Jacek Sutryk: Jestem zahartowany w znoszeniu trudnych sytuacji

Krystyna Opozda

Krystyna Opozda

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

"Kończy się bardzo dobry, 16-letni projekt Rafał Dutkiewicz, a teraz, jeśli tak zdecydują wrocławianie, zacznie się projekt Jacek Sutryk. I to będzie projekt, który będzie czerpał z tych wszystkich poprzednich prezydentów to, co było najlepsze, a oprócz tego będzie akcentował nowe, ważne dla rozwoju miasta rzeczy. Jestem do tego zdeterminowany".

Jacek Sutryk
Jacek Sutryk Krzysztof KaniewskiReporter

Z Jackiem Sutrykiem, kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Wrocławia i obecnym szefem Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miasta, rozmawiają Krystyna Opozda i Izabela Rzepecka. 

Krystyna Opozda, Izabela Rzepecka: Przed nami dwutygodniowy maraton kampanii wyborczej. Szykuje pan mocne uderzenia?

Jacek Sutryk: Będzie spokojnie i programowo. Zresztą... ja taki właśnie jestem. Nie lubię gwałtownych zrywów, wolę systematyczną pracę, dlatego żadnych wielkich uderzeń nie przewiduję.

Może pan sobie pozwolić na spokój, bo sondaże dają panu miażdżącą przewagę. Wygra pan już w pierwszej turze?

- Bardzo bym tego chciał. Sondaże, które ostatnio się pojawiły, obojętnie czy one były wewnętrzne, czy robiły je media, są zbieżne. Podchodzę do nich z rezerwą, choć myślę, że we Wrocławiu wybory rozstrzygną się pomiędzy dwójką kandydatów, którzy znajdują się w czymś, co można nazwać "czubem sondażowym".

"Czub sondażowy", gdzie pan sięga 50 proc. a kandydatka PiS 25. Mirosława Stachowiak-Różecka ma szansę panu zagrozić?

- Wydaje mi się to mało prawdopodobne, choć nigdy nie wolno lekceważyć przeciwnika. Jednak wyniki kolejnych sondaży wskazują, że poziom zaufania i poparcia dla PiS-u we Wrocławiu w wyborach parlamentarnych i samorządowych kształtuje się na poziomie 20-25 proc. Wierzę, że to jest sufit, którego nie uda się kandydatce PiS łatwo przebić.

Mocne słowa. Prezydent Komorowski też był pewny swego, miał ogromną przewagę, a dziś prezydentem jest jego rywal Andrzej Duda...

- To prawda, dlatego mniej myślę o kolejnych sondażach, skupiając się na normalnej codziennej pracy. Myślę też, że trzeba patrzeć na obecny kontekst, który jest zupełnie inny, ponieważ PiS rządzi w Polsce od trzech lat i mieszkańcy Wrocławia są zaniepokojeni tym, co się dzieje pod tym przywództwem. Sama kandydatka PiS w naszym mieście też ma trudniej, niż cztery lata temu.

Uzyskała wtedy imponujący 45-proc. wynik.

- Ale wówczas konkurowała z Rafałem Dutkiewiczem, a zawsze jest łatwiej występować komuś nowemu przeciwko osobie, która rządzi 12 lat. W polityce, trochę jak w budownictwie - w pewnym momencie przychodzi zmęczenie materiału. Tak się stało cztery lata temu, gdy kandydatka PiS uderzała w urzędującego prezydenta Rafała Dutkiewicza, zyskując dodatkowe głosy. Na to nałożyła się też niska frekwencja w drugiej turze wyborów.

Uderzanie w Jacka Sutryka nie jest już tak proste?

- Kandydatka PiS chciałaby zrobić ze mnie Rafała Dutkiewicza 2.0, 3.0 czy nawet 4.0. Nie uważam, że to coś złego, bo Rafała Dutkiewicza bardzo cenię. Podkreślam jednak, że różnimy się na tyle, że jeśli wygram, to będą to odmienne prezydentury. Zresztą każda prezydentura jest w pewien sposób autorska. Tym razem nie da się zbudować kampanii na wmawianiu mieszkańcom Wrocławia, że Rafał Dutkiewicz jest zły i niszczy miasto. Trzeba zaprezentować kompleksową wizję programu dla Wrocławia i umieć ją obronić. Ta narracja wydaje się dla mojej kontrkandydatki bardzo trudna.

Zdaje się, że nie tylko kontrkandydaci mają z panem problem, ale sama PO, która przez wiele miesięcy sondowała, czy opłaca się pana poprzeć...

 - Wszystko co piękne, rodzi się w bólach. Projekt mojej kandydatury popartej przez Grzegorza Schetynę i jego partię rzeczywiście wymagał odważnych decyzji ze strony Koalicji Obywatelskiej, ale przede wszystkim poprzedzało go wiele miesięcy rozmów.

Jak przebiegały negocjacje?

- Każdy miał ambicje, aby samodzielnie iść do wyborów samorządowych, ale na szczęście w pewnym momencie uznaliśmy, że mamy wspólny cel i aby go zrealizować trzeba walczyć pod jedną banderą.

Kandydatka PiS chciałaby zrobić ze mnie Rafała Dutkiewicza 2.0, 3.0 czy nawet 4.0. Nie uważam, że to coś złego, bo Rafała Dutkiewicza bardzo cenię. Podkreślam jednak, że różnimy się na tyle, że jeśli wygram, to będą to odmienne prezydentury.

Zanim jednak do tego doszło, Platforma zaproponowała Wrocławiowi dwoje innych kandydatów. W końcu, poparła pana - faworyta stawki. Zdecydował wyborczy pragmatyzm?

- Poprzedni kandydaci PO nie mieli poparcia koalicjanta, czyli Nowoczesnej. Bez poparcia całej Koalicji Obywatelskiej prof. Alicja Chybicka czy Kazimierz Michał Ujazdowski nie dawali szansy na pokonanie PiS.

I ostatecznie na placu boju pozostał wspierany przez większość Jacek Sutryk z chłodnym poparciem Grzegorza Schetyny.

- Nie odbieram tego poparcia, jako chłodne. Po prostu odbyły się swego rodzaju prawybory, bo każdy liczył na to, że uda mu się zrealizować swój autorski pomysł na Wrocław. Od samego początku liczyłem na to, że także z PO uda mi się porozumieć i spotkać we wspólnym punkcie. Najważniejsze, że przyszedł moment bardzo jasnej, być może pragmatycznej oceny sytuacji, na czym finalnie zyska Wrocław.

Jacek Sutryk, Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubanuer i Michał JarosKrzysztof Kaniewski/REPORTERReporter

Czy cieniem na tej koalicji z PO nie kładą się przedwyborcze nieporozumienia z radnym tej partii, który zarzucał panu wykorzystywanie stanowiska w Ratuszu do promowania swojej kandydatury?

- Wtedy odbierałem to z uśmiechem, a dzisiaj chyba z jeszcze większym. Prowadzeniu kampanii wyborczej towarzyszy pewien obyczaj wygłaszania tego typu haseł...

A później okazuje się, że jednak trzeba się dogadać i iść razem do wyborów...

- Na szczęście nie zostało powiedziane nic tak mocnego, aby współpraca nie była już możliwa. To jest folklor kampanijny - co najwyżej zabawny, ale nie jakoś wielce krzywdzący. Poza tym w polityce nie można się obrażać i trzeba z godnością i dużą odpornością znosić pewne rzeczy. Ja jestem akurat w znoszeniu takich trudnych sytuacji zahartowany.

Koalicja wyborcza wymusza twardą skorupę.

- W tak dużej i różnorodnej partii jaką jest Platforma, różne głosy się zdarzały i zdarzać będą. Trzeba powiedzieć wprost - u wszystkich zwyciężyła odpowiedzialność za Wrocław. To może brzmi patetycznie lub nadmiernie kampanijnie, ale tak właśnie jest.

Panuje jednak przekonanie, że Grzegorz Schetyna umył ręce od decyzji i wskazanie kandydata Koalicji Obywatelskiej we Wrocławiu celowo oddał Nowoczesnej.

- Nie postrzegam tego w ten sposób. Zresztą moje rozmowy od początku odbywały się w obecności Grzegorza Schetyny, Katarzyny Lubnauer i odpowiednio przewodniczących lokalnych struktur tych partii - Jarosława Dudy i Tadeusza Grabarka. Specyfika koalicji między PO i Nowoczesną jest taka, że część kandydatów wskazuje PO, a część Nowoczesna...

Chyba jednak nikt się nie spodziewał, że akurat we Wrocławiu będzie to Nowoczesna. Jedno z największych miast w Polsce, bastion PO... 

- Zgoda, ale na tym zaważyła dotychczasowa współpraca i mocne poparcie Nowoczesnej dla mnie od samego początku. Wszystkie kolejne działania były konsekwencją tego pierwotnego wskazania. Najważniejsze, że dzisiaj te wszystkie środowiska traktują mnie jako swojego kandydata.

Wygrana pozwoli zrealizować pana główne hasło - budowę "Republiki Wrocław". Co to oznacza dla mieszkańców?

- Nie chodzi oczywiście o stworzenie autonomicznego miasta Wrocław, bo telewizja publiczna próbowała to w takim świetle pokazywać, że my tu chcemy budować jakieś księstwo wrocławskie. Chodzi o tworzenie Wrocławia, jako rzeczy wspólnej dla wszystkich mieszkańców, którzy będą się dobrze ze sobą czuli, będą dumni i zadowoleni z tego miasta i razem je zbudują.

Do tej pory brakowało we Wrocławiu takiej wspólnoty?

- Miasto się zmienia, stale podlega procesom, pojawiają się też różne mody społeczne. Dziesięć czy piętnaście lat temu były inne potrzeby. Zmiana jako wyjście naprzeciw nowym oczekiwaniom mieszkańców jest więc naturalna i konieczna. Chcemy dobrze urządzonych wrocławskich osiedli, w szczególności tych, które położone są peryferyjnie względem centrum, gdzie obserwujemy dzisiaj bardzo intensywny rozwój zabudowy mieszkaniowej i trzeba te osiedla wyposażyć w dodatkową infrastrukturę. I wszystko to zrobimy wspólnie z mieszkańcami. To kluczowa zmiana - silniejsza chęć partycypacji ze strony wrocławianek i wrocławian.

Nowa jakość po 16-letnich rządach Rafała Dutkiewicza?

- Raczej nowe wyzwania. Uważam, że we Wrocławiu udało się prezydentowi Dutkiewiczowi zrobić bardzo wiele. Na potrzeby Euro wybudowaliśmy stadion miejski, a dzięki temu szybciej powstała autostrada i obwodnica, nowe tramwaje na Świeradowską i Kozanów, jest nowe lotnisko, wyremontowany dworzec. Wielu osobom wydaje się, że Euro i sam stadion miejski w żaden sposób nie rezonują na Wrocław, a to był impuls dla pozostałych, istotnych inwestycji. Musimy widzieć szerszą perspektywę. Prezydentura Rafała Dutkiewicza po prostu odpowiadała na potrzeby swoich czasów.

"Jacka Sutryka zachęcam do większej odwagi, większej determinacji i większego dystansu do swojego pryncypała" - radzi panu były prezydent Wrocławia, europoseł PO Bogdan Zdrojewski. Zdaje się, że nie wszyscy wierzą w nową jakość pana prezydentury...

- Mogę uspokoić Bogdana Zdrojewskiego - mam w sobie dużo odwagi.

To kolejny cios z szeregów PO w pana kierunku....

- Rozumiem, że słowa Bogdana Zdrojewskiego to pewien komentarz polityczny, bo raz jeszcze powtarzam, że mnie do odwagi zachęcać nie trzeba. Bogdan Zdrojewski wie, że w polskim ustroju samorządowym prezydent miasta ma bardzo silną pozycję. Póki ta pozycja jest właśnie taka, nie ma obaw, że ktoś będzie nadmiernie od kogoś zależny, albo będzie komuś ulegał. Kończy się bardzo dobry, 16-letni projekt Rafał Dutkiewicz, a teraz, jeśli tak zdecydują wrocławianie, zacznie się projekt Jacek Sutryk. I to będzie projekt, który będzie czerpał z tych wszystkich poprzednich prezydentów to, co było najlepsze, a oprócz tego będzie akcentował nowe, ważne dla rozwoju miasta rzeczy. Jestem do tego zdeterminowany.

To skąd takie wrażenie w przestrzeni publicznej, że jest pan tak mocno związany ze swoim pryncypałem?

- Pracuję z Rafałem Dutkiewiczem od 12 lat. Jestem z tego dumny, wiele się mogłem przy nim nauczyć, ale przede wszystkim mogłem z pasją zajmować się sprawami społecznymi. Dostałem od prezydenta bardzo dużą swobodę i ogromne zaufanie na stanowisku najpierw dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, a potem szefa Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego. Teraz skupiam się na nowych wyzwaniach. Dziś we Wrocławiu najpilniejszym jest komunikacja publiczna. I to wymaga bardzo kosztownych inwestycji rozłożonych nie na pięć, a dziesięć lat prezydentury.

Jacek Sutryk i Rafał Dutkiewicz podczas podpisania listu intencyjnego o poparciu w wyborach samorządowychKrzysztof Kaniewski/REPORTERReporter

Już pan myśli o kolejnej kadencji?

- Nie mówię tego z arogancją, ale nadzieją, że jeśli mieszkańcy Wrocławia powierzą mi teraz pełnienie obowiązków prezydenta, to po pięciu latach zweryfikują moją pracę pozytywnie. Uważam, że dekada to bardzo przyzwoity i uczciwy czas, kiedy można ważne dla miasta projekty zainicjować i zrealizować. Chciałbym, żeby Wrocław za dziesięć lat był miastem najlepiej zorganizowanej komunikacji publicznej w Polsce.

Rafałowi Dutkiewiczowi się to nie udało...

- Rafałowi Dutkiewiczowi udało się we Wrocławiu bardzo wiele. Nie da się wszystkiego robić równolegle.

Miał na to 16 lat.

- Kiedy Rafał Dutkiewicz obejmował swoje obowiązki, budżet miasta był powyżej miliarda złotych. Zagraniczne inwestycje pozyskane przez prezydenta i przedsiębiorczość mieszkańców rozbudowały ten budżet do obecnych 4,2 miliarda. W międzyczasie w całym mieście były realizowane twarde inwestycje np. kanalizowanie miasta czy remont dróg. Powstały też nowe linie tramwajowe na Kozanów czy Gaj.

Transport publiczny jest dziś jednak problemem miasta. Pieniądze na usprawnienie komunikacji nigdy nie były priorytetem?

- W moim programie komunikacja miejska jest priorytetem. I z całą pewnością dzisiaj przyszedł ten czas, kiedy duże pieniądze zainwestujemy właśnie w transport publiczny. Chodzi o to, żeby ten transport był szybszy, czystszy, bardziej punktualny. Musimy stale podkręcać te parametry. Zapowiedziałem już zakupy nowoczesnych klimatyzowanych 220 autobusów, w tym elektrycznych, i 120 niskopodłogowych klimatyzowanych tramwajów. Do tego nowe linie np. na Nowy Dwór, Maślice, Jagodno czy Ołtaszyn z możliwością przedłużenia do Wysokiej. To się wszystko powinno wydarzyć właśnie w ciągu tych dziesięciu lat.

Koalicja Obywatelska proponuje dla Dolnego Śląska obniżenie cen biletów komunikacji miejskiej i wprowadzenie darmowych przejazdów. Do kogo jest skierowana ta propozycja?

- Do dzieci i młodzieży. Wrocław był pierwszym miastem, które w 2005 roku podjęło uchwałę o ustanowieniu programu skierowanego do rodzin wielodzietnych. Jednym z punktów tego programu jest darmowa komunikacja i zachęceni pozytywnym odbiorem, zdecydowaliśmy, że od 1 września 2018 roku młodzież ucząca się we Wrocławiu (do ukończenia 21. roku życia - przyp. red.) porusza się komunikacją miejską za darmo, bez względu na to, czy jest z rodziny wielodzietnej czy nie.

Nie mówię tego z arogancją, ale nadzieją, że jeśli mieszkańcy Wrocławia powierzą mi teraz pełnienie obowiązków prezydenta, to po pięciu latach zweryfikują moją pracę pozytywnie. Uważam, że dekada to bardzo przyzwoity i uczciwy czas, kiedy można ważne dla miasta projekty zainicjować i zrealizować.

To jest zmiana już dokonana. Zatem obietnica wyborcza Koalicji Obywatelskiej zasadza się głównie na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy?

- To jest pomysł Koalicji Obywatelskiej nie tylko dla Dolnego Śląska, ale i propozycja ogólnopolska. Samorządy mają autorskie ścieżki rozwoju w zakresie swojego funkcjonowania. Nie chodzi o standaryzację dla całej Polski, ale pokazywanie dobrego kierunku.

Grupa docelowa darmowych przejazdów we Wrocławiu nie będzie już powiększana?

- Zastanawiamy się nad szczególnymi przywilejami dla jeszcze młodszych seniorów.

W tej chwili seniorzy od 69. roku życia mogą we Wrocławiu poruszać się komunikacją za darmo. Planuje pan obniżenie granicy wiekowej?

- Zgodnie z już obowiązującą uchwałą wiek ten będziemy co roku obniżać aż z darmowej komunikacji miejskiej będą korzystać 65-latkowie. Chciałbym, aby ta granica spadła nawet do 60. roku życia. W tej chwili pozostaje dyskusja nad ścieżką dojścia do tego pułapu wiekowego.

