W ostatnich tygodniach w Polsce dochodziło przynajmniej do kilku tzw. nieplanowanych wyłączeń lub ograniczeń produkcji w elektrowniach. To istotna informacja, bo standardową sytuacją są "planowane" wyłączenia, czyli takie, które są wcześniej przewidziane i związane np. z pracami konserwacyjnymi lub testami. "Nieplanowane" mogą brzmieć niepokojąco. W czwartek dziennikarz zajmujący się tematyką energetyczną Piotr Maciążek poinformował, że "ostatnie dni to nieplanowane wyłączenia bloków elektrowni: Połaniec, Opole, Kozienice, Bełchatów, Turów. To największe jednostki energetyczne w kraju". W swoim tekście dodawał, że krajowy system energetyczny znalazł się na granicy blackoutu. O sprawę zapytaliśmy w spółce Polskie Sieci Elektroenergetyczne, która odpowiada w Polsce za przesył energii elektrycznej i monitoruje stabilność systemu. - Nie wiem, skąd są te informacje, bo system pracuje stabilnie. Jest zachowana odpowiednia rezerwa mocy i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie mogły wystąpić problemy bilansowe - powiedział nam Maciej Wapiński z departamentu komunikacji PSE. 4 lipca blisko blackoutu Kłopot w tym, że problem istnieje, bo już 4 lipca byliśmy blisko blackoutu. Wówczas ta sama PSE o godz. 19 odnotowała rezerwę mocy w wysokości 0 MW (słownie: zero megawatów). Wszystko przez to, że dwie duże elektrownie zgłosiły awarie. Żeby przywrócić potrzebny poziom rezerwy, musieliśmy ratować się pomocą sąsiadów, co nota bene się zdarza i również Polska niejednokrotnie pomagała innym w sytuacjach awaryjnych. W czwartek na tapecie znalazła się m.in. elektrownia w Jaworznie. Najpierw Business Insider napisał, że "najnowszy blok w Elektrowni Jaworzno, którego budowa pochłonęła ponad 6 mld zł, ma problem z dostawami węgla z kopalń Tauronu". Elektrownia w środę zgłaszała nieplanowany ubytek mocy i jako powód wpisała "brak paliwa". Odcina się od tego... Tauron. Sęk w tym, że również na stronie Tauronu czytamy, że to właśnie "brak paliwa" był powodem nieprawidłowej pracy bloku, bo taki komunikat zamieściła spółka w swoim systemie dotyczącym powiadamiania o takich sytuacjach. Tym paliwem jest węgiel kamienny, z którym jest problem w całej Polsce. Na temat braku węgla w Polsce pisaliśmy już wielokrotnie, ale sam węgiel to nie tylko opał używany w ciepłownictwie i u odbiorców indywidualnych, a przede wszystkim energia elektryczna. Pilne znalezienie na rynkach innych niż rosyjski (z którego dotąd czerpaliśmy ok. 10 mln ton węgla rocznie - red.) i dystrybuowanie węgla po kraju to w tym momencie priorytet rządu. Eksperci biją na alarm, że potrzebne są błyskawiczne działania, by zima nie była w naszych domach zbyt zimna. I ciemna. Braki węgla mogą w konsekwencji doprowadzić bowiem do przerw w dostawach prądu, co w branży nazywa się blackoutem. Polskie Sieci Elektroenergetyczne uspokajają, że na dzisiaj sytuacja jest stabilna. Słowo klucz to "dzisiaj". "Elektrownie regularnie zgłaszają postoje bloków" "Według aktualnych analiz pomimo ubytków w najbliższych dniach będzie zachowana odpowiednia rezerwa, która pozwoli na bezpieczną pracę systemu elektroenergetycznego. W razie wystąpienia sytuacji nieprzewidzianych, takich jak awarie bloków w elektrowniach, zapotrzebowania wyższego niż prognozowane lub niskiej generacji OZE, operator dysponuje narzędziami niezbędnymi do zachowania stabilnych dostaw energii elektrycznych" - czytamy w stanowisku PSE przesłanym naszej redakcji. "Jednocześnie elektrownie regularnie zgłaszają postoje bloków z uwagi na niskie zapasy węgla kamiennego oraz potrzebę gromadzenia zapasów na okres jesienno-zimowy 2022/2023. Bez tego w okresie jesienno-zimowym mogą pojawiać się problemy z zaopatrzeniem bloków w paliwo" - czytamy w drugiej, mniej optymistycznej, części. Informacja jest więc jasna - jeśli elektrownie dość szybko nie uzupełnią zapasów węglowych, ich praca może być niestabilna, a jesienią i zimą podobnych nieplanowanych incydentów może pojawić się więcej, a co za tym idzie, mogą pojawić się też przerwy w dostawach prądu. Energetyka to bowiem system naczyń powiązanych, a brak jednego surowca odbija się na prawidłowym funkcjonowaniu innych obszarów. Głośna dymisja Piotra Naimskiego Tymczasem w rządzie robi się nerwowo. W środę o dymisji poinformował Piotr Naimski, który pełnił funkcję pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Nie był zachwycony i dał temu wyraz w mediach społecznościowych. W czwartek rano na konferencji prasowej w samych superlatywach wypowiadali się o nim rzecznicy PiS i rządu - Radosław Fogiel i Piotr Muller. Dlaczego więc Naimski został wyrzucony? - Przebudowujemy funkcjonowanie obszarów energetyki w rządzie, więc dlatego dochodzi do zmiany - mówił rzecznik rządu. Zmian będzie więcej, bo jak pierwszy donosił tygodnik "Wprost", do rządu ma wrócić były minister energii Krzysztof Tchórzewski, który prawdopodobnie zostanie wiceszefem MAP i zajmie się m.in. górnictwem. Niewiadomą pozostaje natomiast przyszłość wiceszefa MAP Piotra Pyzika, który odpowiadał za dialog z górnikami. Tymczasem w środowej rozmowie z Interią były wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff zapytany o widmo ewentualnego blackoutu odparł: - Nie przewiduję perturbacji w produkcji energii elektrycznej w naszych elektrowniach. Są zasilane w węgiel rodzimy, ale również, w razie czego, będą mogły uzupełniająco importować. Mam nadzieję, że wszystkie te zapasy zostały zgromadzone. Z komunikatu PSE wynika natomiast, że gromadzenie zapasów to proces, który właśnie trwa i nie został zakończony, jak życzyłby sobie tego Steinhoff. Przypomnijmy, że jeszcze pod koniec ubiegłego roku wiele europejskich krajów ostrzegało przed ewentualnymi blackoutami, szczególnie w latach 2023-2025. Przodowała w tym Austria, która przygotowała nawet specjalne filmy instruktażowe, co zrobić na wypadek nagłej awarii prądu. Być może, jeśli sytuacja nie zostanie dość szybko opanowana, podobny instruktaż będzie potrzebny także w Polsce. Łukasz Szpyrka