Zamach na filozofa nie jest codziennością. Tymczasem pod Moskwą nieznani sprawcy postanowili wysadzić w powietrze właśnie ideologa, człowieka, co do którego nic nie wiadomo, by osobiście splamił się krwią. Natomiast za biurkiem produkował idee, słowa łączył w zdania, dorzucał wyszukane cytaty. W ten sposób przygotowywał wybuchową miksturę, wbrew pozorom, erudycyjną i dostosowaną do oczekiwań rodaków. Jednym z konsumentów, wprost czy z drugiej ręki, miał być sam prezydent Putin. Nie jest tak, że ów filozof, niekiedy polityk, Aleksander Dugin był postacią anonimową. Przeciwnie, płodny autor dawno temu zasłynął z krytykowania postmodernizmu i liberalizmu z punktu widzenia rosyjskiego. Stwierdzenie, że Putinowi chodzi o gołą władzę, nie uchodzi. Zatem ludzie o wypielęgnowanych dłoniach, pokroju Dugina, przynosili idee skrajnego konserwatyzmu, nacjonalizmu 2.0, wreszcie neoimperializmu rosyjskiego. Ostrym językiem nawoływał nawet do zabijania Ukraińców. W odpowiedzi nazywano go rosyjskim faszystą. Nie jest tajemnicą, że niektóre idee są skrajnie niebezpieczne. Sączone kropla po kropli potrafią zatruć umysły. Wówczas wystarczy zdeterminowany polityk, który chce przejść od słów do czynów. Dla Dugina takim politykiem okazał się Putin. Kto podłożył bombę? Od weekendu eksperci gubią się w domysłach, kto dokonał zamachu na Dugina. Fantastyczne wersje wykluczają się wzajemnie. A to zwolennicy pokoju, a to znów zwolennicy wojny. Może Ukraińcy, a może Rosjanie? Na rzetelne śledztwo w Rosji w obecnej sytuacji wojennej chyba nikt nie liczy. Najważniejsze zatem wydaje się, że Kreml wyprodukował już własną interpretację zamachu. Nie ma zaskoczeń, obwiniono Kijów - i tak wybuch auta stał się kolejnym ogniwem wojny informacyjno-propagandowej. Wojna na froncie to jedno, wojna w umysłach obywateli państw Zachodu to drugie. Przylepić Ukrainie łatę terroryzmu, choćby była to łata dziurawa, ma swoje korzyści. W nadchodzących miesiącach ułatwi osłabianie sympatii do napadniętego kraju. Gdy problemy z cenami energii uderzą jeszcze mocniej kieszenie mieszkańców państw odległych od Rosji, wystarczy rzucić coś o "ukraińskich zamachach", by wywołać zamęt w głowach. Dugin żyje. Swoimi przewrotnymi słowami niezmiennie nawołuje do podboju Ukrainy, wzywa do zemsty. Na pewno nie złagodzi języka przeciwko Zachodowi, Ukrainie i nam. I niech ktoś powie, że idee nie mają znaczenia. PS. Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o ideach Dugina, warto zerknąć do książki profesora T. Snydera "Droga do niewolności".