Rezolucję przegłosowano w Senacie stosunkiem 55 do 45 głosów. To rzadki przypadek, gdy ta kontrolowana przez republikanów izba opowiedziała się za ograniczeniem działań prezydenta. Przed tygodniem Senat odrzucił artykuły impeachmentu Trumpa. Rezolucja trafi teraz - jak zapowiadają demokraci - pod głosowanie w Izbie Reprezentantów, w której większość ma właśnie Partia Demokratyczna, a następnie na biurko prezydenta. Biały Dom zapowiedział już, że przywódca USA zamierza ją zawetować. Szanse na to, że Senatowi uda się odrzucić większością dwóch trzecich głosów weto prezydenta, jest niewielkie. W związku z tym uznaje się, że rezolucja - w trakcie nabierającej w USA tempa kampanii wyborczej - ma znaczenie głównie symboliczne. O czym mowa w rezolucji? Zainicjowana przez demokratę Tima Kaine'a rezolucja nakłada na prezydenta obowiązek wstrzymania wszystkich działań wojskowych wobec Iranu w 30 dni w przypadku braku zgody na nie ze strony Kongresu. Do 47 demokratów w Senacie dołączyło ośmiu republikanów, w tym m.in. senatorzy Mike Lee oraz Rand Paul, którzy wzywają do ograniczenia działań wojsk USA na świecie. W styczniu krytykowali oni administrację rządową za pomijanie Kongresu w polityce bliskowschodniej. Lee podkreślał w czwartek, że nie "chodzi o prezydenturę", ale o odpowiednią równowagę między egzekutywą a władzą ustawodawczą. Parlamentarzyści popierający rezolucję argumentują, że nie ma ona na celu "wiązać rąk" Trumpowi, ale "umocnić konstytucyjne prawa Kongresu do nadzoru wojny" - odnotowuje "New York Times". Inaczej widzą to przywódcy Partii Republikańskiej, którzy wzywali do głosowania przeciwko propozycji demokratów. Lider republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnel uznał, że rezolucja "znacznie ograniczy elastyczność amerykańskiej armii w obronie przed zagrożeniem, jakie stanowi Iran". "Radzimy sobie bardzo dobrze z Iranem i to nie jest czas, by okazywać słabość" - napisał prezydent na Twitterze, ostrzegając przed wysyłaniem "złego sygnału" Teheranowi. Operacja USA w Bagdadzie Kością niezgody między Białym Domem i demokratami jest operacja sił USA w Bagdadzie, w której na początku stycznia wojska amerykańskie zabiły szefa elitarnej jednostki sił irańskich Al-Kuds Kasema Sulejmaniego. Atak ten pogorszył i tak już napięte relacje między Waszyngtonem i Teheranem, a władze Iranu w odwecie przeprowadziły ostrzał rakietowy baz USA w Iraku. Demokraci podkreślają, że przed atakiem w Bagdadzie prezydent nie uzyskał parlamentarnej zgody na użycie sił zbrojnych, a operacja nie była konsultowana z Kongresem. Szefowa Izby Reprezentantów Nancy Pelosi przekazała w styczniowym oświadczeniu, że niejawny dokument na temat akcji, przesłany parlamentowi przez Biały Dom po operacji w Bagdadzie, "budzi poważne i pilne pytania w kwestii terminu, sposobu i uzasadnienia decyzji administracji dotyczącej podjęcia działań wymierzonych przeciwko Iranowi". Z demokratami nie zgadza się Trump, który twierdzi, że to on jako prezydent sprawuje kontrolę nad amerykańskimi siłami zbrojnymi. Z Waszyngtonu Mateusz Obremski