Francuska agencja, powołując się na źródła rządowe, podała, że za atakiem stał zamachowiec samobójca, najprawdopodobniej powiązany z samozwańczym Państwem Islamskim. Według dotychczasowych ustaleń zginęło co najmniej 28 osób, a blisko sto zostało rannych. Liczba ofiar może jednak wzrosnąć. Świadkowie wybuchu opowiadają, że wskutek eksplozji doszło do pożaru, a z okolicznych budynków powypadały okna."Wzywamy wszystkich do zachowania zdrowego rozsądku w obliczu terroryzmu, który za cel obrał jedność naszego kraju" - oświadczył minister spraw wewnętrznych Turcji. Zapewnił, że odpowiedzialni za atak zostaną odnalezieni "tak szybko jak to możliwe" i pociągnięci do odpowiedzialności. Premier Turcji Ahmet Davutoglu wysłał na miejsce zdarzenia trzech swoich ministrów. Na terenie sąsiadującej z Turcją Syrii i w Iraku swój kalifat proklamowało przed rokiem samozwańcze Państwo Islamskie. Suruc znajduje się w pobliżu granicy z Syrią. Większość mieszkańców stanowią Kurdowie. W mieście tym znajduje się obóz dla uchodźców. Schronienie w nim znalazło 35 tysięcy osób, które w obawie przed bojownikami z tak zwanego Państwa Islamskiego uciekło z Kobane - syryjskiego miasta znajdującego się w pobliżu, po drugiej stronie granicy. Drugi zamach AFP podała, że krótko po ataku w Suruc inny zamachowiec samobójca zdetonował ładunek w samochodzie po drugiej stronie granicy - w syryjskim Kobane. Do eksplozji doszło, gdy pojazd znalazł się przy punkcie kontrolnym. Zginęło dwóch kurdyjskich żołnierzy. Ataki prawdopodobnie były ze sobą skoordynowane.