Niemiecki dziennik "Bild" pisał w piątek w wydaniu internetowym, że liczba nielegalnych przekroczeń granicy polsko-niemieckiej wzrosła do rekordowego poziomu. "Funkcjonariusze Policji Federalnej na granicy są pierwszymi, którzy spostrzegają, że to wymyka się spod kontroli. Pomimo to desperacko próbują opanować sytuację, do jakiej doprowadziła polityka" - stwierdzono na łamach wysokonakładowego dziennika. Granica polsko-niemiecka. "Przywrócenie kontroli znacząco by pomogło" Gazeta cytowała jednego z policjantów, który uczestniczy w patrolach przy granicy z Polską i "każdego dnia ściga z kolegami przemytników". "Jestem tu już od kilku lat, ale praca jest coraz trudniejsza i wyczerpująca. I niestety także bardziej frustrująca, bo przypadki przemytu mnożą się każdego dnia, a my coraz częściej zostajemy w tyle. Gonimy furgonetki za granicę, jak w grze w kotka i myszkę" - mówił anonimowy rozmówca gazety. Dodał, że wprowadzenie stacjonarnych kontroli granicznych, jak obecnie na granicy z Austrią, "znacząco by pomogło". Wówczas - jak twierdzi - niekontrolowany przemyt ludzi nie byłby możliwy. Według policjanta pościgi są czasem niebezpieczne. Migranci często przemycani są w starych pojazdach i bez zabezpieczenia w przestrzeni ładunkowej. "To zagraża ich życiu. Potem przemytnicy zazwyczaj parkują furgonetki lub małe ciężarówki gdzieś w pobliżu granicy na poboczu drogi lub na polnej ścieżce i uciekają" - relacjonuje policjant. Ocenia też, że kraje sąsiednie czasem nie są zainteresowane wyłapywaniem przemytników u siebie. "Sojusznicy z Schengen nie traktują poważnie swoich zobowiązań" "Bild" przypomniał, że także związek zawodowy Policji Federalnej bezskutecznie apeluje do szefowej MSW Nancy Faeser o wprowadzenie stacjonarnych kontroli na wschodniej granicy. Przewodniczący związku Heiko Teggatz alarmuje w rozmowie z gazetą, że w związku z rosnącą imigracją "sytuacja krajów związkowych i gmin ciągle się pogarsza". "Nancy Faeser musi wreszcie działać i dać swej Policji Federalnej możliwość odsyłania (migrantów - red.) na wszystkich granicach. Tymczasowe kontrole graniczne to jedyna alternatywa. Przyglądanie się, jak co miesiąc kilka tysięcy ludzi nielegalnie dostaje się do Niemiec, jest nieodpowiedzialne" - mówi Teggatz gazecie "Bild. Zdaniem przewodniczącego związku za sytuację współodpowiedzialne są też kraje sąsiedzkie. "Dużym problemem jest to, że nasi sojusznicy ze strefy Schengen nie traktują swoich zobowiązań zbyt poważnie. Normalnie na nasze granice nie powinien docierać nikt, kto nie został zarejestrowany w innym kraju" - ocenia związkowiec. Teggatz narzeka również, że "migranci są po prostu wysyłani w kierunku Niemiec", a inne kraje Schengen nie chcą przyjmować już zarejestrowanych u nich imigrantów. "W ten sposób biznes band przemytniczych kwitnie dalej" - mówił Teggatz i dodał, że ludzie, którzy nielegalnie dostają się do Niemiec odsyłani są zbyt rzadko. "Punkt zapalny" na granicy polsko-niemieckiej Także stacja MDR w Sasonii informuje o sytuacji na wschodniej granicy. Według danych policji w sierpniu liczba imigrantów zatrzymanych na granicy państwa w Saksonii była rekordowa. Szczególnie region Górnych Łużyc wokół Budziszyna można nazwać "punktem zapalnym" nielegalnej imigracji - donosi MDR. Tylko we wtorek w regionie tym zatrzymano 69 imigrantów w ciągu doby. W środę rano policja natrafiła na 21 Syryjczyków na przystanku autobusowym w pobliżu miejscowości Halbendorf. - Migranci najczęściej są przejmowani przez kolejnych przemytników albo członków rodzin, albo też próbują jechać dalej autobusami i koleją - mówił w rozmowie z MDR Sachsen Alfred Klaner z komisariatu policji federalnej w Ebersbach. Według funkcjonariusza w 99 proc. przypadków imigranci chcą starać się o azyl i są kierowani do ośrodków tymczasowych na terenie Saksonii. Anna Widzyk, Redakcja Polska Deutsche Welle *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!