjuszy dbali m.in. dr Heymer z Lubomierza, dr Mühlenbach, posiadający tu własną aptekę, czy dr H. Ronge (na pocz. XX w.). 3 O. Hilger, "Meine Lieben aus der lieben Heimat Berthelsdorf", maszynopis z 1971 r. 4 Cyt. za: Ł. Orlicki, "Tajemnica »Boberloch« - fabryka w Barcinku", [w:] "Odkrywca" , nr 9/ 2014 5 tamże 6 Informacja wypaczona dla potrzeb uzasadniania polskości. Charlotte Elizabeth von Paczensky und Tenczin (1715-1778), wywodząca się z górnośląskiej rodziny szlacheckiej, od 1733 r. była małżonką Karla Sigismunda von Rothkirch und Panthen (1714-1791), pana na Berthelsdorf. 7 Cyt. za: "Korczakowo, powiat jeleniogórski", [w:] "Śląsk. Miesięcznik ilustrowany", nr 1 z 1946 r., s. 23-24. 8 "Pan na kilku zamkach", [w:] "Nowiny Jeleniogórskie", nr 13/1977 ; "Turystyka w Sudetach", Tom 2, A. Kornaka (red.), Jelenia Góra 1977 9 Cyt. za: J. Sykulski, "Ilustrowany Przewodnik Turystyczno-Uzdrowiskowy po Dolnym Śląsku", cz. IV, Wrocław 1947 Szymon Wrzesiński