Rosja straszy "bojowymi komarami". "Spowodują poważne choroby zakaźne"

Oprac.: Marcin Jan Orłowski
Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej straszy powstaniem w regionie chersońskim ognisk chorób przenoszonych przez komary. Mowa m.in. o gorączce Zachodniego Nilu. Za "bojowe owady" odpowiadać mają wojska Stanów Zjednoczonych.

Informację o rzekomym zagrożeniu przekazał generał broni Igor Kiriłłow, szef wojsk ochrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
- Charakterystyczne jest to, że planowane przez reżim kijowski zalanie terytoriów obwodu chersońskiego może skomplikować sytuację, w tym infekcje arabowirusami. Po spadku poziomu wody możliwe jest utworzenie ognisk chorób przenoszonych przez komary, mowa o zachodniej Gorączce Nilu - mówił Kiriłłow w trakcie odprawy na temat działań biologicznych Stanów Zjednoczonych. Po raz kolejny rosyjska propaganda szerzy dezinformację na temat rzekomego wysadzenia tamy w Nowej Kachowce przez Ukraińców. Jednocześnie nie prezentują oni żadnych dowodów.
Zdaniem wojskowego, powódź w obwodzie chersońskim jest kolejnym elementem działań USA związanych z badaniami, w których sprawdzane jest bojowe wykorzystanie owadów krwiopijnych i kleszczy.
- Stany Zjednoczone starają się wykorzystać terytorium innych państw jako poligon doświadczalny do wypracowania możliwych scenariuszy - stwierdził.
Generał podkreślił, że rosyjskie ministerstwo obrony jest w posiadaniu informacji o dronach wypełnionych zakażonymi komarami, które mogą być użyte m.in. w wojnie w Ukrainie.
- Zgodnie z opisem dron musi dostarczyć pojemnik z insektami na dany teren i wypuścić je. Po ukąszeniu komary mogą zarazić personel wojskowy niebezpieczną infekcją np. malarią - przekonywał.
Rosja: "Bojowa szarańcza" w Donbasie
Wypowiedzi Igora Kiriłłowa to nie pierwszy przypadek, gdy Kreml stara się stworzyć propagandowy przekaz o broni biologicznej w postaci owadów, którą wykorzystywać mają żołnierze w wojnie w Ukrainie.
Dwa tygodnie wcześniej agencja RIA Nowosti pokazała film z udziałem żołnierki samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej. Kobieta przekonywała, że w pobliżu miejscowości Stanica Ługańska armia ukraińska używała "bojowej szarańczy".
Wszystko to miało być potwierdzone dokumentami odnalezionymi w budynkach opuszczonych przez ukraińskich wojskowych. Owady, jej zdaniem, trafiły w okolice Donbasu wprost z laboratorium w Waszyngtonie.
Więcej o wojnie w Ukrainie przeczytasz w raporcie Interii.