Rafał Sroka, ratownik sopockiego WOPR-u, wątpliwości nie ma. Tylu Ukraińców, ilu obecnie wypoczywa na polskich plażach, nigdy jeszcze nie było. - W tym roku jest zdecydowanie więcej turystów z Ukrainy. Język ukraiński słychać na plaży non stop. Obserwujemy mniej Polaków niż przed rokiem, sporo turystów anglojęzycznych, Litwinów i właśnie gości z Ukrainy - mówi Rafał Sroka. - W tamtym roku byli to głównie pracownicy gastronomii, którzy plażowali w przerwach od pracy. W tym momencie to są turyści z Ukrainy, którzy przyjechali nad morze po prostu odpocząć - dodaje koordynator kąpieliska w Sopocie. Polska Organizacja Turystyczna: Wzrost ukraińskich zapytań o to, gdzie wypocząć w Polsce Nowe zjawisko zauważa też Polska Organizacja Turystyczna. - Każdy z nas, kto przebywa w tej chwili na terenie jakiejkolwiek atrakcji turystycznej, widzi, że zwiedzających Ukraińców jest coraz więcej - ocenia Marcin Różycki, wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. Podkreśla, że cztery miesiące temu mało kto stawiałby na to, że to Ukraińcy stanowić będą znaczny odsetek obecnych turystów. - Kiedy wybuchła wojna, dużym nietaktem było promowanie czy mówienie o naszych atrakcjach i zabytkach. Skupiliśmy się, jak wszyscy, na pomocy uchodźcom. Na naszej ukraińskiej stronie i w mediach społecznościowych pisaliśmy głównie o tym, gdzie Ukraińcy mogą znaleźć pomoc. Ale po jakimś czasie zauważyliśmy, że nasze posty, które dotyczą promocji Polski, zaczęły być bardzo często odwiedzane przez Ukraińców - mówi Marcin Różycki. Kiedy sprawdzono skąd "klikają" zainteresowani, okazało się, że 60 proc. zapytań na ukraińskiej stronie było z Polski. - Co uświadomiło nam, że uchodźcy nie są zainteresowani jedynie przetrwaniem tego czasu, ale potrzebują także czegoś innego - tłumaczy wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. Dziś widać, że potrzebują zwiedzać i odpoczywać. Ukraińska turystyka w Polsce: City break i kwatery prywatne O tym, że to normalna kolej rzeczy, przekonuje w rozmowie z Interią Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. - Po czterech miesiącach od wybuchu wojny wielu gości z Ukrainy zadomowiło się w naszym kraju. Znaleźli pracę, wynajmują mieszkania, posyłają dzieci do szkół i przedszkoli. Potrzeba wakacyjnego wypoczynku jest wśród nich jak najbardziej oczywista - tłumaczy Hanna Mojsiuk. Jak jednak zauważa, na próżno szukać Ukraińców w nadmorskich hotelach. - Wakacje nad polskim morzem to bardzo wysoki koszt i dla osób próbujących się aklimatyzować w Polsce i zbudować tu stabilność finansową pobyt w dobrym hotelu może być zbyt kosztowny. Uchodźcy preferują jedno-, dwudniowe city breaki np. nad Bałtyk czy na Pojezierze Drawskie - podkreśla prezes Północnej Izby Gospodarczej. I dodaje: - O ile nasi hotelarze wspominają, że nie kwaterują wielu turystów z Ukrainy, tak już przedstawiciele gastronomii mówią o sporej liczbie klientów z tego kraju - podkreśla Hanna Mojsiuk. Elena uciekła z Ukrainy trzy tygodnie po wybuchu wojny. Samotnie wychowuje sześcioletniego Mykytę. Wcześniej w Polsce była dwa razy, jeszcze przed urodzeniem syna. Kiedy zaczęło się piekło, skontaktowała się z dawnymi znajomymi z Polski. Ci pomogli jej przetrwać pierwsze tygodnie i znaleźć pracę. - Kiedy trochę stanęłam na nogi, wynajęłam mieszkanie. Mykyta, ja i jeszcze jedna Ukrainka z córką - opowiada Elena. - Razem wychodzi nam taniej. Także razem pojechały z dziećmi nad morze. - Byliśmy cztery