Joanna Kılıç mieszka w Sivas w Turcji, w odległości około 330 kilometrów od Kahramanmaras i blisko 400 km od Gaziantep. Między innymi te miejscowości zostały zniszczone w wyniku potężnego trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, które nawiedziło Turcję i Syrię w poniedziałek nad ranem. Wstrząsy pojawiły się również w Sivas. Pierwszy z nich Joanna odczuła około godziny 4:20 nad ranem. - Zaczęło "bujać" łóżkiem na prawo i lewo. Zamknięte w pokoju drzwi wydawały takie dźwięki, jakby do mieszkania wpadł silny wiatr - relacjonuje kobieta. Rodzina jeszcze wtedy nie zdecydowała się na ewakuację. Po południu, około godziny 13, pojawił się kolejny wstrząs. - Oglądaliśmy wiadomości dotyczące pierwszego trzęsienia ziemi. Telewizor przesunął się po szafce, mieszkanie zaczęło się kołysać. Mój mąż chwycił dziecko i pobiegliśmy do sypialni, tam ukryliśmy się obok szafy. Widziałam jak żyrandol "tańczy", a firanki ruszają się tak, jakby w domu był wielki przeciąg. To drugie trzęsienie trwało naprawdę długo, jak dla mnie całą wieczność - opowiada Polka. Trzęsienie ziemi. Ukryli się w aucie. "Nie było mowy o spaniu" Rodzina postanowiła opuścić mieszkanie. - Na siebie narzuciliśmy kurtki, do ręki wzięłam koc, buty mojego synka, telefon. Tyle. Chcieliśmy jak najszybciej wyjść z budynku - mówi kobieta. Ukryli się w samochodzie. - Chcieliśmy pojechać jeszcze na stację benzynową, nie dało się - miasto było dosłownie zatkane. Wszyscy gdzieś jechali, a sprawy nie ułatwiał padający śnieg - mówi kobieta. Zostali więc na parkingu. Mąż Joanny poszedł do sklepu kupić coś do jedzenia. - Mówił, że na miejscu była masa ludzi, a w piekarni ogromne kolejki. Czas oczekiwania na chleb wynosił od 40 minut do godziny, gdzie w normalnych warunkach dostaje się go maksymalnie po kilku minutach - opowiada. - W aucie byliśmy od godziny 13:30 do rana, do godziny 8. Nie było mowy o spaniu, cały czas czuwaliśmy, raz na czas wychodziliśmy z auta, żeby pooddychać świeżym powietrzem, ale nie dało się na zewnątrz być długo, bo jest naprawdę zimno. Odczuwalna temperatura to -14 stopni Celsjusza - wskazuje kobieta. I dodaje, że wielu mieszkańców zrobiło podobnie jak jej rodzina. - Część osób poszło też przeczekać do meczetów lub szkół. To zazwyczaj niskie budynki, więc czuli się tam bezpieczniej - relacjonuje. Inni pojechali do swoich domów na wsi i tam spędzili noc. We wtorek rano Joanna powiedziała do synka: - Chodź, wracamy do mieszkania. Ten odpowiedział: - Ale mamo, przecież jest trzęsienie ziemi. - Jeśli moje dziecko tak się przestraszyło, nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak wielką traumę będą miały dzieci, na oczach których zawaliły się ich domy i które być może straciły najbliższe im osoby - mówi kobieta. Turcja. "Każdy ma obawę, że znów coś może się stać" Mieszkańcy Sivas wrócili już do swoich mieszkań i domów. - Teraz wszystko powoli wraca do normy. Nie było żadnych przypadków zawaleń, jeden czy dwa bloki zostały ewakuowane. Mimo to każdy ma obawę, że znów coś może się stać - podkreśla kobieta. Joanna już się przygotowała na wypadek kolejnych wstrząsów. - Jak tylko wróciliśmy do mieszkania spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, wodę i suchy prowiant do plecaka - mówi. - Staram się jakoś żyć dalej, chociaż jest to bardzo ciężkie, bo 300 kilometrów ode mnie dzieje się tragedia. Ludzie pod gruzami, bez jedzenia, prądu, wody, najpotrzebniejszych rzeczy do życia. Z przyjacielem mojego męża z Hatay nie ma kontaktu, kuzyn mojej teściowej zmarł pod gruzami, bo pomoc nie dotarła na czas - opowiada. Teraz Polka planuje pomoc tym, którzy ocaleli. - Są różne zbiórki, pieniężne czy rzeczowe. Na pewno je wesprę - zapewnia. Joanna liczy, że to już koniec i więcej wstrząsów nie będzie. - Po tym wszystkim zostanie w nas straszna trauma - podsumowuje. Trzęsienie ziemi w Turcji. Rośnie liczba ofiar Liczba ofiar trzęsienia ziemi, które nawiedziło w poniedziałek nad ranem Turcję i Syrię, przekroczyła już 11 tys. Warunki pracy ratowników są trudne. Nie pomaga też niska temperatura. W akcji ratunkowej bierze udział 76 polskich strażaków z grupy "Husar". Polska ekipa została skierowana do miasta Adiyaman. Do tej pory udało im się uratować dziesięć osób.