Słowo roku, które mówi o nas wiele. "Wpadamy w królicze nory"
Na zachodzie "brain rot", a u nas "odmóżdżenie" albo po prostu "gnicie mózgu". Termin, który wygrał tegoroczny plebiscyt na Słowo Roku 2024 według "Oxford English Dictionary" mówi wiele o czasach, w których żyjemy. W relacjach z technologią wpadamy w pułapki, tzw. królicze nory i wcale nie jesteśmy tak podmiotowi, jak do tego dążyliśmy - uważa psycholog Konrad Ciesiołkiewicz. Eksperci w rozmowie z Interią mówią o tym, jak nadmierne scrollowanie wpływa negatywnie na nasze mózgi i dobrostan.
- Zauważyłam, że nawet robiąc coś ważnego, mam potrzebę zerknąć na tego TikToka czy rolki. Taki szybki reset dla głowy - mówi Magda. - Wtedy trochę się wyłączam i może to dziwnie brzmieć, ale czasami traktuje to jak odpoczynek. Momentami niestety zatracam się i zanim się obejrzę, mija godzina czy dwie, a tak naprawdę nie przeglądałam jakichś konkretnych treści - opisuje swoje relacje z mediami społecznościowymi i scrollowaniem.
Na początku grudnia ogłoszono Słowo Roku 2024 według "Oxford English Dictionary". Zostało nim określenie "brain rot", czyli w dosłownym tłumaczeniu "gnicie mózgu".
Na "brain rot", znajdujące się na krótkiej liście sześciu słów, głosowało 37 000 osób. Wynik plebiscytu ma być odzwierciedleniem nastrojów i trendów panujących w danym roku - podkreśla "The Guardian".
Definicja mówi: "brain rot" to "domniemane pogorszenie stanu psychicznego lub intelektualnego osoby, szczególnie postrzegane jako wynik nadmiernego spożycia treści (obecnie szczególnie w mediach społecznościowych i innych platformach internetowych) uważanych za trywialne lub niekwestionowane".
Słowo Roku 2024: Brain rot
Oxford University Press, wydawca słownika, stwierdził w uzasadnieniu wyniku plebiscytu, że określenie "brain rot" "zyskało nowe znaczenie w 2024 r. jako termin używany do uchwycenia obaw dotyczących wpływu nadmiernego konsumowania niskiej jakości treści online, zwłaszcza w mediach społecznościowych".
- Uważam również za fascynujące, że słowo "gnicie mózgu" zostało przyjęte przez pokolenie Z i pokolenie Alfa, czyli społeczności w dużej mierze odpowiedzialne za korzystanie i tworzenie treści cyfrowych, do których odnosi się ten termin - stwierdził Casper Grathwohl, prezes Oxford Languages.
"Brain rot" czyli "odmóżdżenie"
- Moja pierwsza myśl była taka, że nareszcie ktoś to nazywa. Sam osobiście używam sformułowania "odmóżdżenie" - komentuje wynik plebiscytu dr hab. Paweł Strojny z Instytutu Psychologii Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Oczywiście ono jest kolokwialne, w prasie naukowej raczej mówimy o "mindless scrolling" albo "mindless internet use".
Ekspert podkreśla, że długie scrollowanie, czyli przewijanie treści na smartfonach i innych urządzeniach, źle działa na nasze mózgi. - Zaczyna robić się z tego nawyk wypełniający nam przestrzeń po jakichś innych czynnościach. Jako czynność, która ustępuje scrollowaniu traktuję też np. myślenie. Ludzie mają taką tendencję, żeby się czymś zająć, a scrollowanie to dobry kandydat; przeglądanie trochę bezsensownych treści, które nie są nam potrzebne i są dobierane według klucza innego niż to, o co rzeczywiście chcielibyśmy zapytać.
Tego typu użytkowanie internetu wpływa negatywnie na nasze zdolności poznawcze. Jak mówi Strojny, ogłupia nas i źle wpływa na możliwości przetwarzania treści, która jest treścią podstawową, bo często scrollujemy obok.
Królicze nory i algorytmy
Co popularność słowa "brain rot" i samego nadmiernego scrollowania mówi o nas? - Wszyscy jesteśmy dziś w świecie króliczych nor, do których wpadamy podczas scrollowania w sieci - uważa Konrad Ciesiołkiewicz, doktor nauk społecznych związany z Uczelnią Korczaka, psycholog i politolog, członek Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania seksualnemu wykorzystywaniu małoletnich do lat 15. - Dążymy do tego, żeby w procesie socjalizacji to człowiek z jego godnością był w centrum uwagi, żebyśmy budowali empatyczne relacje, szanujące podmiotowość drugiego człowieka. Tymczasem wpadamy w te królicze nory, co prowadzi nas do konkluzji, że wcale nie jesteśmy tak podmiotowi, jak do tego dążyliśmy - mówi.
Według politologa w zasadzie jesteśmy "niewolnikami algorytmów", które znają nas często lepiej niż my siebie sami. - Oferują nam różne treści, które podświadomie wpływają na nas i które kształtują nasze gusta, sposoby realizowania naszych potrzeb.
- Wiemy, że tak jest, ale wciąż nie potrafimy z tej króliczej nory wyjść - przyznaje.
Media cyfrowe sterowane przez wielkie korporacje
Z kolei Karol Jachymek, medioznawca, badacz, doktor nauk humanistycznych zwraca uwagę na samo znaczenie słowa "brain rot". - W debacie publicznej i w uzasadnieniu samego słownika zwraca się uwagę na to, że w internecie jest bardzo wiele szkodliwych treści, które wpływają na nasze zdrowie psychiczne itd. Bardzo dobrze, że to się dzieje, że mówimy o to, że media cyfrowe są sterowane przez wielkie korporacje, są nadobecne w naszym życiu codziennym, jesteśmy uwikłani w dziwny konglomerat zjawisk - przyznaje ekspert, jednocześnie zwraca uwagę na drugą stronę medalu. W jego ocenie debacie na temat terminu "brain rot" brakuje zrównoważenia.
- Słowo "brain rot" i jego używanie przez młode osoby ma znacznie szersze znaczenie. Przecież od wielu, wielu lat mówiliśmy o treściach, które "zryły nam baniak" albo "wypaliły nam oczy". "Brain rot" jest często postrzegany przez młodych jako totalnie durne treści, które oglądamy w mediach cyfrowych, które są na przykład naszym odmóżdżaczem - mówi.
Jachymek namawia jednocześnie do tego, żeby uważnie sprawdzać, jakie my sami mamy relacje z technologią i jak ona na nas oddziałuje. Z drugiej strony podkreśla, że media cyfrowe mogą też przynieść całkiem sporo dobrego.
"Musimy uspołecznić świat cyfrowy"
Dr Paweł Strojny pytany o to, czy obecnie jest ostatni dzwonek na to, by coś zmienić w kwestii naszego podejścia do konsumpcji mediów cyfrowych mówi, że ten moment chyba już minął. - Nie zawrócimy kijem Wisły, nie biłbym na alarm w stylu "uwaga, nadchodzi zagrożenie!", bo po prostu już jest za późno na takie działania. Teraz konieczna jest raczej edukacja i przeciwdziałanie skutkom takich zachowań, choćby poprzez nazywanie zjawiska - podsumowuje.
Z kolei według Konrada Ciesiołkiewicza mamy właśnie dowód na to, że w cyfrowym świecie jesteśmy bardziej przedmiotem niż podmiotem. A to świat cyfrowy miał być przedmiotem w naszych rękach. - Nie należy go jednak odrzucać, tylko sprawić, by był bardziej humanizowany - podkreśla.
Wcześniej stechnicyzowaliśmy świat społeczny, a teraz musimy uspołecznić świat cyfrowy - uważa ekspert. - Aby na przykład prawa człowieka i prawa dziecka były tak samo odzwierciedlane i szanowane w tym cyfrowym świecie, jak w realnym. Żeby środowisko cyfrowe było naszym dobrem wspólnym. Dzisiaj nie jest traktowane jak dobro wspólne. Bardzo często jest dżunglą.
Anna Nicz
Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl
----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!