dni w Pobierowie. Hotel? Nie. Wynajęłyśmy pokoje, trzy kilometry od morza - podkreśla Elena. - Na tę chwilę ukraińska turystyka opiera się na krótszych pobytach, a turyści zazwyczaj mieszkają w pensjonatach lub wynajmują pokoje od osób prywatnych. Chociaż są i tacy, którzy zatrzymują się w najlepszych hotelach - mówi Marcin Różycki. Bo jak podkreśla, wielu obywateli Ukrainy stać jest na podróżowanie po całym świecie. Jak zaznacza Różycki, czas zrewidować stereotypy i docenić sytuację. - To, że Ukraińcy chcą zwiedzać Polskę, to świetne wieści, bo 1,5 mln wojennych uchodźców zostawi u nas pieniądze i zachęci swoich znajomych i bliskich, żeby czynili to samo - przekonuje wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. Korzyści z tej zmiany odczuwa w tym roku pan Mateusz. Wynajmuje z żoną za pośrednictwem jednego z portali mieszkanie w Kołobrzegu. - W tamtym roku nie miałem żadnych rezerwacji z Ukrainy, dwa lata temu też nie. W tym mam dwie na lipiec i dwie na sierpień. Pobyty trzy-, czterodniowe. W trzech przypadkach rodziny lub mamy z dziećmi i jedna rezerwacja dla grupy trzech koleżanek - wylicza wynajmujący. "Bałtyk zimny, ale pałace są piękne" Czy zawsze byliśmy dla Ukraińców ciekawym kierunkiem? Przedwojenną ukraińską turystykę w Polsce trzeba podzielić na dwa okresy. - Czas kiedy były wizy i okres, kiedy wiz już nie było. W czasie kiedy obowiązywały, najczęściej były to podróże organizowane przez biura turystyczne. Często Ukraińcy przyjeżdżali do Zakopanego, zwłaszcza w okresie świąteczno-noworocznym. To się znacznie zmieniło po tym, jak przestał obowiązywać ruch wizowy i sami zaczęli organizować sobie pobyty - tłumaczy Marcin Różycki. Z obserwacji POT wynika, że jeszcze przed wojną turyści z Ukrainy pokochali polskie zamki i pałace. Najbardziej te, w których można było także przenocować. Dużo mniej interesowała ich aktywna turystyka. Sam Bałtyk do tej pory często ich odstraszał, bo przyzwyczajeni byli do cieplejszych mórz. W przygotowanym dla POT "Badaniu rynku ukraińskiego" z 2014 roku czytamy: "Polska ma w opinii badanych Ukraińców raczej pozytywny wizerunek. Jako miejsce podróży jest jednak postrzegana jako mało konkurencyjna w porównaniu do państw Europy Zachodniej i południa kontynentu. Biorąc pod uwagę potrzeby ukraińskich turystów, można sądzić, że Polska nie jest brana przez nich pod uwagę jako wakacyjna destynacja". Wśród zalet Polski Ukraińcy wymieniali wówczas łatwy dojazd czy unikalną architekturę. Jako wadę wskazywali m.in. zimne morze. - Wcale nie było takie zimne - śmieje się Elena. - Wszyscy się kąpali. Ale fakt, że do tej pory myślałam, że do Bałtyku wejść się nie da - przyznaje Ukrainka. Teraz odbiór Polski przez Ukraińców może się zdecydowanie zmienić. Jak podkreśla wiceprezes organizacji turystycznej, goście z Ukrainy nigdy nie zapomną nam fali okazanej pomocy. Zwłaszcza że, mimo niełatwej sytuacji, same ukraińskie organizacje turystyczne wciąż zachęcają Ukraińców do zwiedzania. - Ciekawą rzeczą jest to, że turystyka ukraińska wcale nie zgasła. Ukraińskie organizacje cały czas przygotowują oferty i zapraszają rodaków do tego, by wyjeżdżać na wakacje na Cypr, do Grecji, ale i właśnie do Polski - mówi Marcin Różycki, wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. Ukraiński turysta. "Uparty, ale potrzebny" Jaki jest turysta z Ukrainy? Zależy kogo spytać. Z punktu widzenia ratowników... uparty. - Z Ukraińcami jest o tyle problem, że jak