Cytowany w środę przez "Niezawisimą Gazietę" specjalista z moskiewskiego Centrum Analiz Strategii i Technologii, a jednocześnie redaktor naczelny pisma "Moscow Defense Brief" Michaił Barabanow wyjaśnił, że znalezione na miejscu ataku przez ekspertów ONZ i opisane w ich raporcie odłamki wyprodukowanego w ZSRR pocisku rakietowego RS M-14 to fragmenty rakiety z pochodzącej z 1952 roku wyrzutni BM-14-17 na podwoziu ZiŁ-151.Według Barabanowa widniejące na jednym z fragmentów cyfry "4-67-179" oznaczają: "4. partię", "1967 rok" i "fabrykę nr 179", tj. zakłady Sibsielmasz w Nowosybirsku, producenta pocisków rakietowych od czasów II wojny światowej. Ekspert zauważył, że ZSRR nie dostarczał Syrii pocisków chemicznych. - Jest to najwyraźniej pocisk dymny wykonany metodami chałupniczymi napełniony środkami chemicznymi - ocenił. Barabanow przyznał zarazem, że w latach 50. i 60. ZSRR eksportował do Syrii systemy rakietowe BM-14-17. - Jednak jest wątpliwe, by Syryjczycy wciąż mieli na uzbrojeniu sprawne BM-14-17. Ponadto pociski M-14 na pewno już dawno zaśmierdły - oświadczył. "Duży stopień prawdopodobieństwa" - Z dużym stopniem prawdopodobieństwa pociski rakietowe zostały znalezione przez powstańców w jakimś zdobytym składzie wojskowym i napełnione we własnym zakresie środkami trującymi - dodał ekspert. Barabanow zwrócił uwagę, że wojska syryjskie dysponują o wiele nowocześniejszymi systemami rakietowymi BM-21 Grad. - Jeśli broni chemicznej użyłaby syryjska armia, to raczej wykorzystałaby wyrzutnie Grad, a nie starocie z antykwariatu - podkreślił. Inny ekspert, przytoczony przez dziennik "Wiedomosti", pułkownik w stanie spoczynku Wiktor Murachowski zauważył z kolei, że terminy użytkowania wyprodukowanych w latach 60. rakiet M-14 już dawno wygasły, a trajektoria ich lotu jest nieprzewidywalna. - Nie można precyzyjnie określić, skąd przyleciały - zaznaczył dodając, że "w raporcie ONZ wskazano jedynie kierunek, z którego nadleciały". Również Murachowski odnotował, że armia Asada "ma na uzbrojeniu w dużej ilości rakiety Grad i inne nowocześniejsze pociski, zapewne posiadające wersje chemiczne". - Ich użycie przez armię byłoby bardziej logiczne - ocenił. - Ani typ substancji chemicznej, ani informacja o pociskach nie dowodzą, że ataku chemicznego dokonały siły rządowe. Wskazują raczej na powstańców - dodał rosyjski wojskowy. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun przedstawił w poniedziałek Radzie Bezpieczeństwa raport oenzetowskich ekspertów na temat użycia w zeszłym miesiącu broni chemicznej w Syrii. Eksperci potwierdzili w nim, że na przedmieściach Damaszku użyto sarinu. "Klarowne i przekonywujące dowody" Inspektorzy ONZ poinformowali, że są "klarowne i przekonywujące dowody" na użycie sarinu podczas ataku 21 sierpnia. Podkreślili, że pobrane na miejscu próbki "środowiskowe, chemiczne i medyczne" dostarczają dowodów na to, iż podczas ataku użyto "pocisków rakietowych ziemia-ziemia zawierających sarin", bojowy środek trujący o działaniu paralityczno-drgawkowym. "Wniosek jest taki, że broń chemiczna jest używana w trwającym konflikcie między stronami w Syryjskiej Republice Arabskiej (...) przeciwko cywilom, w tym dzieciom, na względnie wielką skalę" - napisano w raporcie. W sierpniowym ataku pod Damaszkiem, za którym - jak twierdzi Waszyngton - stoi reżim Asada, zginęło ponad 1400 osób, w tym 400 dzieci. Rosja niezmiennie uważa, że była to akcja syryjskiej opozycji, która miała na celu sprowokowanie interwencji zbrojnej USA i ich sojuszników. Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zauważył we wtorek, że po "regionie bliskowschodnim krążą duże ilości broni, tak z czasów radzieckich, jak i późniejszych". - Broń, którą wysyłano do Libii w czasie konfliktu, krąży teraz po całej Afryce Północnej, a może nawet poza jej granicami - oświadczył minister.