Spektakularny zwrot w polityce Partii Demokratycznej w Tajlandii opisuje brytyjski "Guardian". Tajlandia. Konserwatyści kuszą wyborców. Chcą ograniczyć rozwody i prostytucję Jak czytamy, konserwatywne i najstarsze na tajskiej scenie politycznej ugrupowanie chce przypodobać się wyborcom przed zbliżającymi się wyborami. Gra jest warta świeczki, zwłaszcza że w 2019 roku demokraci odnieśli porażającą klęskę, zajmując dopiero czwartą pozycję i 11 proc. głosów elektoratu. Teraz, by odmienić ten stan i powrócić na szczyt, Partia Demokratyczna postuluje zalegalizowanie sprzedaży i posiadania "zabawek dla dorosłych" w Tajlandii. Jak dowodzi Ratchada Thanadirek - członkini ugrupowania - obietnica nie stoi w sprzeczności z konserwatywnymi wartościami, a na dodatek "ma uzasadnienie społeczne i ekonomiczne". - One są przydatne, ponieważ ich legalizacja mogłaby pozytywnie wpłynąć na ograniczenie prostytucji i przestępstw, a także na spadek liczby rozwodów z powodu niedopasowania pod względem potrzeb cielesnych - podkreśla tajska polityk. Jak dodaje Ratchada, obecnie "zabwaki dla dorosłych" są sprowadzane do Tajlandii nielegalnie i bez kontroli jakości poszczególnych produktów. Potwierdza to redakcja "Guardiana". Jak czytamy, sprzedaż tego typu produktów jest zagrożona karą od roku do trzech lat pozbawienia wolności lub grzywną w wysokości około 60 tys. bathów (7260 złotych). Dla porównania średnia miesięczna pensja w Tajlandii to około 14 tys. 890 bathów. Brytyjski dziennik zauważa, że mimo dosyć restrykcyjnych przepisów dotyczących sprzedaży i posiadania "zabawek dla dorosłych", produkty te można kupić niemal na każdym rogu na przyulicznych straganach i targowiskach. Według przepisów proponowanych przez Partię Demokratyczną "zabawki dla dorosłych" miałyby być legalne dla osób powyżej 18. roku życia. Tajladnia. Partia Demokratyczna a wybory Jeszcze cztery lata temu Partia Demokratyczna pełniła istotną funkcję w systemie politycznym Tajlandii. Ugrupowanie cieszyło się wysokim poparciem, zwłaszcza wśród wyborców z klasy średniej oraz południa kraju. To zmieniło się w 2019 roku, gdy w kluczowych bastionach demokraci stracili mandaty w bastionach na rzecz partii Palang Pracharath. Najdotkliwszą stratą okazała się przegrana w Bangkoku, gdzie Partia Demokratyczna nie dostała ani jednego mandatu. Jak zauważa "Guardian", w czasie trwającej w Tajlandii kampanii liderzy partii politycznych starali się wkupić w łaski wyborców obietnicami podwyżek płac, a także ofertami programów wsparcia finansowego.