To odpowiedź greckiego premiera na gromadzenie się w Turcji, przy granicy z Grecją, setek uciekających ze swojego kraju Syryjczyków. Chcą oni wykorzystać decyzję Ankary o przepuszczaniu przez granice migrantów i - drogą morską lub lądową - przedostać się do Europy. "Chcę wyrazić się jasno: żadne nielegalne wjazdy do Grecji nie będą tolerowane. Zwiększamy bezpieczeństwo naszych granic" - napisał Micotakis na Twitterze. Dodał, że "Grecja nie ponosi żadnej odpowiedzialności za tragiczne wydarzenia w Syrii i nie będzie ponosić konsekwencji decyzji podjętych przez inne kraje". Wcześniej grecka policja podała, że w przygranicznym mieście Kastana zatrzymała kilkuset syryjskich migrantów, którzy ostatecznie utknęli w strefie buforowej na granicy Grecji z Turcją. Natomiast z zachodniego wybrzeża Turcji wypłynęła łódź z 50 osobami, która dopłynęła na Lesbos. Na tę grecką wyspę, jak poinformowała policja, dotarło też kilka pontonów z ok. 60 uchodźcami z Afganistanu. Dyrektor ds. komunikacji w tureckim ministerstwie obrony Fahrettin Altun podkreślił, że decyzja o przepuszczaniu uchodźców nie wpłynie na relacje Ankary z Zachodem. Zaznaczył, że migranci są teraz problemem Europy i całego świata. Przekonywał, że Turcja nie miała wyboru i zniosła kontrole graniczne w związku z tym, że nie otrzymała wystarczającego wsparcia w przyjęciu ok. 3,7 mln syryjskich uchodźców. Ankara podjęła decyzję o przepuszczaniu migrantów do Europy przez swoje terytorium po tym, jak w w syryjskiej prowincji Idlib, zabitych zostało 33 tureckich żołnierzy. Zginęli oni w czwartkowych nalotach syryjskich sił rządowych, prowadzących tam od grudnia ub.r. zbrojną ofensywę przeciwko rebeliantom.