im się raz zwróci uwagę, to chwilę odczekają i zaraz robią to samo - przyznaje Rafał Sroka, ratownik WOPR-u, koordynator kąpieliska w Sopocie. I podaje przykład. - Przez pół dnia mieliśmy czerwoną flagę. Osobami, które były dwa, trzy razy upominane, żeby wyjść z wody, byli właśnie Ukraińcy. Mimo że kiwali głowami, że rozumieją, o co chodzi i wydawało nam się, że się dogadujemy, że kąpiel jest zakazana, wielokrotnie powtarzała się ta sama sytuacja - opowiada ratownik. Bariera językowa? - Nie, chyba to raczej kwestia podejścia. Moi ratownicy żartują, że jak się coś dzieje, ktoś łamie przepisy, to na 99 proc. będzie to człowiek z Ukrainy. I dodaje: - Dla gospodarki to super, że są turyści z Ukrainy. Jeśli popatrzymy od tej strony, jaka jest u nich sytuacja i co zmusiło ich do przyjazdu do Polski i że mogą tu psychicznie odpocząć, to też super. Tylko że z punktu widzenia ratowników są nieco problematyczni - zaznacza Rafał Sroka. Innego zdania jest pani Monika, która prowadzi nad morzem niewielką kawiarnię. - Ukraińcom na urlopie nic nie przeszkadza. Nie odstraszają wysokie ceny. Bardzo są mili. U nas problemów nie ma, ale może dlatego, że od lat pracują u nas Ukrainki, to i łatwiej im się między sobą dogadać - przyznaje kobieta. Polska Organizacja Turystyczna przestrzega przed generalizowaniem. - Jak z każdym narodem, są tacy i tacy. Są niepokorni Polacy, są Polacy bardzo kulturalni. Są tacy, którzy każdej złotówki żałują, ale i tacy, którzy hojny napiwek zawsze zostawią. Tak samo z Ukraińcami. Ja myślę, że w gruncie rzeczy jesteśmy podobni - podsumowuje Marcin Różycki. Polska Organizacja Turystyczna: Wykorzystajmy ten trend Czy ukraińscy turyści mogą być receptą na niepokojące dane, z których wynika, że aż 21 proc. Polaków z powodu galopującej inflacji zrewidowało swoje wakacyjne plany i nie wyjedzie na urlop? Interia Biznes: Wakacje 2022. Trwa zaciskanie pasa. 57 proc. Polaków zmienia plany - Traktuję udział gości z Ukrainy w naszej turystyce jak kawałek tortu. Nawet jeżeli będzie to nie największy kawałek, to dla nas ważne, że jest - ocenia Marcin Różycki, wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. - Teraz i w przyszłości. Bo musimy sobie zdawać sprawę, że to jest prawie 1,5 mln osób, które w dużej mierze zostaną w naszym kraju. Zachęćmy ich, żeby chcieli wydać swoje pieniądze w Polsce. Wiceprezes POT zaznacza, że ważni są też ci, którzy są tu tylko czasowo. - Bo jeśli wyjadą z dobrymi wspomnieniami z Polski, z przekonaniem, że to piękny kraj, to będę tu wracać. Oni, ich rodziny i znajomi. I na to musimy bardzo zwracać uwagę. To jest dla nas bardzo ważne promocyjnie - podkreśla. Hanna Mojsiuk zauważa, że w opinii Północnej Izby Gospodarczej pełne korzystanie z rozrywek, rekreacji i turystyki przez ukraińskich turystów będzie możliwe dopiero za jakiś czas. - Osoby z Ukrainy to konsumenci, którzy są potencjalnymi klientami w handlu, gastronomii, hotelarstwie czy innych sektorach gospodarki. Chcielibyśmy, by osoby, które przyjechały do Polski, również korzystały z rozrywek, rekreacji i turystyki, ale spodziewamy się, że będzie to możliwe dopiero za kilka miesięcy - przyznaje prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. Marcin Różycki: - Pamiętajmy, że jeżeli tylko skończy się wojna, Ukraińcy zaczną podróżować po całym świecie, a naszą rolą jest to, żeby ściągnąć jak największą ich liczbę do Polski. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl