Jolanta Kamińska, Interia: W ostatnich dniach notujemy po kilkanaście tysięcy zakażeń dziennie. W środę przekroczyliśmy 20 tys. Minister zdrowia mówi, że apogeum czwartej fali wciąż przed nami i jednocześnie przekonuje, że sposobem na walkę z wirusem jest przestrzeganie obowiązujących obostrzeń. To wystarczy? Prof. Magdalena Marczyńska z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, członek Rady Medycznej przy premierze: - Zacznijmy od tego, że nie mamy przepisów, dzięki którym można by skutecznie egzekwować wydawane zalecenia. Oczywiście ich przestrzeganie i zaszczepienie się byłoby ogromnym sukcesem. Uważam, że powinniśmy wprowadzić obowiązek szczepień dla określonych grup zawodowych i uchwalić ustawę, która wprowadzałaby obowiązek przestrzegania określonych zaleceń. Teraz nie mamy prawa, którego trzeba przestrzegać. Ludzie nie noszą masek. Policja nakłada mandaty. Sądy je uchylają. - Każde ograniczenie wolności musi mieć adekwatną podstawę prawną. Teraz mamy błędne koło. Członkowie Rady Medycznej od dawna sugerują, że potrzeba ustawy w tej kwestii. Co opowiada wam na to strona rządowa? - Od rządu słyszymy "nie", bo to działanie niepolityczne i ograniczenie wolności. Co pani myśli, kiedy słyszy takie tłumaczenie? - To błędne podejście. Nie powinniśmy o tych obowiązkach myśleć w kategoriach odbierania komuś wolności czy segregacji, lecz w kategorii solidarności społecznej. Nie możemy troszczyć się wyłącznie o własny interes. Wszystkim powinno zależeć na pokonaniu pandemii. Od osób dorosłych oczekujemy przecież odpowiedzialności. Być może rządzący obawiają się, że politycznie stracą na tej decyzji? - Ale jeśli czwarta fala przybierze na sile i konieczne będzie ograniczenie w codziennym funkcjonowaniu i pozamykane zostaną branże, to gdzie wygrywamy? Z każdej strony przegramy. Sugestie Rady Medycznej, by rozważyć obowiązkowe szczepienia dla niektórych grup zawodowych, też pozostają bez echa. - Postulowaliśmy m.in. wprowadzenie obowiązkowych szczepień dla nauczycieli. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że to też ograniczanie swobód obywatelskich. Tymczasem jeśli zakazi się nauczyciel, na kwarantannie lądują czasami całe klasy. Mamy powrót do nauki zdalnej. W przypadku młodszych dzieci rodzice muszą organizować opiekę. I znów błędne koło. Które jeszcze grupy zawodowe powinny się obowiązkowo szczepić? - Cały personel medyczny. Gastronomia też jest takim sektorem. Słyszałam o wielkim oburzeniu po decyzji warszawskiej restauracji Elefant, która zastosowała takie zasady jak na zachodzie i wpuszcza tylko zaszczepionych i ozdrowieńców. Nikt nie powinien się tym oburzać. W takim miejscu każdy może czuć się bezpiecznie, bo wie, że nie znajdzie się tam żadna osoba stanowiąca zagrożenie. A u nas szuka się sensacji i podnosi stronę tych osób, które nie będą mogły skorzystać z tego miejsca, przecież oni dokonali wyboru. Mogą się zaszczepić i chodzić wszędzie, albo mogą się nie szczepić i nie chodzić nigdzie - w ten sposób chronią swoje zdrowie. Na restrykcje na razie też się nie zanosi. Co w związku z tym nas czeka? - Musimy nauczyć się żyć z tym wirusem. W wersji sarkastycznej i trochę z bezsilności mówimy: dożyjmy do wiosny. Może do tego czasu pozostała część Polaków, która jeszcze się nie zaszczepiła i wybrała formę naturalnego nabycia odporności przechoruje COVID-19. Życzę, żeby łagodnie. Wówczas będziemy mniej narażeni, nauczymy się funkcjonować z koronawirusem tak jak z grypą i wrócimy, miejmy nadzieję, do normalnego życia. Ale najpierw, podczas czwartej fali, znów przetestujemy wydolność szpitali? - Nie tylko wydolność szpitali. Jedni przejdą zakażenia bezobjawowo, a inni umrą. Ilu zgonów spodziewa się pani w szczycie czwartej fali? - Nie odpowiem, ale pamiętajmy, że bardzo dużo osób w Polsce już umarło, zniknęło jedno średniej wielkości miasto. Według oficjalnych statystyk COVID-19 był przyczyną ponad 79 tys. zgonów. - W trakcie pandemii w Polsce obserwujemy nadumieralność. Część osób nie testowała się i zmarła bez potwierdzenia zakażenia SARS-CoV-2, inni nie dotarli do szpitali, bo obawiali się izolacji szpitalnej i ryzyka zgonu. Jeszcze inni nie zgłaszali się do lekarzy z powodu obaw przed kontaktem z osobą zakażoną i doszło do znacznego pogorszenia stanu ich zdrowia a w efekcie śmierci. Do tego dochodzą opóźnienia diagnostyczne i terapeutyczne w oczekiwaniu na wykluczenie covidu na SOR-ach. Wszystko to spowodowało, że według danych GUS liczba zgonów w 2020 roku przekroczyła o ponad 100 tys. średnioroczną wartość z ostatnich 50 lat (477 tys. do 364 tys.), natomiast współczynnik zgonów na 100 tys. ludności osiągnął najwyższą wartość od 1951 roku. W roku 2021 liczba zgonów nadal wzrasta. Jakie kroki należałoby podjąć w tym momencie, by ograniczyć liczbę zakażeń ? - Będę powtarzać do znudzenia: po pierwsze umożliwić skuteczne egzekwowanie zaleceń, które są i mają sens. Po drugie - nie przekonamy tych najbardziej zatwardziałych przeciwników szczepień, ale są ludzie, którzy nie decydują się szczepić, bo mają obaw, czy to na pewno bezpieczne. Ich warto przekonywać. Mam doświadczenia takich rozmów od siebie ze szpitala. Nie wywieraliśmy presji, ale tłumaczyliśmy, jakie korzyści wynikają ze zaszczepienia. Wielu rodziców po rozmowie decydowało się zaszczepić. Jak sytuacja u pani w szpitalu? Ma pani teraz dzieci chore na COVID-19? - W tej chwili mamy pięcioro dzieci z COVID-19 i szóste z podejrzeniem. Na szczęście większość przechodzi zakażenie dość dobrze. W tej chwili połowa oddziału dziecięcego przekształcona jest na covidowy, inne choroby zakaźne nie przestały istnieć, musimy utrzymywać łóżka dla dzieci wymagających leczenia a także izolacji. Rozmawiała Jolanta Kamińska.