A jaką propozycję dla młodych wrocławian ma Jacek Sutryk? W propozycjach wspominał pan o alternatywie dla Mieszkania Plus. Obecne założenia nie zdają testu?

- Temat mieszkalnictwa we Wrocławiu jest bardzo złożony. Najważniejsze wyzwanie - to jak zatrzymać młodych ludzi. Problemem jest niełatwy dostęp do stosunkowo tanich mieszkań. Chcielibyśmy zaproponować startującym w dorosłość rozwój mieszkalnictwa komunalnego.

Jaka jest różnica między Mieszkaniem Plus proponowanym przez PiS, a pana alternatywą?

- Kwestia czynszu. Tym chcielibyśmy uatrakcyjnić naszą ofertę i sprawić, że będzie ona bardziej dostępna niż Mieszkanie Plus. W tej chwili rządowy program nie jest jeszcze realizowany we Wrocławiu, nie trwają żadne budowy, pojawiły się dopiero pierwsze przymiarki lokalizacyjne.

Mieszkanie Plus promuje rodziny wielodzietne. Czy w przypadku pana alternatywy to kryterium też byłoby na pierwszym miejscu?

- Chciałbym, aby nasza alternatywa była szersza. Np. łatwiejszy dostęp do mieszkań dla studentów kierunków ważnych dla nas strategicznie. Czyli - np. jako społeczeństwo szybko starzejące się, będziemy w niedługim czasie potrzebować wielu geriatrów. W 2050 roku co drugi mieszkaniec Wrocławia to będzie osoba w wieku senioralnym, dlatego aby zatrzymać u nas studentów z taką specjalizacją, byłbym gotowy zaoferować im mieszkania miejskie na preferencyjnych warunkach. Natomiast taka pomoc dla rodzin wielodzietnych też jest uzasadniona, ponieważ z założenia jest im trudniej.

Większość rządowych programów socjalnych jest aktualnie kierowana do tej grupy - popatrzmy choćby na 500 Plus. A ludzie młodzi, wchodzący dopiero w etap zakładania rodziny?

- Co do zasady, 500 Plus jest dobrym rozwiązaniem i korzysta ze wzorców, które na Zachodzie funkcjonują już od dawna. Jedyna wątpliwość, jaka się pojawia, dotyczy sposobu dystrybucji. Jeśli chce się promować dzietność, to taki program należy adresować nie tylko do osób, które mają już pierwsze dziecko lub więcej, ale także do tych, które nie mają dziecka wcale, a chciałyby mieć. Ważne są kryteria dochodowe, czy społeczne, ale trzeba też patrzeć na potrzeby społeczeństwa w dłuższej perspektywie.

W swoich obietnicach Koalicja zapowiada także ułatwienie kontaktu obywatela z urzędem. Co wrocławianin załatwi szybciej i prościej, kiedy Ratuszem będzie rządził Jacek Sutryk?

- Zastanawiam się nad wprowadzeniem takiej zmiany, by w weekendy urzędnik był dostępny dla obywatela i jeszcze bardziej elastycznych godzin pracy punktów obsługi mieszkańca.

Powrócą pracujące soboty?

- Nie wszystkie. Ale to mógłby być jakiś dyżur sobotni, np. raz w miesiącu. To wymaga rozmów ze związkowcami i szeregu różnych działań, ale uważam, że jest to możliwe. Chcę doprowadzić do tego, aby cały urząd pełnił rolę służebną wobec obywateli, bo to urzędnik jest dla obywatela, a nie odwrotnie.

I jak zamierza pan wprowadzić taką zmianę mentalności?

- Chciałbym, żeby urzędnicy mieli dyżury wyjazdowe. Np. raz w tygodniu urzędnik jedzie do mieszkańców danego osiedla, by ludzie mogli z nim porozmawiać o przysłowiowej dziurze w drodze. Moje doświadczenia mówią, że mieszkańcom brakuje głównie informacji o tym, co i dlaczego dzieje się w urzędzie. I myślę, że należy z taką informacją wyjść do mieszkańców - wytłumaczyć coś lub na podstawie zażaleń, dokonać korekty. Uważam, że nie ma nic złego w dokonywaniu korekt. Tylko w Polsce odbierane jest to jako słabość, a to raczej cecha mądrej organizacji. Chcę także zainwestować w urząd, zwiększyć ofertę szkoleń dla jego pracowników oraz premiować podnoszenie przez nich kwalifikacji.

