Wydalenie polskich dyplomatów jest odwleczonym efektem wcześniejszej decyzji Polski. Przypomnijmy, że dwa tygodnie temu Polska wydaliła 45 rosyjskich dyplomatów, którzy prowadzili działalność wywiadowczą. Ministerstwo Spraw Zagranicznych spodziewało się szybkiej odpowiedzi. Wówczas rzecznik MSZ Łukasz Jasina, na pytanie, ilu polskich dyplomatów jest w tej chwili w Rosji, odpowiedział, że "jest ich niewielu więcej, niż rosyjskich wydalanych w tym momencie". Dopytywany, czy liczymy się z retorsją w związku z zaistniałą sytuacją, odparł: "zawsze z taką sytuacją się liczymy". - Wiemy, że takie rzeczy zdarzały się w przeszłości, ale to jest już kwestia oczywiście decyzji władz Federacji Rosyjskiej, a dokładnie rosyjskiego MSZ - zaznaczył rzecznik. Rzecznik prasowy MSZ: Nie jesteśmy zdziwieni Decyzja przyszła w piątek. Rano do rosyjskiej MSZ został wezwany ambasador Krzysztof Krajewski. W komunikacie na stronie rosyjskiego MSZ czytamy, że Rosja potraktowała wydalenie jej dyplomatów z Polski, "jako potwierdzenie świadomego pragnienia Warszawy do całkowitego zniszczenia stosunków dwustronnych. Odpowiedzialność za to ponosi w całości strona polska". W odpowiedzi Federacja Rosyjska zdecydowała się wydalić 45 polskich dyplomatów i konsulów z Moskwy, Irkucka, Kaliningradu i Petersburga. Zostali uznani za "persona non grata". Rosja odpowiada więc wydaleniem takiej samej liczby dyplomatów, jaka już opuściła nasz kraj w przeciwnym kierunku. Co warto podkreślić, Krajewski pozostaje na placówce w Moskwie, ale z Rosji wyjedzie zdecydowana większość polskiego personelu. - Nie jesteśmy zdziwieni, spodziewaliśmy się takiej reakcji - mówi Interii Łukasz Jasina, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jak dodaje, dyplomaci i konsulowie mają opuścić Federację Rosyjską do 13 kwietnia. Potwierdza to oświadczenie rosyjskiego MSZ.