Gierek dla Polski zrobił więcej niż Lech Kaczyński
Ustawa dekomunizująca ulice polskich miast dała PiS-owi poręczne narzędzie, by wkurzać ludzi.
Ta ustawa zakłada, że wojewoda może sam zmienić "komunistyczną" nazwę ulicy, jeśli do 2 września br. nie uczyniła tego rada miasta. O tym, co jest komunistyczne a co nie - wyrokuje IPN, czyli policja historyczna. Anonimowo, bez procedur odwoławczych.
Więc teraz - że posłużę się najnowszym przykładem - wojewoda śląski zamienił w Katowicach plac Wilhelma Szewczyka na plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Hej, ludzie w Katowicach, cieszycie się? Z tego prezentu na Święta?
Takich prezentów jest zresztą więcej. W Warszawie al. Armii Ludowej zamieniana jest na al. Lecha Kaczyńskiego, w Sosnowcu poległo rondo im. Edwarda Gierka, w Łodzi ulicę swoją z kolei dostać miał Kazimierz Kowalski, przedwojenny prezes Stronnictwa Narodowego. I dostał, ale na chwilę, bo gdy zlustrowali go dziennikarze, jako antysemitę i sympatyka Mussoliniego, władza wycofała się ze swojej decyzji.
Ale wróćmy do Wilhelma Szewczyka. To był człowiek wrośnięty w Śląsk, w lokalną kulturę, postać wybitna. Nie mnie, urodzonemu w Warszawie, go oceniać, więc posłużę się słowami miejscowego dziennikarza, który o Szewczyku pisze tak: "Wiele spraw publicznych nie mogło się obyć bez jego obecności. Czasem tylko symbolicznej. To wystarczyło. Szewczyk przybył, Szewczyk potwierdził, Szewczyk kiwnął głową... Ciągle zapraszany do rozmaitych gremiów stał się osobistością 'oficjalną'. Cóż, z czasem był jak bufor, bo władza musiała się z nim liczyć. Wprawdzie do końca życia pozostał twórczy, lecz owoców nowych czasów ledwie zakosztował. W roku 1991 zdążył jeszcze przyjąć funkcję honorowego przewodniczącego komitetu obchodów 70-lecia wybuchu III powstania śląskiego, ale to był ostatni publiczny akord w jego pracowitym życiu.".
W tymże 1991 roku zmarł.
I oto ten człowiek-instytucja został przez IPN wepchnięty do jednego worka z Dzierżyńskim, Leninem czy Marchlewskim. Bo był w PZPR i w wojewódzkich władzach tej partii.
Straszny to grzech. Pół PiS-u to dzieci PZPR-owców, ale oni to wymazali, i uważają się za potomków żołnierzy wyklętych.
Przepraszam, ale gnojąc Szewczyka ktoś tu ma nie po kolei w głowie.
Ten cały IPN - bo to gromada nabuzowanych politycznie dyletantów, no i sam wojewoda, bo sieje wiatr.
Ja oczywiście rozumiem motywy jego działania. Władza PiS-owska wojewodami mianowała trzeciorzędnych swoich działaczy, takich, którzy nigdzie się nie załapali, a jakoś trzeba było ich wynagrodzić. Ryzyko wpisane w te nominacje było niewielkie, kompetencje wojewody są nieduże, wielka władza to nie jest. No i po dwóch latach takiego pół-istnienia wielu z nich poczuło wolę zaistnienia w przestrzeni publicznej. A ustawa dekomunizująca ulice miast spadła im jak z nieba.
Bo dzięki niej wojewoda mógł zabłysnąć przed PPR-em (czyli Prezesem Partii Rządzącej), zademonstrować mu swoją wierność i oddanie. Innymi słowy, pokazał czyja opinia jest dla niego ważna, a czyją lekceważy.
Pokazał też, to już pewnie mimowolnie, jak pojmuje apele premiera Morawieckiego o to, żeby Polacy porzucili waśnie, poczuli wspólnotę. Niestety, odnoszę wrażenie, że pod tymi ładnymi słowami działacze PiS (a i premier Morawiecki chyba też...) rozumieją podporządkowanie się ich partii i jej prezesowi. Wtedy jest jedność i wspólnota. A ci inni? Dla nich miejsca nie ma.
Tak oto pod hasłami dekomunizowania wraca nam komuna. Bo PiS dekomunizuje nazwiska, ale przywraca komunistyczne obyczaje.
Takim obyczajem było wykluczanie ze wspólnoty opozycjonistów. Takim obyczajem była nomenklatura, czyli pierwszeństwo dla członków partii rządzącej w obsadzie stanowisk. Takim obyczajem było symboliczne zawłaszczanie przestrzeni publicznej - transparentami, hasłami, tabliczkami z nazwami ulic.
PiS idzie tą drogą. Wszystko zmierza do tego, że w każdym miasteczku stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego, będą jego place i ulice. A młodzież będzie rywalizować w konkursach poświęconych jego życiu (tak już jest na Mazowszu). To jest jakaś aberracja, ale ona trwa.
Wpychając wszędzie Lecha Kaczyńskiego, tak jak komuna wpychała Lenina, PiS narusza jeszcze jedną wartość - otóż zdążyliśmy się przyzwyczaić, że III RP szanuje lokalne koloryty. Że nie narzuca centralnie jednej prawdy. Dzięki temu mogło być w Sosnowcu rondo im. Edwarda Gierka, które zresztą wojewoda też zlikwidował.
Zupełnie bez sensu. I nie chodzi tylko o Sosnowiec. Bo akurat Edward Gierek zasługuje na dobrą pamięć. Bo sto razy więcej zrobił dla Polski niż Lech Kaczyński. Zwłaszcza przy tych ograniczeniach, które miał. Program uprzemysłowienia kraju (było co potem sprzedawać, no nie?), budownictwa mieszkaniowego, emerytur rolniczych, takie inwestycje jak Port Północny, czy sieć szpitali, przeniosły nasz kraj do innej epoki. Sorry, ale jak można tę gigantyczną zmianę porównywać z paroma latami prezydentury Lecha Kaczyńskiego?
Zresztą, panująca nam post-Solidarność to znakomicie wie. I podczas różnych kampanii, i Jarosław Kaczyński, i Donald Tusk, chętnie ogrzewali się w ciepełku I sekretarza. Tusk mówił, że przyrównywanie go do niego nie jest dla niego ujmą, Kaczyński jeździł do Sosnowca i wołał, a niech nazywają nas lewicą...
Sprawa ronda Edwarda Gierka, ronda Jerzego Ziętka (jego PiS, póki co, boi się zdekomunizować), placu Wilhelma Szewczyka i wielu innych ulic, jest doskonałym papierkiem lakmusowym, który pokazuje intencje aktualnie rządzących.
Czy traktują Polskę, jako kraj podbity, który trzeba skolonizować, nawrócić na wiarę zwycięzców, i na każdym rogu postawić symbol swego panowania? Czy też jako wspólnotę obywateli, o różnych poglądach i biografiach, ale lojalnych wobec państwa. Hmm... Zdaje się, postawiłem retoryczne pytanie...