Pomysł "osiedli kompletnych", na których jest wszystko, co mieszkańcowi potrzebne, proponuje także pana główna rywalka. Jak pan ocenia ten pomysł?

- Wszyscy kandydaci bardzo podobnie mówią o wyzwaniach, jakie stoją przed Wrocławiem. Jednak wielu z nich wydaje się nie zauważać, że miasto podlega złożonym procesom i nie można wszystkiego osiągnąć "na już". I w tym się diametralnie różnimy. Nie dajmy sobie wmówić tym, którzy obiecują, że gdyby rządzili, to wszystko byłoby idealnie i od ręki. To jest polityczne oszustwo, bo tak się nie da zrobić. Niebezpieczny i nieodpowiedzialny jest taki koncert obietnic, które w wielu przypadkach będą musiały pozostać deklaracjami bez pokrycia.

Nie dajmy sobie wmówić tym, którzy obiecują, że gdyby rządzili, to wszystko byłoby idealnie i od ręki. To jest polityczne oszustwo, bo tak się nie da zrobić. Niebezpieczny i nieodpowiedzialny jest taki koncert obietnic, które w wielu przypadkach będą musiały pozostać deklaracjami bez pokrycia.

Kontrkandydaci już pana niczym nie zaskoczą?

- Nie ukrywam, że zaskoczyli mnie już nie raz, niektórzy np. stylem prowadzenia kampanii. Szanuję jednak wszystkich, którzy zdecydowali się kandydować w wyborach. Sam ten fakt powoduje, że trzeba się z taką osobą liczyć, bo przecież jest wielu chętnych do komentowania, którzy nie stają w wyborcze szranki. Wybory to dobry moment, by skonfrontować swoje pomysły z bezpośrednią oceną mieszkańców. Wielu tego nie robi, bo nie ma odwagi stanąć twarzą w twarz z wyborcą.

Dobrą konfrontacją byłaby też debata, a udziału w jednej już pan odmówił.

- Bawią mnie komentarze niektórych kandydatów, którzy zarzucają mi się, że boję się otwartych spotkań. Od 12 lat swoją pracę dla Wrocławia buduję na spotkaniach z mieszkańcami i otwartych rozmowach. Taki dialog nie może odbywać się tylko na okoliczność kampanii. Nie mam żadnego problemu z debatą, o Wrocławiu mogę rozmawiać godzinami.

Jednak debata ostatecznie się nie odbyła...

- Odbyła się, ale bez udziału dwóch głównych kandydatów. Nie wiem, co w tym czasie robiła kandydatka PiS, ja byłem na spotkaniach z mieszkańcami. Jeśli miałbym zamiast tego debatować, to choć szanuję wszystkich moich kontrkadydatów, nie chciałem dyskutować wyłącznie z konkurencją, która ma w sondażach dwa procent.

Dwa procent to też głosy. A kiedy zbierze się wyniki wszystkich pozostałych kandydatów poza panem i kandydatką PiS, wychodzi co najmniej ok. 30-procentowa pula głosów. Do tych mieszkańców nie warto trafiać?

- Oczywiście, dlatego nie ma dnia, abym nie spotykał się z mieszkańcami osobiście. W ten sposób chcę ich przekonywać do swojego programu. Zaproszeń na debaty jest bardzo dużo i nie jestem w stanie uczestniczyć w każdej. Poprosiłem, by media się porozumiały i zorganizowały wspólną debatę, gdzie będzie albo dwójka najsilniejszych kandydatów, albo wszyscy - moim zdaniem, tylko wtedy ma ona sens.

Ujawni pan w najbliższym czasie jakieś kampanijne talenty? Może nagra pan piosenkę, jak kandydatka PiS?

- Gdybym miał śpiewać piosenki, to poszedłbym do Voice of Poland, a nie do wyborów samorządowych. Ostatnio ujawniło się tyle samorodnych talentów muzycznych, że zostawiam ten rewir im i nie będę nikomu zagrażał w tym aspekcie. Choć śpiewać bardzo lubię...

To może jednak?

- Żegluję na Mazurach od wielu lat i tam ze swoją paczką z czasów licealnych śpiewamy sobie przy ognisku i akompaniamencie gitary. Śpiewanie zostawiam więc Mazurom. Od koncertowania w kampanii lepsza jest koncentracja na rozmowie o Wrocławiu.

***

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na